Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekcja połączeń lotniczych

Paweł Głowacki
Dostawka. Najprawdopodobniej sprawy miały się tak, że samolot z Justyną Kowalczyk wylądował w Polsce o czwartej rano, ponieważ nie było innych połączeń. W końcu Soczi to nie Frankfurt.

Możliwe więc, że nie ma o czym mówić. Jednak kusi przemyślenie tezy, czy samolotu, który miał w Polsce dotknąć ziemi o czwartej rano, nasza złota olimpijska medalistka nie wybrała tylko po to, by uniknąć Polski. Cóż bowiem Polska robi o tej niepojętej godzinie? Otóż – śpi. A to wystarcza, by choć o mgnienie odwlec katastrofę dobrego smaku.

Tak, o czwartej rano Polska śpi normalnie, po bożemu, i jest to jeden z ostatnich przejawów normalności w Polsce. Nie biadolmy jednak. Doceńmy. Doceńmy, że kiedy Polska śpi, to przebywa tam, gdzie śpi, a nie tam, gdzie nie śpi – na przykład na lotnisku. Doceńmy, że w związku z cudowną tą logiką normalności burmistrza lub innego sołtysa rodzinnej sadyby Kowalczyk, w godzinie warszawskiego przyziemienia Kowalczyk – nie było na Okęciu. Nie tańczył więc „Jeziora Łabędziego” w hali przylotów. Nie tańczył i nie śpiewał arii Jontka przed Kowalczyk.

Nie czytał trzynastozgłoskowcem pisanych przez się nocą poematów pełnych czci oraz uwielbienia. Nie dekretował, że oto zmienia nazwę rodzinnej sadyby Kowalczyk na „Justysia Górna”. Nie wręczał jej też kluczy do swojej alkowy i nie składał obietnic, że nigdy jej wokół domostwa śniegu nie zabraknie, nawet w lipcu. Doceńmy to. Doceńmy, że spał, kiedy spać przykazano, a także resztę snów naszych.

Doceńmy sen dziewczynek, które, gdyby nie mus paciorka i lulania, złotą królową stylu klasycznego niechybnie witałyby solą i chlebem. Doceńmy sen ortopedów, specjalizujących się w urazach kości stóp, tych medyków, którzy z ciał swoich, okutanych białymi kitlami, oraz z wysoko uniesionych wiaderek ze świeżym gipsem medycznym, o innej niż czwarta rano godzinie stworzyliby dla kuśtykającego medalu szpaler przecudnej urody. Doceńmy bezwład ciał tysiąca dziennikarzy, które to ciała, zamiast na Okęciu rozkwitać i skandować: „Nobel dla Kowalczyk!!!” – o czwartej rano rozwożone były z bankietów taksówkami. Doceńmy kuchenną drzemkę kucharzy Premiera i Prezydenta, która skutecznie zdławiła widmo uroczystego powitalnego śniadania ku chwale medalistki.

Nie ważmy sobie lekce też snu Najwyższych Sekretarzy Najwyższych Kancelarii, albowiem sen ich uniemożliwił im stworzenie pism przyznających Justynie Order Orła Białego oraz Krzyż Virtuti Militari. No i podziękujmy Bogu Miłościwemu za sen opata klasztoru na Jasnej Górze, gdyby bowiem nie spał – o czwartej rano wręczyłby Kowalczyk na Okęciu replikę portretu Matki Boskiej Częstochowskiej, na którym to obrazie Matka Boska miałaby twarz Kowalczyk. Amen. Słowem – doceńmy sen. Bo sen – to zdrowie.

Problemem nie jest narodowa euforia, uniesienie, zachwyt. Problemem jest moment, kiedy się słuszne plemienne podniecenie zlepia z odwiecznym plemiennym genem tandety. Radość obraca się wtedy w wiejski odpust radości, w prowincjonalną operetkę, pozbawioną klasy, smaku i dojrzałości.

Trzeba przypominać niepoczytalny cyrk, co nim Polska uraczyła panczenistów naszych i panczenistki? Trzeba wracać do pobladłej twarzy Kamila Stocha, którego ziomkowie, po zdobyciu przezeń złota na mistrzostwach świata w skokach narciarskich, za Janosika przebrali migiem? Co dalej?

Czy nasi – żeby nie trafić na zachwyconą Polskę – celowo będą przegrywać? Nie sądzę. Coś mi jednak podpowiada, że po zwycięstwie, z wielkim drżeniem serc studiować będą połączenia lotnicze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski