Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leszek Stoch. Krakowianin, który przepłynął Atlantyk w betoniarce

Katarzyna Kachel
Leszek Stoch podczas rejsu nauczył się łowić ryby. Wówczas posiłki zamieniały się w prawdziwą ucztę.
Leszek Stoch podczas rejsu nauczył się łowić ryby. Wówczas posiłki zamieniały się w prawdziwą ucztę. Fot. Lech Stoch
29 dni, 10 godzin i 33 minuty. Tyle potrzebował, by zbudowaną przez siebie żaglówką pobić rekord. I udowodnić, że nie ma rzeczy niemożliwych.

Historia Leszka mogłaby się zacząć od paradoksu. Bo kiedy mówi, że żagle odnalazł w rumuńskich górach, jest w tym przecież jakaś niedorzeczność.Można też zacząć ją od urodzin, na które od żony dostał projekt łódki. Wtedy już spokojnie należałoby napisać, że regaty to wina Oli.

Albo jeszcze od listów, które przed startem w zawodach wręczyła mu żona, by mógł je czytać na oceanie. W momentach, kiedy samotność doskwierała tak okrutnie, że chciałoby się schować głowę tak głęboko, by zapomnieć, że jest się niemalże na końcu świata. Ale wówczas byłaby to opowieść o miłości. A nie ma taką być.

Gdyby Leszek sam pisał początek, może przypomniałby sobie górkę w Zębie, na której uczył się jeździć na nartach, zapach wiatru, albo jeszcze coś nieuchwytnego. Coś, co po kilkunastu latach kazało mu wypłynąć samotnie na wielkie wody, by zmierzyć się z siłą natury i swoimi ograniczeniami. By tłuc się w małej łupinie niczym w betoniarce.

W Góry Fogaraskie wyruszył z kolegą, który miał świeży patent żeglarza i determinację, by od razu wziąć byka za rogi. Tym bykiem miał być Bałtyk. - Jedź z nami na Bornholm - kusił Leszka, który o pływaniu morskim miał wówczas mgliste pojęcie. I może przez tę mglistość zgodził się dość łatwo. A że duszę ma romantyka, szybko dał się zahipnotyzować. - Urzekło mnie prowadzenie jachtu nocą, pod gwiazdami, kiedy słyszysz tylko szum wiatru, a przed tobą nie ma nic, co by przypominało stały ląd - opowiada.

Przyspawało go do steru na dwie wachty i być może było początkiem tej przygody, która skończyła się startem w regatach Setką przez Atlantyk 2016. W tych, gdzie ścigają się szaleńcy na zbudowanych przez siebie łódkach, tak zwanych setkach. - Kapitan dostrzegł wówczas w takim laiku jak ja zadatki na dobrego sternika - uśmiecha się. I może to sprawiło, że gdzieś tam Leszkowi wyrosły skrzydła. Albo żagle. Było to siedem lat temu. Wtedy, kiedy jeszcze nie wiedział, że za kilka lat tak dobrze będzie znał się na pływach, nawigacji, naprawianiu silników i łataniu dziur.

Kursy zaliczał po kolei, od sternika po instruktora. Tyle że z tym instruktorem na papierze nie czuł się zbyt dobrze. - Za mało wiedziałem, niewiele godzin wypływałem, bałem się, że posiadam nikłe doświadczenie - z wrodzonym pesymizmem szukał braków.

I choć może były wydumane i na wyrost, stały się początkiem poszukiwań. Leszek: - Zainteresowałem się żeglarstwem regatowym, a w głowie kiełkowały pomysły, by wystartować w zawodach, zmierzyć się z lękami.

Kiedy obserwował kolegów, którzy brali udział w pierwszej edycji regat Setką przez Atlantyk, myślał, że to wariaci. - Nieprawda - uściśla żona. - Myślał: „to wariaci, których chciałbym naśladować”.

I choć pewnie nie sądziła, że sama okaże się kluczowym momentem w tej drodze Leszka do stania się szaleńcem, tak było. Projekty budowy setki Leszek dostał od Oli na 37. urodziny. - Nie walczyłam z nim - tłumaczy. - Łódka siedziała w jego głowie tak mocno niczym kotwica.

Setka ma mieć pięć metrów i waży ok. tony. Ta Leszka, ochrzczona Giga, powstawała od zera, w małym garażu w pobliżu domu Stochów. - Najpierw pojechałem na tartak, zamówiłem sześciometrowe surowe, nieoheblowane deski - wspomina. Z nich powstały listwy (cięte u kolegi w warsztacie), a potem kadłub, wykończenie, maszty i tak dalej. - Wierzyłem, że dopnie swego. To uparty góral. Jeśli wytyczy sobie cel, to go osiągnie - mówi Staszek Węglarczyk, kolega z technikum, który pomagał w budowie Gigi.

Kiedy Leszek myśli o przełomowym momencie w swoim dążeniu do pokonania Atlantyku wspomina regaty o puchar Poloneza. - Zrozumiałem wówczas dwie rzeczy; po pierwsze, że moje plany mogą zamienić się w rzeczywistość, jak i to, że biorę się za rzecz szalenie niebezpieczną - wspomina. - Pierwsze udane wodowanie nagiego i „nieopierzonego” wówczas kadłuba Gigi zbiegło się ze stratą bliskiego kompana, który nie dokończył regat.

Śmierć Tomka Turskiego, który, jak Leszek, marzył o rejsie przez Atlantyk, przerwała zawody. I przerwała pracę nad Gigą. Łódka poszła w kąt; padał na nią deszcz, zasypywały ją liście i wcale nie było pewne, że jeszcze kiedyś dotknie rufą tafli wody. Przed zimą trzeba było jednak znaleźć dla niej miejsce. Trafiła do garażu w pobliżu domu Stochów. Jakby skracając dystans miała zamazać złe wspomnienia.

Leszek znów miał w głowie regaty, a Giga nabierała doskonalszych kształtów. Szybko, bo zawody były tuż-tuż. Kiedy na nie wyjeżdżał, wyglądał jak cień dawnego Stocha.

Start był dla Leszka spełnieniem dziecięcych pragnień o zbudowaniu własnymi rękami niezwykłej maszyny. A może tratwy, która jak ta zbita przez Robinsona Crusoe, może zbliżyć człowieka do wolności. - Próbą zmierzenia się ze sobą, własnymi słabościami i chęcią udowodnienia, że nie ma rzeczy niemożliwych - dodaje.

Strach? Mówi, że byłby głupi, gdyby teraz przekonywał, że go nie czuł. - Nieznane, samotność i lęk, że coś pójdzie nie tak, towarzyszyły każdemu ze startujących - przyznaje. Najbardziej obawiał się, że coś pęknie, wybuchnie i nie będzie potrafił tego naprawić.

I choć zapewnia, że kiedy wreszcie stanął na starcie, nie myślał o miejscu na podium, ani o rekordach, zdaje sobie sprawę, że samcza natura bojownika często później brała górę nad rozsądkiem.

Lech pisał do żony listy i czytał te, które Ola dała mu przed wyjazdem. Kilka razy dziennie. To pozwalało przetrwać kryzysy i tęsknotę.

Co zapamiętał z tych 29 dni? Niesamowitą przyrodę, niebo pełne gwiazd i ślad za łódką, który układał się w piękne, świecące welony. Godzinne harce delfinów, które pojawiały się wtedy, kiedy miał gorszy dzień. - Nauczyłem się łowić - uśmiecha się. I piec chleb na gazie.

Na koncie ma cztery ryby, które musiał wypatroszyć, pokroić i usmażyć. A chleb? Chleb, po pierwszym, nieco przypalonym bochenku, też zaczął rosnąć coraz lepszy. - Rzeczy, które w normalnych warunkach nie wymagają wielkich sprawności, na Gidze stawały się wyzwaniem - tłumaczy. -Płynąc, przez cały czas czułem się tak, jakby mnie ktoś zamknął w betoniarce.

Każde ułożenie ciała, przejście na drugą stronę burty zmieniało kurs i narażało na utratę prędkości. By uniknąć zderzenia z innym statkiem, trzeba było opracować specjalny rytm czuwania. - Oglądałem horyzont, po czym miałem ok. 20-30 minut spokoju. Pozornego, jak się okazało - zawiesza głos.

Raz cudem uniknął katastrofy, kiedy radar nie zadziałał i Leszek otarł się o burtę wielkiego tankowca. Tamtej nocy i następnej nie zasnął już w ogóle. - Żyjąc na lądzie nie doświadczyłbym tak wielu emocji pewnie przez całe życie, takiej radości, adrenaliny, dumy, strachu, obaw i lęku przed śmiercią - wylicza. - To niesamowity wyczyn - chwali start w regatach żeglarz Paweł Dziedzic. - Trzeba w nich połączyć nie tylko zdolności żeglarskie, jak i i umiejętności konstruktorskie; naturę człowieka, który ma nierówno pod sufitem, ale też determinację i rozsądek. To dziwna mieszanka.

Na metę przypłynął pierwszy. Pobił rekord klasy Setka na tym dystansie (ok. 3400 mil morskich, czyli 6300 km). Co sobie pomyślał: „No, udało mi się przepłynąć, a że przy okazji wygrałem? Co zrobić”. Musi z tym żyć.

***

Setką przez Atlantyk 2016 - regaty łodzi o długości 5 metrów. Trasa obejmowała dwa etapy. Pierwszy, z portugalskiego Sagres na Teneryfę, drugi, finałowy, na Martynikę. Wystartowało osiem łódek. Leszek był najlepszy.

Leszek Stoch, jak wszyscy znani Stochowie, pochodzi z Zębu. W regatach i dążeniu do celu wspierały go żona Ola i córeczka Basia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski