Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarze nie składają broni

Iwona Krzywda
Iwona Krzywda
123rf
Ochrona zdrowia. Negocjacje protestujących medyków z resortem zdrowia zakończyły się fiaskiem. Rezydenci planują zaostrzenie strajku i wypowiadanie klauzuli umożliwiających im pracę powyżej 48 godzin w tygodniu. Jeśli do tego dojdzie, niektórym lecznicom grozi paraliż.

Już dziesiątą dobę trwa głodówka młodych medyków zorganizowana przez członków Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. W proteście odbywającym się w budynku warszawskiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego bierze udział ok. 25 osób. - Protest cały czas się rozszerza i dołączają do nas kolejni chętni - informuje Łukasz Jankowski z Porozumienia Rezydentów OZZL

Głodujący medycy liczyli, że ich strajk uda się zakończyć dzięki mediacjom z resortem zdrowia. W ramach nich w nocy z poniedziałku na wtorek z protestującymi rezydentami po raz kolejny spotkał się minister Konstanty Radziwiłł. Porozumienia jednak nie osiągnięto. - Doszliśmy do ściany. Minister Radziwiłł po raz kolejny powtórzył jedynie, że głodówka nie jest odpowiednią formą protestu. Nie usłyszeliśmy za to żadnej konkretnej propozycji, która byłaby odpowiedzią na nasze postulaty - relacjonuje Jankowski.

Wobec fiaska rozmów z resortem, rezydenci oczekują, że na miejscu protestu pojawi się premier Beata Szydło. Zdaniem medyków, tylko szefowa rządu może podjąć kroki gwarantujące spełnienie ich oczekiwań, które dotyczą m.in. podwyżek pensji, wzrostu nakładów na zdrowie, likwidacji kolejek oraz ograniczenia biurokracji związanej z leczeniem.

Jeżeli premier Szydło nie zdecyduje się na interwencję, lekarze zapowiadają zaostrzenie protestu. Właśnie rozpoczęli przygotowania do ogólnopolskiej akcji wypowiadania tzw. klauzuli opt-out. Tego rodzaju zapis w umowie zawartej z młodym lekarzem oznacza dobrowolną zgodą na pracę powyżej 48 godzin w tygodniu i pełnienie dodatkowych dyżurów. W praktyce to właśnie klauzula opt-out umożliwia dyrektorom niektórych lecznic zapewnienie chorym właściwiej opieki.

- Funkcjonowanie wielu placówek opiera się właśnie na rezydentach. Są oni bardzo cenną siłą roboczą, która nic nie kosztuje, bo ich pensje opłaca resort zdrowia. To rezydenci pracują na izbach przyjęć, dyżurują na szpitalnych oddziałach ratunkowych i łatają dziury wszędzie tam, gdzie brakuje wykwalifikowanej kadry medycznej - wskazuje prof. dr hab. med. Andrzej Matyja, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Krakowie. - Jeżeli zdecydują się na strajk generalny, powstanie realny problem z obsadzeniem dyżurów i dojdzie do zawału systemu - nie kryje obaw.

W całym kraju kształcenie specjalizacyjne odbywa ponad 16 tys. osób. Tylko w małopolskich lecznicach rezydentów jest niemal dwa tysiące, najwięcej w dwóch placówkach należących do Uniwersytetu Jagiellońskiego: w Szpitalu Uniwersyteckim oraz Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym kształci się i pracuje łącznie ponad 500 młodych medyków. Teoretycznie w razie zaostrzenia protestu, obowiązki strajkujących rezydentów powinni przejąć bardziej doświadczeni lekarze. Problem w tym, że jest ich jak na lekarstwo. O zdrowie Małopolan dba zaledwie 14 tys. specjalistów, a niemal wszystkie regionalne placówki cały czas bezskutecznie szukają rąk do pracy.

- Rezydenci odpowiadają nie tylko za leczenie, ale w wielu placówkach wykonują również bardzo dużą część prac administracyjnych. Jeżeli do wypowiadania klauzuli opt-out rzeczywiście dojdzie, na pewno utrudni to płynność przyjmowania pacjentów, bo ich obowiązki będą musieli przejąć specjaliści - wskazuje dr Stanisław Maksymowicz, ekspert socjologii zdrowia Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego.

Jego zdaniem tego rodzaju działania mogą jednak zaszkodzić również samym młodym lekarzom, którzy zyskają opinię grupy, na której nie można polegać. Mimo to, dr Maksymowicz uważa, że eskalacja protestu jest bardzo prawdopodobna, bo kompromis satysfakcjonujący rezydentów będzie trudny do osiągnięcia.

Dotychczasowe negocjacje protestujących lekarzy z resortem zdrowia zakończyły się fiaskiem. Młodzi medycy szansę na porozumienie upatrują jeszcze w spotkaniu z premier Beatą Szydło. W ocenie rezydentów tylko szefowa rządu może bowiem podjąć kroki gwarantujące spełnienie ich postulatów, które bezskutecznie zgłaszają od blisko dwóch lat.

Czego dokładnie oczekują młodzi medycy? Ich postulaty dotyczą m.in. likwidacji kolejek pacjentów oczekujących na potrzebną pomoc oraz ograniczenia biurokracji związanej z leczeniem chorym. Chcą również gwarancji, że w ciągu najbliższych trzech lat wydatki na funkcjonowanie poradni i szpitali wzrosną z 4,8 proc. PKB do 6,8 proc. PKB. Rząd Prawa i Sprawiedliwości wprawdzie dostrzegł już konieczność ich podniesienia, ale budżet na ochronę zdrowia chce zwiększać dużo wolniej, bo aż do 2025 roku.

Protestujący lekarze domagają się także wzrostu swoich wynagrodzeń. Obecnie pensje medyków w trakcie rezydentury wahają się od 3,2 tys. brutto do 3,9 tys. brutto w zależności od wybranej dziedziny medycyny oraz etapu szkolenia. Ich wypłaty wzrosną dzięki ustawie o minimalnych wynagrodzeniach pracowników szpitali i przychodni, ale dopiero po okresie przejściowym. Za pięć lat rezydenci mają zarabiać co najmniej 5,3 tys. zł brutto. Minister Radziwiłł młodym lekarzom zaproponował również specjalne dodatki motywacyjne w wysokości 1,2 tys. zł brutto.

Premie początkowo miały dotyczyć jedynie sześciu wybranych specjalizacji: chorób wewnętrznych, pediatrii, medycyny rodzinnej i medycyny ratunkowej oraz chirurgii ogólnej. Po spotkaniu z rezydentami zdecydował się dopisać do tej listy kolejne trzy dziedziny: onkologię kliniczną, hematologię oraz patomorfologię. Na dodatki będą mogli liczyć jednak wyłącznie absolwenci, którzy dopiero rozpoczną kształcenie. - Takie rozwiązanie jest nie do przyjęcia, bo w praktyce doprowadzi do tego, że młodzi lekarze na pierwszych latach rezydentury będą zarabiać lepiej niż ci, którzy kilka lat nauki mają już za sobą - tłumaczy Łukasz Jankowski z Porozumienia Rezydentów OZZL.

Rezydenci liczą, że rząd zaproponuje podwyżki wszystkim. Początkowo oczekiwali, że ich pensje będą wynosić co najmniej dwie średnie krajowe, czyli ok. 8 tys. brutto. Po negocjacjach obniżyli swoje żądania do 1,45 przeciętnej płacy (ok. 5,8 tys. brutto) na początek i 1,7 średniej krajowej (ok. 6,8 tys. zł brutto) w perspektywie najbliższych lat.

Resortu zdrowia tłumaczy, że żądania głodujących lekarzy nie są możliwe do spełnienia, bo w budżecie brakuje pieniędzy potrzebnych na pokrycie rekordowo wysokich podwyżek. Rezydenci są gotowi negocjować swoje stawki, ale pod warunkiem, że do stołu z nim usiądzie premier Beata Szydło. Szefowa rządu na razie nie zdecydowała się na interwencję, a minister Radziwiłł w jej imieniu zaproponował spotkanie dopiero po zakończeniu głodówki.

Młodzi lekarze nie zamierzają jednak składać broni. W budynku warszawskiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego cały czas protestuje ok. 25 osób, a do akcji dołączają kolejni chętni. Na specjalnej stronie internetowej swoje wsparcie dla młodych lekarzy zadeklarowało już ponad 22 tys. pacjentów. Murem za rezydentami stanęli również m.in. przedstawiciele innych zawodów medycznych i szef Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Jurek Owsiak. „Po stokroć Ci ludzie mają rację i jestem pierwszy, który chciałby, aby pieniądze z moich podatków umożliwiły podniesienie ich pensji - ludzi, którzy mają brać na siebie odpowiedzialność za nasze zdrowie (…) Szanowni Rezydenci, walczcie do końca!” napisał Jurek Owsiak za pośrednictwem Facebooka.

WIDEO: Barometr Bartusia - mały ZUS - (odc. 4)

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski