Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lawina nie musi zabić. 15 zł może uratować życie.

Redakcja
Fot. Ingimage
Fot. Ingimage
52-letnia narciarka z Zakopanego, przysypana w niedzielę przez lawinę w rejonie Kasprowego Wierchu w Tatrach, zmarła w nocy z poniedziałku na wtorek w zakopiańskim szpitalu. Na lawinisku ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego odkopywali ją przez niemal godzinę.

Fot. Ingimage

BEZPIECZEŃSTWO. Narciarka przysypana w niedzielę przez lawinę w rejonie Kasprowego Wierchu w Tatrach, zmarła w nocy z poniedziałku na wtorek w zakopiańskim szpitalu.

- Długi czas spędzony pod śniegiem przesądził o niedotlenieniu organizmu i śmierci kobiety. Cud czasem się zdarza, ale w tym przypadku trudno było na niego liczyć - mówi wprost Mieczysław Ziach, członek zarządu i zastępca naczelnika TOPR.

Pomoc ratowników nie mogła być szybsza, bo zasypana nie miała przy sobie detektora lawinowego, zwanego "piepsem", niewielkiego urządzenia, które wysyła sygnał radiowy spod śniegu, dzięki czemu można je namierzyć z odległości kilkudziesięciu metrów. I co bardzo ważne, nawet spod grubej warstwy śniegu.

Koszt urządzenia - zależnie od marki, stopnia zaawansowania itp. - waha się od kilkuset do 1,5 tys. zł. Ale turystom indywidualnym wystarczą modele najtańsze. I nie- koniecznie trzeba je kupować. Niektóre schroniska prowadzą wypożyczalnie "piepsów", podobne punkty są też w Zakopanem. Wypożyczenie ratującego życie urządzenia kosztuje około 15 zł za dobę.

- Rośnie zainteresowanie tego rodzaju sprzętem, co wynika z szeroko prowadzonej, m.in. przez TOPR, akcji edukacyjnej. Musimy pamiętać, że kanon zimowej turystyki to sonda lawinowa, łopatka i właśnie "pieps" - zwraca uwagę Wojciech Słowakiewicz z portalu Wspinanie.pl.

W przypadku zasypania w lawinie pomóc nam może też niewielka płytka systemu RECCO, często wszywana w odzież narciarską lub do turystyki zimowej (m.in. kurtki, buty, spodnie). To element właściwie niezniszczalny, niewymagający zasilania; działa na zasadzie reflektora - odbija sygnał wysyłany przez specjalny nadajnik. Niestety, takimi nadajnikami nie dysponują raczej zwykli turyści, więc i tak - w razie wypadku - będzie trzeba czekać na przybycie ratowników. To zaś zmniejszy szanse na przeżycie.

Wczoraj w Tatrach obowiązywał trzeci - w pięciostopniowej, rosnącej skali - stopień zagrożenia lawinowego. A to oznacza, że lawiny mogą schodzić samoistnie.

Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe informowało, że szczególnie niebezpieczne są stoki o północno-wschodniej, północnej i północno-zachodniej ekspozycji.

Przed wyruszeniem w góry warto pamiętać, że lawiny występują nie tylko w Tatrach. Mogą schodzić w Beskidach, m.in. na Pilsku, Babiej Górze i w Bieszczadach, a także Karkonoszach.

I to właśnie w Karkonoszach wydarzył się najbardziej tragiczny wypadek lawinowy w Polsce. 20 marca 1968 r. śnieżne nawisy nawiane nad Białym Jarem przysypały 24 osoby. Lawiny nie przeżyło 19 obywateli ZSRR, NRD i Polski. Natomiast najtragiczniejszy wypadek lawinowy w Tatrach zdarzył się 28 stycznia 2003 r.; w drodze na Rysy zginęło 8 uczestników wycieczki licealistów z Tychów.

Podczas ratowania turystów zasypanych przez lawiny największe znaczenie ma czas. Szanse na przeżycie będą mieć ci, którzy zostaną odkopani w ciągu kwadransa. Potem z każdą minutą prawdopodobieństwo ocalenia maleje.

Niestety, nadal wielu turystów, nawet bardzo doświadczonych, podczas wędrówek pieszych czy narciarskich po Tatrach zimą nie ma przy sobie "piepsów", urządzeń, dzięki którym łatwiej ich w razie wypadku zlokalizować w lawinisku.
- Z doświadczeń TOPR wynika, że zasypani znajdowani są zwykle około 1,5 m pod powierzchnią śniegu, a w przypadku takiej głębokości nie ma problemów z natrafieniem na nich, jeśli mają "piepsa". Tyle że nadal wiele osób uważa, że lepiej zainwestować w lepsze buty, wiązania, narty skiturowe niż w sprzęt, który może uratować życie - mówi Mieczysław Ziach, zastępca naczelnika TOPR.

Takie myślenie turystów, którzy zimą wybierają się w góry, próbuje zmienić od kilku lat Fundacja im. Anny Pasek. Anna Pasek, podróżniczka, geograf, doktorantka UJ, w 2007 r. zmarła z wychłodzenia, czekając na pomoc po zejściu lawiny pod Mont Blanc.

- Ludziom często wydaje się, że lawiny zdarzają się tylko w górach wysokich, na stromych stokach, ale jak pokazał ostatni przypadek w Tatrach, mogą wystąpić także w dolinie. Dlatego razem m.in. z TOPR i GOPR, prowadzimy szkolenia, które uświadomić mają nie tylko młodym ludziom, że skoro chcą jak najdłużej cieszyć się swoją pasją, to muszą robić to bezpiecznie. Detektor, sonda lawinowa i łopatka to dla nas Trójca Święta - mówi prezes fundacji Paweł Chrustek, ratownik GOPR i doktorant UJ.

- Największe szanse na uratowanie nas z lawiny mają ci, którzy szli z nami, dlatego posiadanie sprzętu lawinowego tylko przez zasypaną osobę nic nam nie da - zauważa Wojciech Słowakiewicz z portalu Wspinanie.pl.

Ratownicy TOPR podkreślają, że zimą trzeba przemyśleć pomysł każdej wędrówki. Nawet przy pierwszym, zdawałoby się niewielkim, stopniu zagrożenia lawinowego, może zdarzyć się nieszczęście. Przykładem lawina, która 30 grudnia 2009 r. na Buli pod Rysami porwała sześć osób. Trzy zginęły, dwie zostały ranne. Z obserwacji TOPR wynika, że w ostatnich latach do wypadków lawinowych dochodzi najczęściej właśnie w rejonie Rysów. Ostatnio zaobserwowali ślady po lawinach w okolicach Hali Krupowej w Beskidzie Żywieckim.

Naukowcy z UJ i Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, przy współpracy m.in. z IMiGW i Instytutem Badań Śniegu i Lawin w Davos w Szwajcarii, pracują nad przygotowaniem cyfrowych map terenów lawinowych w Polsce.

Piotr Subik

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski