Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lato: Teraz cieszę się życiem

Rozmawiał Tomasz Ryzner
Grzegorz Lato (ur. 1950) PZPN-owi szefował w latach 2008–2012
Grzegorz Lato (ur. 1950) PZPN-owi szefował w latach 2008–2012 FOT. TOMASZ BOŁT
Rozmowa z GRZEGORZEM LATO, królem strzelców mistrzostw świata w RFN (1974), byłym prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej

– Polak królem strzelców mundialu. Dziś brzmi to jak bajka.

– No to dodam do tego coś, o czym nie każdy kibic pamięta. Podkreśla się mój wynik, ale przecież wicekrólem strzelców, do spółki z Holendrem Nees­kensem, został Andrzej Szar­mach. Król i wicekról strzelców w jednej drużynie. Tego ani wcześniej, ani później nie było.

– Nazywają was „Orłami Górskiego”, ale trener Jacek Gmoch lubi w wywiadach akcentować, że bez niego nie byłoby medalu, że Kazimierz Górski wcale nie był taki genialny.

– Jacek to zawistny facet, zazdrosny o sukcesy trenera Górskiego. Zdobyliśmy złoto na igrzyskach w Monachium, srebrne medale na mundialu w Niemczech. Takie wtedy medale dawano za trzecie miejsce. Potem było jeszcze srebro na igrzyskach w Montrealu. Mieliśmy piłkarzy, ale słaby trener by takich wyników nie osiągnął. Jacek był odpowiedzialny wtedy za bank informacji. To nam pomagało, ale nie decydowało o wszystkim. Gdyby trener Górski słuchał we wszystkim Jacka, to marnie byśmy na tym wyszli. Jacek proponował, by mnie postawić na boku obrony. Wymyślił sobie, że skoro jestem szybki, sprawdzę się na tej pozycji. Trener Górski zadał wtedy jedno krótkie pytanie: „A kto, panie kolego, będzie gole strzelał?”.

– Cztery lata później na mundialu w Argentynie to Gmoch był tym pierwszym. Mówi się, że zmarnował szansę na złoto.

– Potencjał na mistrza mieliśmy, tyle że Jacka to przerosło. Nie wytrzymał ciśnienia. Poza tym brakło trochę cwaniactwa. Wygraliśmy w grupie wszystkie mecze i wpakowaliśmy się do grupy z Brazylią, Argentyną i Peru. Inne drużyny, jak choćby Niemcy, potrafią czasem zakombinować, uniknąć niewygodnych rywali. My graliśmy na sto procent. Niby tak powinno być, ale jak potem coś nie wyjdzie, to człowiek zaczyna gdybać.

– Dużym powodzeniem cieszy się książka „Spalony”, czyli wspomnienia Andrzeja Iwana. Nie kusi Pana, by tak jak Iwan wydać drukiem coś z pieprzem?

– To nie w moim stylu. Takie książki, jak ta Andrzeja, są ciekawe dla kibiców, ale mnie nie kręcą. Nie jestem za tym, aby po latach babrać się w jakiś konfliktach, wyciągać brudy z szatni. Można łatwo kogoś obrazić; czyta to rodzina, dzieci, krewni...

– Wiele lat temu jeden brud Pan jednak wyciągnął, wspominając o dolarowej zachęcie Argentyńczyków, którą 40 lat temu dostaliście przed meczem z Włochami (wygrana Polaków dawała awans ekipie z Ameryki Płd. – przyp.). Pieniądze dostał podobno Robert Gadocha, ale nigdy się nimi nie podzielił.

– Przekonałem się, że jak czasem dajesz wywiad, to mówisz jedno, a potem czytasz drugie. O sprawie dowiedziałem się od argentyńskiego piłkarza, gdy grałem w Meksyku. Powiedział, że ktoś dostał te dolary, ale nie wiedział kto. Nigdy nie mówiłem, że to Robert, ale dziennikarz włożył mi takie zdanie w usta i poszło w świat, że Lato nadaje na kolegę.

– Przed niedawnym meczem naszej kadry z Litwą w Gdańsku odbyło się spotkanie Orłów Górskiego, ale Gadochy nie było.

– Siedzi gdzieś za granicą. Nie ma z nim kompletnie kontaktu. Brakowało też Maszczyka. Spotkanie zorganizował PZPN. Było miło, sympatycznie, każdy dostał na pamiątkę koszulkę reprezentacji ze swoim numerem.

– Iwan miał problemy z alkoholem i hazardem. W książce zdradza, że na mundialu w Hiszpanii graliście w pokera o grube sumy. Najwięcej miał przegrać Józef Młynarczyk.

– Może. Mnie do pokera nie ciągnęło, do kasyna tak samo. Ciężko zasuwałem, żeby do czegoś dojść i szanowałem to, co zarobiłem. Nie jestem abstynentem, ale nie znajdzie pan jednego zdjęcia czy filmu, na którym Lato chwieje się na nogach. Wino do obiadu, kieliszek–dwa przy jakiejś okazji wypiję, ale nigdy nie był to problem.

– Kumple z kadry Górskiego nie zazdroszczą Panu pozaboiskowej kariery? W końcu nie każdy z nich się dorobił, a Pan był trenerem, godnie zarabiał jako senator, a w końcu jeszcze lepiej jako szef PZPN.

– Poradziłem sobie w życiu, ale większość kolegów też. Heniu Kasperczak zrobił trenerską karierę. Nie zadzieram nosa, jestem sobą. Mam wielu dobrych kompanów z dawnych lat. Jasiu Domarski to niemal rodzina. Lubię krakowską paczkę: Adama Musiała, Zdzisława Kapkę czy Kazimierza Kmiecika.

– A Jan Tomaszewski? Pisano, że chciał go Pan usunąć z Klubu Wybitnego Reprezentanta.

– Sam zrezygnował. Janka roznosi energia, ale w tym wszystkim grubo przesadza. Rzuca obelgami, obraża piłkarzy, kolegów. Zachowuje się jak chory człowiek, ale co mam zrobić? Śmieję się z tego.

– Z ataków Kazimierza Grenia, prezesa Podkarpackiego ZPN, też się Pan śmiał?

– To mały człowiek. Z Kaziem to było tak: przyszedł do mnie i zaproponował pomoc przy wyborach na prezesa PZPN. W zamian chciał zostać członkiem zarządu związku i nim został. Potem nabrał jednak apetytu na coś więcej. Gdy tego nie dostał, wściekł się i zaczął po mnie jeździć.

– Kiedy ludzie czują się zniesławiani, oddają sprawę do sądu.

– Po sądach lubi chodzić Kaziu. Ja mam grubą skórę i cieszę się życiem.

– Ktoś kiedyś napisał, że szefując PZPN-owi w taki a nie inny sposób, deptał Pan własną legendę.

– Dziennikarze bili we mnie jak w bęben, ale proszę mi wierzyć, spokojne patrzę w lustro. Zostawiłem związek bez długów. Niczego nie ukradłem, byłem uczciwy. Zarzucano nam korupcję przy kupnie działki w Wilanowie. Sąd śledztwo umorzył, a potem biegły sądowy wycenił ją jeszcze wyżej, niż my za nią płaciliśmy. Zaglądano nam do kieszeni, patrzono na ręce, zapominając, że związek nie bierze złotówki od polskiego podatnika.

– Jakie ma Pan relacje ze Zbigniewem Bońkiem?

– Jak najlepsze. Rozmawialiśmy w czasie gdańskiego spotkania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski