Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lech - Cracovia 2:0. "Pasy" będą chciały jak najszybciej zapomnieć o początku sezonu

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
Trener Michał Probierz i prezes Cracovii Janusz Filipiak
Trener Michał Probierz i prezes Cracovii Janusz Filipiak Fot. Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Piłkarska ekstraklasa. Drugi mecz, druga porażka. Początek sezonu jest dla Cracovii jak z koszmarnego snu.

Po burzliwym tygodniu, którego głównym motywem była afera z udziałem Miroslava Covilo, zakończona odsunięciem Serba od zespołu, Michał Probierz nie miał wiele czasu, by pozbierać zespół i tchnąć w niego nowego ducha. - Próbowaliśmy odciągnąć zawodników od ostatnich wydarzeń, były też rozmowy grupowe i indywidualne – opowiadał trener. Robiona na gwałt psychoterapia nie przyniosła jednak efektów. „Pasy” z kozetki zeszły za wcześnie, ich gra – chaotyczna i pozbawiona pasji - była raczej przygnębiającą ilustracją ostatnich klubowych historii niż ich zaprzeczeniem.

Nawet kiedy do gości uśmiechnął się los, gdy pod koniec pierwszej połowy sędzia podyktował dla nich rzut karny (zagranie ręką Michała Janickiego), skończyło się to źle. Michał Helik, następca Covilo w roli kapitana, a w ubiegłym sezonie najskuteczniejszy obrońca ekstraklasy, kopnął piłkę wysoko nad poprzeczką, prosto w puste trybuny.

„Koncentracja, głowa do góry!” - krzyczał Probierz, a gdyby podopieczni mieli w sobie jego ogień, może wyglądałoby to lepiej. Trener Cracovii był najgłośniejszą osobą na stadionie – kibiców Lecha nie było, poznański klub wciąż płaci za ich zachowanie w końcówce poprzedniego sezonu – ale głosowe sterowanie drużyną nie działało. Odporni na uwagi byli zwłaszcza obrońcy, przy golu Darko Jevticia (20 min) źle ustawieni byli wszyscy czterej. Można było odnieść wrażenie, że gdyby Lech zaczął grać ciut odważniej, to nie byłoby czego zbierać. Ale gospodarze nie zamierzali szarżować z ryzykiem. Goście tym bardziej. Rzut karny był jednym momentem, gdy rywali mógł oblać zimny pot.

- Próbujemy coś budować, ale brakuje kropki nad i – mówił w przerwie Marcin Budziński. W kwadrans w szatni nie udało się jednak zrobić nawet podstawowych napraw i gra krakowian wyglądała podobnie. W 60 min na boisku pojawił się Hiszpan Elady Zorrilla, ale to nie był debiut, o którym kibice będą długo pamiętać. Probierz w krwiobieg wpuścił też młodą krew – Sebastiana Strózika i Radosława Kanacha.

Cracovia miała momenty, gdy dominowała nad Lechem, ale nie potrafiła zmienić statystyk. Nie tylko goli, ale również celnych strzałów. Przez 90 minut ani razu nie zmusiła Jasmina Buricia do wysiłku, jeśli bramkarz Lecha już interweniował, to na przedpolu. Najlepsza szansa, którą zmarnował Milan Dimun, też mogłaby być dowodem na nerwową sytuację w klubie. Słowak w polu karnym mógł zrobić z piłką wszystko, a strzelił z nieprzygotowanej pozycji panu Bogu w okno. Gospodarze też atakowali rzadko, ale groźniej. Maciej Gostomski uratował kolegom skórę w jednej sytuacji, gdy wygrał pojedynek z Joao Amaralem, ale przy strzale głową Christiana Gytkjaera w 87 min był już bezradny. To był koniec marzeń Cracovii o dobrym wyniku.

W następnej kolejce, w poniedziałek, „Pasy” zagrają pierwszy raz w tym sezonie na własnym stadionie. Do Krakowa przyjedzie Arka Gdynia.

Atrakcyjność meczu: 4/10
Piłkarz meczu: Darko Jevtić

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Lech - Cracovia 2:0. "Pasy" będą chciały jak najszybciej zapomnieć o początku sezonu - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski