– Pamięta Pan jeszcze czasy, gdy pracował w Tarnowie jako trener „Jaskółek”?
– Oczywiście, że pamiętam i bardzo mile je wspominam. Z Unią Tarnów pracowałem w latach 2007-2009. Różnie wtedy wyglądała sytuacja w tarnowskim klubie. W 2008 roku spadliśmy nawet do pierwszej ligi, jednak w kolejnym sezonie, po przebudowie drużyny, wywalczyliśmy awans do ekstraklasy. Odchodząc z Tarnowa, zostawiłem więc zespół w najwyższej klasie rozgrywkowej.
– Od tego czasu minęło jednak już pięć lat. Teraz pracuje Pan w sztabie szkoleniowym Fogo Unii Leszno, która w niedzielę rozpocznie rywalizację w fazie play-off z „Jaskółkami” o awans do finału ekstraligi. Czy jesteście zadowoleni, że musicie walczyć z drużyną z Tarnowa?
– Tak naprawdę to nie mieliśmy zbyt dużego wpływu na wybór rywala w półfinale. Do końca części zasadniczej rozgrywek walczyliśmy bowiem o awans do czołowej czwórki, w której na dobrą sprawę wolne było tylko ostatnie, czwarte miejsce. Tymczasem tarnowianie niemal przez całe rozgrywki byli na prowa dzeniu w tabeli, byliśmy więc skazani na rywalizację z „Jaskółkami”.
– Która z drużyn z tej pary ma Pana zdaniem większe szanse na wywalczenie awansu do tegorocznego finału Drużynowych Mistrzostw Polski?
– To bardzo trudne pytanie, głównie dlatego, że w tej chwili nie wiemy jeszcze, w jakich składach oba zespoły przystąpią do pierwszego meczu w Lesznie. Wszystko przez kontuzje, które w ostatnim czasie nie omijały zawodników obu drużyn. Sami nie wiemy jeszcze, czy będziemy mogli liczyć na Przemysława Pawlickiego, który jest w trakcie rehabilitacji. W piątek ma wyjechać na tor i spróbować jazdy na motocyklu, wtedy będziemy mądrzejsi.
– Jak wygląda sytuacja z Nickim Pedersenem? Czy pojedzie w niedzielnym meczu przeciwko drużynie z Tarnowa?
– Tego nikt nie jest do końca pewny. Wszystkiego dowiemy się dopiero w sobotę wieczór, po zakończeniu turnieju Grand Prix w Vojens.
– Czy to oznacza, że Duńczyk może nie przyjechać na mecz do Leszna?
– Różnie może sie zdarzyć. Znając Nickiego, to po turnieju w Vojens możemy otrzymać od niego informację, że boli go bark i nie da rady pojechać w niedzielnych zawodach. Jesteśmy więc przygotowani na każdą ewentualność.
– Nie obawia się Pan tego, że tarnowianie lubią jeździć na torze w Lesznie?
– Zdajemy sobie z tego sprawę. Przekonaliśmy się o tym choćby w trakcie meczu w części zasadniczej, który przegraliśmy z drużyną z Tarnowa na własnym torze aż 38:52. W tej chwili nie pamiętamy już o tym spotkaniu, wyciągnęliśmy z niego odpowiednie wnioski i mam nadzieję, że nie powtórzymy takiego wyniku.
– Nawet wtedy, gdy tarnowianie wystąpią w niedzielę w najmocniejszym składzie?
– Już w końcówce części zasadniczej nasza drużyna była na fali wznoszącej, dlatego mamy prawo przypuszczać, że w najważniejszych meczach tegorocznego sezonu nasi zawodnicy będą prezentować podobną formę. Na pewno gdy tarnowianie przyjadą w najmocniejszym składzie, z Martinem Vaculikiem i Gregiem Hancockiem, to nie będzie nam łatwo. Wierzymy jednak, że po pierwszym meczu w Lesznie sprawa awansu do finału cały czas będzie otwarta.
– Jaki zatem wynik będzie satysfakcjonował Pana drużynę w pierwszym meczu półfinałowym z „Jaskółkami”?
– Myślę, że zwycięstwo różnicą 10 punktów byłoby dla nas korzystnym wynikiem. Wtedy do meczu rewanżowego w Tarnowie moglibyśmy przystąpić z większym spokojem. Postaramy się oczywiście wygrać wyżej, choć zdajemy sobie sprawę, że to nie będzie łatwe zadanie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?