Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lewandowski: Podziały w kadrze? Nie wiem, kto te bzdury wymyśla.

Rozmawiał Cezary Kowalski
Robert Lewandowski rozegrał dotąd 61 meczów w reprezentacji Polski. Strzelił w nich 19 bramek.
Robert Lewandowski rozegrał dotąd 61 meczów w reprezentacji Polski. Strzelił w nich 19 bramek. FOT. TOMASZ BOŁT
Rozmowa. – Czasem zastanawiam się nad naszym polskim zakomple­­­ksieniem. Wydaje nam się, że jak ktoś coś zdobędzie, to natychmiast musi odfrunąć – mówi napastnik Bayernu Monachium, który w niedzielnym meczu reprezentacji Polski z Gibraltarem będzie kapitanem drużyny.

– Na pierwszego gola dla Bayernu w oficjalnym meczu musiał Pan czekać „aż” do drugiej kolejki Bundesligi...

– Ale w końcu wpadło. Szkoda że nie był to gol zwycięski, zremisowaliśmy tylko z Schalke. Szkoda, bo ciężko pracowaliśmy, aby wygrać, a gol dla rywala nie powinien być uznany. Wniosek na przyszłość: trzeba grać tak, aby wygrywać wyraźnie. Z zapasem.

– Styl gry Bayernu jest zupełnie inny niż Borussii Dortmund, w której występował Pan przez ostatnie lata?

– Czy ja wiem? To nie jest co innego.

– Analitycy w Polsce zagłębiają się w porównania i wyciągają wnioski, dlaczego w Bayernie powinno być Panu trudniej o gole...

– Nie przesadzajmy. Nie ma jakiejś wielkiej różnicy. Wiadomo, że teraz za nami specyficzny czas, bo wielu zawodników wróciło z mistrzostw świata.

Były pewne problemy, ale to jest normalne. Teraz jest przerwa na kadrę, więc też jest sporo czasu na poukładanie klocków. Po powrocie wszystko zacznie dochodzić do normy. Odzyskamy to, czego nam trochę brakowało w tych pierwszych spotkaniach. Gra będzie bez wątpienia wyglądała coraz lepiej.

– Podczas tournee po Stanach Zjednoczonych zdobywał Pan spektakularne gole, jedna bramka była wręcz kosmiczna. Szczytową formę osiągnął Pan już przed rozpoczęciem sezonu?

– Nie uważam tak. Bramki bram­kami, ale fizycznie nie wyglądałem dobrze. Teraz, po trze­­cim meczu, czuję się dużo lepiej niż po pierwszym. Nie należy zapominać, że to jest początek sezonu. Bardzo długiego i wyczerpującego. Nawet nie byłoby dobrze, gdybym już teraz był w optymalnej dyspozycji.

- Pan zaaklimatyzował się już w bawarskim środowisku?

– Każdy nowy zawodnik potrzebuje trochę czasu. Trudno mi określić, ile to musi potrwać. Moim zdaniem, jak będą wyniki i gole, to będziemy mogli powiedzieć, że to już.

– Wielu mówiło, że Bayern Monachium to specyficzne, trudne miejsce do gry w piłkę. Nie dla wszystkich. Nie dla Polaka...

– Niczego takiego nie zauważyłem. Mam same pozytywne odczucia. Wszyscy mili, sympatyczni, świetnie grają w piłkę.

– Trzyma się Pan z Mario Goetze, z którym do niedawna byliście w Dortmundzie?

– Nie można tak jednoznacznie powiedzieć. Jest kilku chłopaków, z którymi mam bardzo dobry kontakt. Fajnie jest, z każdym dniem, z każdym meczem nowi coraz lepiej się rozumieją.

– Jaki jest Pep Guardiola? Jest Pan jednym z nielicznych Polaków, którzy znają słynnego trenera nie z telewizji, tylko osobiście.

– Bardzo profesjonalny. Zna się na tym. I wie, co nam chce przekazać.

– Podobny do Juergena Kloppa, który potrafił zakląć po polsku?

– Nie widziałem dwóch takich samych trenerów. Każdy jest inny, ma swoją myśl, pomysły na futbol. Klopp nie mówił po polsku.

– W niedzielę reprezentacja Polski gra z Gibraltarem. To chyba najsłabsza drużyna w Europie, dopiero debiutująca w eliminacjach. W całym, maleńkim kraju jest zarejestrowanych ledwie 600 zawodników. Zyskać w takim meczu wiele nie można, ale stracić – owszem.

– Wiadomo, że nie ma co odpuszczać, trzeba będzie wyjść i zdobyć jak najszybciej bramkę, a później próbować cały czas podwyższać wynik. Poza tym to pierwszy mecz kwalifikacji. Bardzo ważny – z kim­kolwiek by był – bo buduje atmosferę. Trzeba strzelić kilka goli, ale zdajemy sobie sprawę, że wcale to nie będzie takie banalne.

W piłce często jest tak, że coś wydaje się bardzo łatwe, a wcale takie nie jest. Musimy się nastawić na to, że to nie będzie łatwy mecz, dopóki nie pokonamy bramkarza rywali po raz pierwszy, bo będziemy się męczyli.

Nie trzeba być jasnowidzem, aby przypuszczać, że rywale będą bronili się całym zespołem, a my zagramy atakiem pozycyjnym. Wiadomo, że to nie jest ulubiony system gry reprezentacji Polski, ale musimy zakładać, że powinno się udać.

– Trener Adam Nawałka powołał na mecz z Gibraltarem Arkadiusza Milika, mimo że w tym samym czasie reprezentacja młodzieżowa, której jest filarem, rozgrywa decydujący mecz z Grecją w eliminacjach mistrzostw Europy U-21. Nawałce raczej nie chodzi o strach przed Gibraltarem, ale chce testować duet napastników Milik – Lewandowski, który szykuje na najważniejsze mecze eliminacyjne. Próbuje was zgrywać. Gdybyście mieli być duetem, to raczej jeden musiałby grać za drugim. Na logikę, to Pan musiałby się cofnąć na pozycję numer 10. Gotowy?

– Każdy mecz, w którym gram, mając u boku tego samego zawodnika, powoduje, że człowiek lepiej się rozumie i zgrywa. Obojętnie, z kim będę grał i w jakiej konfiguracji, to trzeba grać tak, aby strzelać gole.

W końcu jestem napastnikiem. Trener ma jakąś wizję i trzeba to uszanować. Wiadomo, że pierwsza reprezentacja jest najważniejsza. Nikt chyba nie ma co do tego wątpliwości. Jeśli trener powołał Arka na Gibraltar, to pewnie ma wizję, jak go wykorzystać. Zdaje sobie sprawę, patrząc na niedaleką przyszłość, że Arek pomoże tej reprezentacji.

– Pamiętam, jak przed laty mówił Pan, że nie za bardzo lubi grać za napastnikiem, jeszcze w czasach, gdy tak ustawiany był w Dortmundzie przez Kloppa.
– A co to za różnica, jak to „na papierze” wygląda? Przecież teraz też bardzo często jest tak, że schodzę po piłkę do środka boiska albo na boki. Wielu ludzi myśli, widząc ustawienie zespołu na kartce, że zmieniłem pozycję. A tak w rzeczywistości nie jest.

Wielokrotnie w trakcie meczu znajduję się na innych pozycjach niż wysunięty napastnik, a przecież teoretycznie nim cały czas jestem. Nic wielkiego by się nie zmieniło, gdybym w sensie formalnym nie grał na pozycji numer dziewięć.

– Problem jest tylko taki, że Milik już trzeci mecz z rzędu w całości przesiedział na ławce rezerwowych Ajaksu Amsterdam.

– Nie wiem, jak to tam wygląda dokładnie, ale nie ma co panikować. To jest początek sezonu. W okresie przygotowawczym na pewno wiele dał z siebie i dobrze potrenował przed startem rozgrywek w Holandii. Ile razy było tak, że ci, którzy nie grali w klubach, przyjeżdżali na mecze reprezentacji i rozgrywali swoje najlepsze mecze?

Nie mówię wcale tylko o reprezentacji Polski. W profesjonalnej piłce czasami tak jest, że się kilka meczów nie gra. Wiadomo, że w jakimś dłuższym dystansie to nie wpływa dobrze i musi znaleźć swoje odbicie. Ale to nie jest jeszcze długi okres czasu. Ledwie parę tygodni.

– Kilku znaczących ekspertów twierdzi, że w tych eliminacjach powinniśmy wrócić do gry dwójką napastników. Jakie ma Pan zdanie?

– Czy jeden jest cofnięty, czy nie, to nie ma żadnego znaczenia.

– Chodzi mi o dwóch nominalnych. Po prostu dwójka klasycznych napastników z przodu.

– Rozumiem, ale ktoś jeszcze musi do nich dogrywać. I tak wyjdzie na to, że jeden z tej dwójki będzie musiał się zabrać do rozgrywania, wycofać się, zrobić ruch. Drugi będzie musiał wejść w wolne pole. Jasne, że jak mówimy personalnie o tym, kto ma stanowić tę dwójkę, to jakaś różnica musi być. Ważne, aby się dobrze rozumieli, a atak funkcjonował jak należy. Ale czy jeden będzie „dziewiątką”, a drugi „dziesiątką”, to są sprawy umowne.

– Jest Pan od pewnego czasu kapitanem reprezentacji i pewnie tak już zostanie na całe eliminacje. Jaka jest prawda na temat podziałów w drużynie Adama Nawałki? Podobno istnieją nawet trzy grupy. Jedną z nich dowodzi Lewandowski, drugą Błaszczykowski...

– Zdecydowanie nie. Pierwszy raz o czymś takim słyszę. Nie wiem, kto takie bzdury wymyśla. Nie ma czegoś takiego. Owszem, są osoby, które się razem z kolegami bardziej trzymają, inni trochę mniej, ale podział nie istnieje. Grupa taka czy śmaka... Szczerze mówiąc, to nawet szkoda czasu, aby skupiać na tym uwagę.

– A czy Pana niemieccy koledzy z Bayernu, którzy z mundialu przywieźli mistrzostwo świata – jak Goetze, Schweinsteiger, Neuer, Boateng, Lahm, Mueller – dają odczuć, że czują się najlepsi na świecie?

– Czasami zastanawiam się nad naszym polskim zakom­ple­­­ksieniem. Wydaje nam się, że jak ktoś coś zdobędzie, to natychmiast musi odfrunąć. Pewnie, że odnieśli wielki sukces, ale to już było. W czerwcu i lipcu. Teraz jest nowy sezon. Wrócili do klubu, muszą znowu zapierniczać. Będą tymi mistrzami przez najbliższe cztery lata, ale tu jest klub.

Zupełnie inne rozgrywki. Trzeba walczyć na innych frontach. Oni wygrali mistrzostwo świata, ale wcze­śniej już też sporo osiągali. Wygrywali Ligę Mistrzów, mistrzostwa Niemiec – cieszą się, ale zdają sobie sprawę, że czas płynie i nie można żyć przeszłością. Czeka ich ciężka praca.

– Polacy się zastanawiają, bo nie wiedzą, jak to jest. My nic nie wygrywamy.

– Możliwe. Fakt, że tu zawodnicy mają jednak świadomość, w jakim miejscu stoją, czego się od nich wymaga, co przed nimi. Nie odlatują.

JASNY PRZEKAZ NAWAŁKI
To bardzo ważne, aby zawodnicy mieli stabilną pozycję w swoich klubach i regularnie w nich grali. Wiadomo, że to początek sezonu i na razie są w rytmie meczowym po okresie przygotowawczym. Jednak będę rozmawiał z graczami o ich sytuacji.

Musi być jasny przekaz, że zawodnicy mają potwierdzać swoją przydatność w klubach – mówił selekcjoner Adam Nawał­ka w drugim dniu zgrupowania przed niedzielnym meczem z Gib­raltarem (niedziela, godz. 20.45 w portugalskim Faro).

We wtorek kadrę opuścił pomocnik Legii Warszawa Tomasz Jodłowiec, który z powodu kontuzji nie trenował już dzień wcześniej. Na jego miejsce nie zostanie powołany do reprezentacji żaden zawodnik. (PAP)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski