Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lęk i obrzydzenie

Redakcja
Nowy stary rząd zajęty jest unijnymi ceremoniami. W większości jest to teatr, w którym znudzeni aktorzy powtarzają banalne formułki przy pustej widowni.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Jeden spektakl jest dosyć ważny, ten pod hasłem "Grecja”. Na szczęście nie dotyczy naszej kasy, bo pozostajemy poza sferą euro, ale z racji prezydencji musimy przewodniczyć, przemawiać i robić wrażenie w temacie zorientowanych. Nawet nieźle to idzie.

Na razie więc rząd ma czas tylko na unijne nasiadówki, a ministrowie – na ploty, kto zostaje, kto wyleci i gdzie wyląduje. Bardzo męczące i absorbujące zajęcie. Co innego przecież dyskutować górnolotnie o ogólnych sprawach polityki, a co innego zabiegać o własny stołek. Tym bardziej że premier nie jest wylewny ze swoimi planami personalnymi. Wszyscy czekają, większość się boi. Czas leci.

Czuję się trochę zawiedziony. Oglądałem wiele wyborów w różnych miejscach i wiem, że po zliczeniu głosów następuje u zwycięzców erupcja energii. Rozpoczynają się reformy, startują wielkie programy przebudowy państwa. Zwycięzcy tryskają optymizmem, przegrani liżą rany i kłócą się, kto winien. Jest tzw. nowe otwarcie.

U nas na razie ożywienia nie zauważyłem. Szczególnie brak go w sferze biznesu. Rząd gdzieś się zaszył, z wyjątkiem premiera, który gra twardo z kolegami, i kilku ministrów zajmujących się Unią. Z przedsiębiorcami nikt nie rozmawia i chyba nie ma zamiaru. A oni mogą tyle ciekawych rzeczy powiedzieć.

Dziwne to zjawisko, niespotykane w rozwiniętych państwach. W USA, W. Brytanii, RFN, właściwie wszędzie, ludzie biznesu są cenionymi partnerami rządu i polityków. Polityka służy tam rozwojowi gospodarki, ale przecież nie ministrowie i urzędnicy wiedzą, jak tworzyć wzrost gospodarczy, miejsca pracy i dobrobyt. Robi to biznes, a państwo powinno mu usilnie pomagać. W interesie własnym, społeczeństwa i właściwie wszystkich. Koniunktura gospodarcza sprzyja utrzymaniu władzy, zastój daje pewność jej utraty.

Ostatnim premierem, który nie bał się rozmawiać z przedsiębiorcami, był Leszek Miller. Za jego kadencji ustalono podatek od działalności gospodarczej na 19 proc. Szczęśliwie pozostało tak do dzisiaj. Trudno wyliczyć, ale część naszej nieustającej koniunktury ekonomicznej (świat nam jej zazdrości) jest skutkiem tej śmiałej decyzji.

Potem było tylko gorzej. Kolejne rządy bały się kontaktów z czołówką polskiego życia gospodarczego, żeby przypadkiem nikt ich nie posądził o jakieś machlojki. Dużą winę za taki chory stan rzeczy ponoszą zresztą sami biznesmeni. Dopuścili do przyklejenia im łatki mętnych indywiduów, od których uczciwy człowiek, a szczególnie polityk, powinien trzymać się z daleka. Oczywiście, wśród przedsiębiorców trafiają się kryminaliści, tak jak wśród urzędników, polityków czy sportowców. Nikt jednak nie podjął trudu edukacji Polaków, że Clinton miał rację ("gospodarka, głupku”) i że bez sprawnego biznesu nie ma dobrobytu, bezpieczeństwa, opieki zdrowotnej – nie ma demokracji.

Nastąpił rozdział biznesu od państwa. Rząd PiS traktował biznesmenów z nietajonym obrzydzeniem. Na początku kadencji szef CBA wymienił kilku znanych przedsiębiorców jako podejrzanych. Później były transmisje telewizyjne, pokazujące, jak silna władza tępi gospodarczych przestępców.

Zmienił się rząd, obrzydzenia już nie demonstrowano, ale strach przed kontaktami z "nieczystymi” – i owszem. Zachodni premierzy i prezydenci przy okazji zagranicznych wizyt załatwiają konkretne sprawy konkretnych firm, bo tak postrzegają interes kraju i swoją funkcję. Nasi nie dotykają niczego, bo boją się posądzenia o jakieś korupcyjne konszachty. Pełne nieszczęście.

Przykład idzie z góry, reszta struktury państwa działa podobnie. Styl formułowania pism urzędowych jest jak komunikacja z wrogiem. Urzędnicy wzywają, nakazują,zakazują – wszystko przy akompaniamencie groźnie brzmiących paragrafów. Obywatel nie powinien niczego od władz oczekiwać, bo to on ma obowiązki, nie państwo.

Byłem poza domem, kiedy nadszedł list polecony. Listonosz zostawił w skrzynce "Zawiadomienie o złożeniu przesyłki poleconej w postępowaniu administracyjnym”. Muszę ją odebrać w ciągu tygodnia, a jak nie odbiorę, to i tak urząd uzna list za doręczony. Mam prawo być np. na dwutygodniowym urlopie. Kiedy wrócę, nie dowiem się o co chodziło. Urząd podejmie jakąś decyzję, bez mojego głosu. Mogę się z nią nie zgodzić, ale odkręcenie sprawy potrwa lata. Jeśli w ogóle będzie możliwe.

Zacznijmy z sobą rozmawiać bez lęku lub obrzydzenia. Wspólnie pomyślmy, czy nie może być szybciej, sprawniej, z uśmiechem zamiast naburmuszenia. W końcu wszystkim nam chodzi o to samo: żeby było lepiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski