Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Legia mnie nie interesuje

Rozmawiał Bartosz Karcz
- Stylu gry na mecz z Legią nie zmienimy - mówi Franciszek Smuda
- Stylu gry na mecz z Legią nie zmienimy - mówi Franciszek Smuda ANDRZEJ BANAŚ
Rozmowa. - Udało mi się przekonać zawodników do treningów, taktyki. Nasze relacje są bardzo dobre. Myślę, że można je nawet określić koleżeńskimi. Ale jak jest tego za dużo, to śrubę też potrafię przykręcić i być dyktatorem - mówi trener Wisły Kraków, FRANCISZEK SMUDA

- Gdyby ktoś Panu powiedział kilka tygodni temu, że w 9. kolejce zagra Pan z Legią jako lider przy ponad 30 tysiącach widzów, to uwierzyłby Pan?

- Po niemiecku mówi się "spass muss sein", ale w tym przypadku to nie jest żart. My rzeczywiście jesteśmy na pierwszym miejscu. Nie można się jednak tym faktem nadmiernie ekscytować. Powtarzam chłopakom, żeby myśleli o każdym następnym meczu i o punktach. To, czy teraz jesteśmy na pierwszym, drugim czy trzecim miejscu, ma mniejsze znaczenie. Chodzi przede wszystkim o to, żeby do połowy grudnia "natłuc" jak najwięcej punktów.

Przy tym systemie rozgrywek, który był wcześniej, to można było myśleć o mistrzostwie od początku sezonu. Teraz gdy jest play-off, podział punktów, można o tym zacząć myśleć dopiero wiosną. A teraz - powtórzę to jeszcze raz - liczą się tylko punkty w każdym kolejnym meczu.

- Jest w klubie presja, że musicie pokonać Legię?

- Nie musi być jej w klubie, bo zawodnicy mają takie podejście do sprawy, że ja nawet odzywać się nie muszę. Oni sami
nakładają na siebie presję. A ja nie chcę, żeby było za dużo napinania mięśni, przesadnej motywacji, bo później starcza jej na 25 minut i się gaśnie. Przeżyłem to na Euro 2012, więc wiem, o czym mówię.

Wolę pokorę, spokój i po cichu do przodu. Tonować ich jednak nie będę. No, chyba, że zobaczę kogoś, że podchodzi do sprawy na zasadzie "hurra, burra", to dostanie w czapkę i będzie po sprawie. To jest jednak grupa fajnych chłopaków. Oby się ona jak najdłużej utrzymała, a jak dołączymy w zimie do tego trzech, czterech dobrych zawodników, to będziemy mieć fajny zespół.

- Oglądał Pan mecz Legii z Lokeren w Lidze Europy?

- Oglądałem.

- Wie Pan coś więcej o drużynie z Warszawy po tym spotkaniu?

- Oczywiście oglądam mecze naszych przeciwników, z którymi gramy w następnej kolejce. Generalnie jednak koncentruję się na swoim zespole. Staramy się tak przygotować chłopaków, żeby dobrze grali i żeby wygrywali. Jak mam być szczery, to Legia mnie nie interesuje. My mamy grać swoje, strzelić więcej bramek niż przeciwnik i wygrać. W Realu, Bayernie czy Dortmundzie nie patrzą na przeciwników, tylko wychodzą na boisko i grają swoje. My też tak chcemy podchodzić do sprawy.

- Jak wyglądają Pana relacje z prezesem Legii, Bogusławem Leśnodorskim, bo rok temu trochę szczypaliście się w mediach?

- Nie ma o czym mówić, bo ja z tym panem słowa w życiu nie zamieniłem. Legii życzę jednak jak najlepiej. Niech wygrywają w Lidze Europy. Dobrze, że wylosowali taką grupę, bo mogą z niej wyjść. I dobrze, bo robią punkty dla całej naszej ligi.

- Wisła imponuje w tym sezonie ofensywną grą. Gdy jednak graliście rok temu z Legią w Krakowie, wycofaliście się na swoją połowę, czym przechytrzyliście trochę rywali. Teraz też będzie Pan chciał czymś zaskoczyć warszawian, jeśli chodzi o ustawienie drużyny?

- Jest różnica jeśli chodzi o Wisłę sprzed roku i tę, którą mamy teraz. Wtedy to były nasze pierwsze kroki w budowie zespołu. Teraz dalej kleimy drużynę na przyszłość, żeby to wyglądało jeszcze lepiej. Na europejskie puchary to nie wystarczy. Trzeba Wisłę uzupełnić jeszcze bardzo dobrymi zawodnikami. Jak patrzę na drużyny w pucharach, to widzę, że to co mamy na dzisiaj, to jeszcze nie jest to.

Jeśli natomiast chodzi o niedzielny mecz, to kombinować nie będziemy, stylu nie zmienimy. Zagramy tak, jak w ostatnich spotkaniach. Tylko trzeba wykorzystywać sytuacje, bo w poprzednich meczach mieliśmy ich tyle, że można było worek z bramkami zawiązać i nie wychodzić na drugą połowę spotkania. A jednak nie wykorzystywaliśmy swoich szans i trzeba się było mordować.

- W niedzielę może zabraknąć Arkadiusza Głowackiego, który ma kontuzję mięśnia dwugłowego. Już Pan wie, kto ewentualnie zastąpi kapitana?
- Co do Arka to pozostaje znak zapytania. Jesteśmy jednak przygotowani na oba warianty gry - z nim i bez niego. Jeśli nie będzie mógł wystąpić, to będzie grał Węgier Guzmics. Na początku nie znałem wszystkich jego walorów. Teraz jednak widzę, że jest szybki, zdecydowany, po prostu piłkarz. A co do naszej sytuacji kadrowej, to drobne problemy ma jeszcze Sarki, któremu Darek Dudka nadepnął na treningu na stopę.

- A Wilde-Donald Guerrier będzie w kadrze meczowej?

- Skoro grał ponad godzinę w swojej reprezentacji, to teraz przynajmniej na ławce musi usiąść.

- Jak to jest z tą pańską wąską kadrą? Jeszcze niedawno mówił Pan, że ma dziesięciu seniorów i dziesięciu juniorów. Tylko że jak popatrzeć obecnie na zespół Wisły, to chyba aż tak źle nie jest.

- Najlepiej się buduje po cichu. Chcemy mieć przynajmniej osiemnastu zawodników na wysokim poziomie. Wtedy jest konkurencja i drużyna rośnie z dnia na dzień. Krok po kroku zbliżamy się do tego celu.

- Gdy pyta się pańskich piłkarzy, gdzie tkwi tajemnica waszych dobrych wyników, to wszyscy powtarzają jedno - atmosfera. Jak kształtuje się tak dobre relacje między zawodnikami?

- Zawsze staram się dobierać zawodników w taki sposób, żeby pasowali do zespołu zarówno pod względem umiejętności, jak i charakterów. Ten charakter jest potrzebny właśnie po to, żeby była atmosfera. Czasami jest bowiem tak, że w drużynie są "charakterki", które trudno wyprostować i jeden czy dwóch takich gagatków może rozłożyć szatnię.

Mnie jednak jakoś się udaje tak dopasować piłkarzy, że nie mamy z tym problemów. Udało mi się przekonać zawodników do treningów, taktyki. Nasze relacje są bardzo dobre. Myślę, że można je nawet określić koleżeńskimi. Ale jak jest tego za dużo, to śrubę też potrafię przykręcić i być dyktatorem.

- Piłkarze Wisły mówią, że czerpią z gry przyjemność. Czy to wynika z tego, że nie narzuca Pan im nadmiernych obowiązków taktycznych, pozwalając na improwizację?

- Te rzeczy trzeba wyważyć. Piłkarza nie można ograniczać. On musi potrafić odegrać każdą rolę na boisku. Musi umieć odnaleźć się w każdej sytuacji. Ja zostawiam im swobodę, ale jednocześnie połączoną z dyscypliną.

- Odkąd znów podjął Pan pracę w Wiśle, udało się Panu reaktywować kilku piłkarzy. Jak Pan do nich dociera?

- Staram się im powtarzać, że nawet jeśli mają po trzydzieści czy więcej lat, to ciągle mogą jeszcze wiele osiągnąć. To jest dla nich motywacja, żeby poświęcić się w stu procentach na każdym treningu i podczas meczu. Trzeba ich utrzymać w dobrej fizycznej formie. Modlimy się, żeby nie było kontuzji. A jak ich nie ma, to drużyna gra. Oczywiście taka motywacja nie zawsze przynosi efekty w stu procentach. Widać to było w Bydgoszczy, gdzie musieli dostać dwa gongi, żeby się obudzić.

- Po meczu Zawiszą więcej było mocnych słów za kilkudziesięciominutowy przestój czy pochwał za to, że zespół się pozbierał i wygrał?

- Była bura, bo do takich sytuacji nie można dopuszczać.

- Pan też, tak jak piłkarze i kibice, odczuwa ekscytację przed takimi spotkaniami, jak ten z Legią?

- Podchodzę do tego spokojnie. Z doświadczenia wiem, że jak za bardzo pompuje się balon, to wprowadza to do drużyny za dużo chaosu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski