Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekcje flamenco

Redakcja
60. list JÓZEFA OPALSKIEGO do Doktorowej z Wilczej

WIELCE SZANOWNA PANI!

   Byłem w Barcelonie. Wizyta w ramach współpracy krakowskiej PWST i barcelońskiego Instytutu Teatralnego. Przez dziesięć dni przyglądałem się, jak ONI to robią, czyli jak kształcą przyszłych artystów. Wróciłem oczarowany miastem i pełen myśli różnych, którymi chciałbym się z Panią podzielić...
   Instytut ma nową siedzibę, aż do przesady nowoczesną (11 pięter, metal i szkło na ogromnych przestrzeniach), co stwarza nastrój zimny i mało przyjazny, chociaż rozmach architektoniczny jest imponujący. Wyposażenie fantastyczne! Widać, ze Katalonia na kulturę nie żałuje pieniędzy, co muszę skonstatować z zazdrością. Proszę sobie wyobrazić 17 sal baletowych do ćwiczeń, nieskończoną ilość pomieszczeń z wideo, kompaktami, urządzeniami do prac własnych studentów itd., itp. Bardzo podobał mi się też pomysł, że sale otwierają się na kartę magnetyczną i po rozpoczęciu zajęć spóźnialscy już wejść nie mogą. To uczy punktualności i studentów, i pedagogów. W tym olbrzymim budynku mieszczą się wydziały reżyserii i dramaturgii, scenografii, aktorstwa i technik teatralnych, konserwatorium baletowe, olbrzymia (115 tysięcy woluminów i 5 tysięcy rękopisów) biblioteka oraz wspaniałe muzeum teatralne.
   Za dwa lata powstanie tu "miasto teatru" z jeszcze jednym nowym budynkiem stawianym właśnie pomiędzy znanym w Polsce (bo należącym do Unii Teatrów Europy) Teatre Lliure i przepięknym Mercat de Les Flors (starą halą targową). Przed kilku laty Peter Brook, szukając miejsca dla swojej olśniewającej "Tragedii Carmen", poprosił o przerobienie tej właśnie hali dla potrzeb spektaklu. W ten sposób powstał teatr wyjątkowej urody z zewnątrz i znakomitym wyposażeniem wewnątrz. To "miasto teatru" ma szansę stać się jednym z najlepiej wyposażonych centrów teatralnych na świecie.
   Uczestniczyłem w rozmaitych zajęciach. Chciałem przecież zobaczyć jak najwięcej. Także lekcje z udziałem dwóch naszych studentek, które przez semestr przebywały w ramach wymiany w Barcelonie. Zaaklimatyzowały się w tym fascynującym mieście znakomicie. A taki był niepokój przed wyjazdem i nie można było znaleźć kandydatów na tę wyprawę. Teraz bardzo są zadowolone i cieszą się uznaniem tamtejszych pedagogów. Już dawno stwierdziłem, że istnieje jakaś "międzynarodówka studentów", jakaś tajemnicza nić porozumienia młodych ludzi. Pomimo barier kulturowych i językowych. W jakimkolwiek kraju pracowałem ze studentami, stawało się to dla mnie od razu jasne i oczywiste. Powtarzam więc: wyjeżdżajcie jak najczęściej! Choćby dla nabrania perspektywy. Wtedy widać wyraźniej i lepiej wszystko, co dobre i złe na "własnym podwórku". A świat przecież stoi teraz otworem.
   Oczywiście, cały ten mój pobyt wyglądałby zupełnie inaczej, gdyby nie barceloński dobry duch, czyli Barbara Kasprowicz. Basię poznałem wiele lat temu, jeszcze w poznańskim Teatrze Tańca Conrada Drzewieckiego. Nic się nie zmieniła. Jest tak samo dobra i władcza, kompetentna w swoim zawodzie i po ludzku wrażliwa. Zawsze się cieszę, kiedy komuś z rodaków coś NAPRAWDĘ za granicą się uda. Basi się udało. Jest dyrektorem konserwatorium tańca w instytucie i widziałem jak jest ceniona i szanowana, jak wielkim cieszy się autorytetem i uznaniem. Nie tylko doradzała mi, w których zajęciach brać udział, ale i oprowadzała po domach barcelońskich. Nie zapomnę np. kolacji u Carlosa Muriasa, na której tak wiele dowiedziałem się o tajemnym życiu kastanietów. Te instrumenty bardzo są wrażliwe! Trzeba trzymać je w specjalnych ocieplaczach, gdyż chłodne nie chcą wydać właściwego dźwięku. A kiedy Carlos zagrał na nich sonatę Scarlattiego, było to przeżycie jedyne w swoim rodzaju.
   Basia wysłała mnie także w niedzielne południe na plac przed katedrą, żebym zobaczył, jak tłum tańczy _sardanę. _Najpierw małe grupki całkiem młodych i całkiem dojrzałych tancerzy podrygują rytmicznie, potem grupy stają się coraz większe aż wreszcie - jak w transie - faluje rytmicznie cały olbrzymi plac przed katedrą. Niezapomniane wrażenie!
   Ale najbardziej jestem wdzięczny Basi za lekcje flamenco w Instytucie. To, co prof. Manolo Nuňes robi ze swoimi studentami, jest prawdziwym cudem. Dopiero na tych pokazach zrozumiałem, jak tajemnicza i fascynująca jest siła prawdziwego flamenco. Te dziewczyny i chłopcy są po prostu niesamowici! A jeszcze bardziej Manolo Nuňes, który drobnym gestem potrafi pokazywać i przywoływać światy. Droga Pani, na końcu lekcji miałem łzy w oczach. Koniecznie trzeba ten zespół na przyszłoroczną baletową edycję "Dedykacji" do Krakowa zaprosić. Skończą się wtedy dyskusje o polskich "specjalistach" od flamenco i tańców hiszpańskich. Po co się wygłupiać.
   Pewnie interesuje Panią, czy widziałem coś w teatrze? Owszem. Pretensjonalnie nowoczesną "Cyganerię" Pucciniego, przeniesioną nie wiedzieć czemu w czasy rewolucji studenckiej w Paryżu w 1968 r., "Wyznania" Tołstoja i monologi Gogola w znakomitym wykonaniu Franco di Francescantonio. Wreszcie show legendarnej gwiazdy Joaquina Cortésa, którego od lat staraliśmy się ściągnąć na Wiosnę Baletową i wciąż było to nieosiągalne z powodów finansowych i terminowych. Myślę, że dzisiaj już nie warto. Pan Cortés, ubrany przez Giorgio Armaniego, zachowuje się jak... Ricky Martin, a tłum nastolatek, głównie wypełniających salę, piszczy jak na koncertach swego idola. Wszystko to razem jest bardzo banalne i - co tu kryć - nudne. Czas świetności Cortésa zdaje się przemijać. Nie ma porównania z energetycznymi i fascynującymi lekcjami flamenco.
   Ręce Pani całuję i wspaniałych wakacji życzę
JÓZEF OPALSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski