Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leszek Możdżer: Muzyka daje mi wiele odpowiedzi

Rozmawiał Wacław Krupiński
Leszek Możdżer: Muzyka daje nam wytchnienie, jest impulsem do rozwoju duchowego...
Leszek Możdżer: Muzyka daje nam wytchnienie, jest impulsem do rozwoju duchowego... Fot. Wojciech Matusik
Rozmowa. Wybitny pianista o krakowskim koncercie – jedynym, który będzie powtórzeniem tego sprzed roku w Filharmonii Berlińskiej, o nowym fortepianie i o tym, że muzyka czyni ludzi lepszymi

– Co sprawiło, że właśnie w Krakowie 9 maja odbędzie się jedyny koncert utworów z płyty „Leszek Możdżer & Friends”, nagranej rok temu w Berlinie?

– To był program przygotowany na rynek niemiecki, swoisty kolaż – ja solo, w duecie z Larsem Danielssonem, z moim trio, jak i z Atom String Quartetem, który też miał swój krótki set podczas koncertu. Niemniej chcieliśmy choć raz odtworzyć to wydarzenie w Polsce, a ponieważ wiele słyszeliśmy o sali ICE Kraków, chcemy ją wypróbować.

– Skąd w ogóle wybór, by Twoje trio połączyć z Atom String Quartetem?

– Kiedyś Siggi Loch, właściciel wytwórni ACT zaproszony przeze mnie na festiwal Enter, usłyszał ten kwartet i się zachwycił. Zaproponował wspólny koncert w Berlińskiej Filharmonii. Przystałem na to z radością.

– Mniej pewnie cieszył się w dniu koncertu Lars Danielsson, którego bagaż nie doleciał i musiał grać na obcym instrumencie.

– Nie miał ani swojego kontrabasu, ani całej elektroniki, której używa podczas grania. Dzięki temu miał inne podejście, musiał odpuścić swoje schematy. Zagrał doskonale. Dobrze się złożyło, że koncert ten został zarejestrowany i wydany na płycie.

– Ty, jak wiem, kupiłeś koncertowy fortepian, by z Tobą jeździł na wszystkie koncerty?

– Z tym „wszystkie” to może przesada; nie jestem jeszcze taką gwiazdą, bym mógł wymagać dowozu własnego instrumentu w dowolne miejsce na świecie. Faktycznie, kupiłem koncertowego steinwaya z lat 40., przystosuję go tak, żeby grać w stroju naturalnym, pitagorejskim, 432 Hz. W czerwcu, po renowacji, mam nadzieję, zaprezentuję go po raz pierwszy.

– Wracam do koncertu w Krakowie, powtórzycie program z Berlina, czy będą i inne utwory?

– Może uda nam się już przygotować coś więcej, bo robimy wspólny program na czerwcowy Festiwal Enter. Atom String Quartet to jeden z najlepszych, jakie słyszałem, więc bardzo chcę z nimi pracować.

– W 2012 w tejże Filharmonii Ty, Liro Rantala i Michael Wollny daliście koncert, który zapoczątkował wydawaną przez ACT serię płyt „Jazz at Berlin Philharmonic”.

– Rejestrowany był głównie ze względów dokumentacyjnych, po czym uznano, że jego wartość artystyczna jest na tyle wysoka, że ukazał się na płycie.

– Serię wydaje berliński ACT. Pamiętam, jak po ukazaniu się w nim albumu Twojego tria – „Polska”, bo Ty nagrywałeś dla tej prestiżowej wytwórni już wcześniej, wiązałeś z tym wydawcą duże nadzieje.

– ACT ma kanały dystrybucji na całym świecie, a także system promocji w pismach branżowych, co sprawiło, że moje nazwisko i twarz zaczęły się tam pojawiać. Na pewno udało mi się mocno wejść na rynek niemiecki. Jestem już tam rozpoznawalny, bilety na moje koncerty w Niemczech są wyprzedane, mam też niejaką satysfakcję, kiedy niemiecki konferansjer w poprawny sposób wymawia moje nazwisko. Wiedziałem, że z takim nazwiskiem może się obronić tylko ktoś, kto uprawia muzykę wysokiej jakości, dlatego dużo ćwiczyłem.

– Zostałeś dyrektorem artystycznym zasłużonego festiwalu Jazz nad Odrą, w połowie kwietnia odbędzie się jego 51. edycja. Wcześniej takiej funkcji nie było.

– Wcześniej decydowała rada artystyczna, z którą teraz dobrze się dogadujemy. Czuję się zaszczycony, że mogę obradować ze starszyzną. Na razie współpracuje nam się świetnie, zobaczymy, czy w przyszłym roku też dostanę podobną propozycję. Bardzo bym się cieszył, gdyby tak było.

– Po co taka funkcja wybitnemu pianiście, tak zapracowanemu?

– To pewnego rodzaju misja, to wciąż służenie muzyce. Muzyka daje nam wytchnienie, jest impulsem do rozwoju duchowego, pokazując, że istnieje jakiś lepszy świat, a i bywa inspiracją do podejmowania zmian w życiu i czynienia siebie lepszym. Mam wrażenie, że w tej chwili z jednej strony kultura leci w dół, by nie powiedzieć, że spada w przepaść (wystarczy włączyć telewizor i porównać teleturniej „Familiada” z niegdysiejszą „Wielką grą”), a z drugiej – dostrzegam wyraźne zwrócenie się ludzi w stronę wartości duchowych, ocknięcie się, że życie to planeta Ziemia, przyroda, oddech, umysł no i Jaźń z całą swoją emocjonalnością i mentalnym oprogramowaniem. Muzyka to jedno z mediów mogących doprowadzić do takiego przebudzenia.
Media emitują hipnozę, że życie to tylko gospodarka i urzędy, ale coraz więcej ludzi się budzi. Cokolwiek by mówić, Jazz nad Odrą zajmuje się sztuką wysokiej próby, dobrze być częścią takiej imprezy.

– Domyślam się, że mimo Jazzu nad Odrą z poznańskim Enter Music Festiwal, który współkreujesz, się nie rozstajesz?

– To mój ukochany festiwal, moje dziecko, zatem nadal chcę inwestować w niego energię, uwagę i czas.

– Powiedziałeś mi parę lat temu: „Chcę wykorzystać swe życie maksymalnie, by zostawić ludziom jak najwięcej muzyki”.

– Nic się nie zmieniło. Ostatnio ograniczyłem koncerty, bo komponuję dla Warszawskiej Opery Kameralnej operę „Immanuel Kant”. Ja poza muzyką nic innego robić nie potrafię. Może to jakieś kalectwo...

– Ale jak wspaniałe.

– Cały czas szukam odpowiedzi na pytanie, kim jestem na tej planecie, a muzyka daje mi wiele odpowiedzi, choć nie wszystkie, jakie chciałbym dostać.

– Czego nie mówi?

– Nie mówi co jeść, co myśleć, czego się trzymać, jak się nie dać nabrać na farmazony materialnego świata. Zdaję sobie sprawę, że rzeczywistość materialna jest realna, ale jej nietrwałość kompletnie ją dyskwalifikuje jako poważną partnerkę. Muzyka jest zrobiona z wibracji, koncepcji i emocji a więc bliższa jest ostatecznej prawdzie. Tomasz Stańko powiedział kiedyś, że być może największą wartością muzyki jest jej ulotność. Obawiam się, że z materią może być podobnie, ale ona jest przystrojona w różnorakie insygnia, którym kłaniamy się od dziecka. Przez to czasem trudno się połapać, co jest co.

– A Twój projekt Bachowski?

– Pewnie powrócę do niego mając wspomniany fortepian o naturalnym stroju, a więc takim, który przybliży współczesnego słuchacza do świata dźwięków Beethovena, Bacha czy Mozarta, bo oni słyszeli swoją muzykę właśnie w tej częstotliwości. Dzisiaj nie możemy nawet posłuchać ich muzyki w oryginalnym brzmieniu. Wierzę, że ta wibracja i mnie poprowadzi w świat innych dźwięków.

CV

Leszek Możdżer (ur 1971)

Jeden z najwybitniejszych polskich muzyków jazzowych. Absolwent gdańskiej Akademii Muzycznej. Nagrywał płyty z najwybitniejszymi polskimi muzykami jazzowymi: Tomaszem Stańką, Januszem Muniakiem, Michałem Urbaniakiem, także ze Zbigniewem Preisnerem. Od lat współpracuje również z mieszkającym w Los Angeles Janem Kaczmarkiem. Do chwili obecnej nagrał ponad 100 albumów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski