Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekcja demoralizacji według rządu

Redakcja
Bez wątpienia takiej operacji jeszcze w wolnej Polsce nie było. Od czasu reformy emerytalnej Jerzego Buzka OFE obowiązkowo pożyczały rządowi część pieniędzy, pochodzących ze składek na przyszłe emerytury.

Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA

Przez lata nagromadziło się tych pożyczek na jakieś 120 mld złotych. Ale teraz dłużnik zapowiada, że nie będzie już dalej uznawać swojego długu. W związku z tym zamierza przeprowadzić ustawę, na mocy której odbierze OFE wystawione przez siebie obligacje, po to, by je… po prostu umorzyć. Dług był, długu nie ma. A dłużnik zyskuje jeszcze dodatkowo spore kwoty, uwalniając się od kodeksowego obowiązku corocznego płacenia odsetek.

Jedna sprawa to poważny spór o najlepszy model systemu emerytalnego. Druga – to sama precedensowa operacja tego typu. Kłóci się ona bowiem ze wszystkimi naszymi zdroworozsądkowymi wyobrażeniami o relacjach pomiędzy wierzycielem i dłużnikiem. I unaocznia dobitnie całkowitą względność wszelkich zobowiązań , leżących po stronie państwa. Od teraz będziemy już w pełni świadomi, że dług jest rzeczywistością realną tylko wtedy, jeśli jest długiem prywatnym. Dług publiczny jest natomiast tylko jakąś umowną konwencją, która w każdej chwili może się zmienić, w zależności od woli władzy i aktualnej konstelacji politycznej. Z obywatelskiego punktu widzenia trudno w istocie o lekcję bardziej demoralizującą. Skoro bowiem zobowiązania rządu można po prostu pewnego dnia "umorzyć”, to jaka jest jeszcze racja, aby ludziom nie dać po prostu wyższych płac i lepszych emerytur? Po co toczyć spór ze związkami zawodowymi o kodeks pracy? I przede wszystkim, jakim prawem mieć jakieś pretensje do Greków czy Włochów, którzy przez lata nie robili przecież nic innego ponad to, że żyli w przekonaniu, iż dług publiczny to sui generis ekonomiczna fikcja, którą zlikwiduje się w przyszłości za pomocą jakiejś zręcznej operacji księgowej?

Tusk i Rostowski nie tylko demontują dziś dotychczasowy system emerytalny, bez jasnej perspektywy zastąpienia go czymkolwiek innym, bądź lepszym. Oni rujnują dziś przede wszystkim ćwierć wieku ekonomicznej edukacji Polaków, rozpoczętej niegdyś wielką lekcją reform Leszka Balcerowicza. Tu zresztą najprawdopodobniej leży głęboki powód, dla którego Balcerowicz z taką namiętnością zwalcza politykę obecnego rządu. W tej operacji najbardziej zdumiewająca jest rola obecnego ministra finansów. Rostowski jest bowiem pierwszym od czasu odzyskanej niepodległości zarządcą finansów publicznych, który bez zahamowań odwołuje się do ludowych przesądów na temat ekonomii, by zyskać poklask dla swojej polityki. W jego retoryce częściowe urynkowienie emerytur, to "historyczna krzywda, w jaką wpakowano Polaków w 1999 roku”, a Jerzy Buzek i Jerzy Hausner – to po prostu ludzie niezbyt rozgarnięci, którzy "niczego nie rozumieją”.

Zaś jeśli przejęcie przez rząd aktywów największego polskiego inwestora giełdowego (jakim są OFE) wywołuje mocne spadki na giełdzie, to pokazuje to tylko, jak "relatywnie ograniczone umiejętności” mają owi inwestorzy. Wspólną cechą wszystkich polskich ministrów finansów przed Rostowskim było to, że poza wszystkim – niezależnie czy z UW, AWS czy SLD – uważali edukację ekonomiczną Polaków za warunek przyszłego gospodarczego powodzenia kraju. Rostowski jest już dzieckiem nowych czasów i upadłej polityki. Dla politycznego piaru gotów bez zmrużenia oka ewokować najbardziej prymitywne ludowe namiętności i odwoływać się do najgłupszego nawet przesądu.

Niemal przysłowiowy stał się strach premiera Tuska przed reformami. Jednak do tej pory jego rząd nie posunął się do demontowania dokonań poprzedników. Ceną reform przeprowadzonych niegdyś w interesie kraju przez koalicję AWS-UW stała się polityczna samozagłada tamtych formacji. Do tego, aby próbować je cofnąć, był dotąd gotów posunąć się tylko Leszek Miller. Także i pod tym względem Tusk i Rostowski przełamują jedną z ostatnich dobrych praktyk, istniejących jeszcze w polskiej polityce. Obecna decyzja rządu załatwia na jakiś czas problemy fiskalne państwa, ale nie rozwiązuje problemu przyszłych emerytur. Jeden z wpływowych rządowych ekspertów powiedział mi ostatnio, że premier Tusk – owszem – mówi prawdę o "bezpiecznej, pewnej państwowej emeryturze”, albowiem ma na myśli emeryturę o 20-procentowej tzw. stopie zastąpienia. W czasie kryzysu demograficznego państwo stać będzie bowiem długofalowo na wypłacanie emerytur, pod warunkiem, że ich średnia wysokość sięgać będzie 20proc. wcześniejszych zarobków. Trzeba być pozbawionym zmysłu historii, aby w takiej sytuacji na powrót przerzucać na państwo cały ciężar przyszłej odpowiedzialności za polskie emerytury.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski