Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lewica rozłożona na łopatki - może jej zabraknąć w następnej kadencji Sejmu [WIDEO]

AIP
Ile partii lewicowych, tylu liderów i pomysłów na lewicę. W Polsce ta część środowiska politycznego jest wyjątkowo podzielona i zamiast się zjednoczyć, walczy między sobą o wpływy. Wszystko wskazuje, że w następnej kadencji Sejmu nie zobaczymy w parlamencie żadnego lewicowego ugrupowania.

Bezradność - to słowo najlepiej oddaje wyraz twarzy panelistów, którzy dyskutowali w czwartek o kryzysie polskiej lewicy. W warszawskim klubie Harenda z okazji 65. rocznicy powstania Zrzeszenia Studentów Polskich spotkali się przedstawiciele lewicowych ugrupowań. Wymiana zdań była mocna i choć cel jest ten sam - zjednoczenie - to o porozumieniu ciężko mówić.

Źródło: AIP

Pierwszy głos zabrał Ryszard Kalisz, poseł niezrzeszony, wcześniej związany z SLD. Podkreślił, że gdyby LiD (koalicja lewicowych ugrupowań z 2006 roku) istniał do dziś, to wyborcy przy kryzysie Platformy Obywatelskiej dużo łatwiej przychodziliby do lewicy. - Tylko ja głosowałem przeciw rozwiązaniu LiD-u - zaznaczył. - Teraz potrzebujemy nowych liderów w każdym z 41 okręgów wyborczych. Podjęliśmy już próbę znalezienia takich osób, które mogłyby utworzyć listy i zdobyć poparcie. Bo po dawnych ośrodkach SLD nie pozostał nawet ślad - dodał Kalisz.

- Sami jesteśmy najlepszą ilustracją tego jak do tego doszło - rozpoczął z kolei swoje przemyślenia Robert Kwiatkowski, były członek Twojego Ruchu, który stwierdził, że na palcach jednej ręki może policzyć ludzi przed 50-tką, znajdujących się na sali, choć widownia liczyła około stu osób. - Tak naprawdę jest wielu ludzi, wyznających wartości lewicowe, ale oni tych wartości lewicowymi nie nazwą. Zabrakło bowiem wspólnej wizji i wychowywania pokoleń w najlepszym tego słowa znaczeniu - ocenił Kwiatkowski.

Rację przyznał mu Andrzej Rozenek, poseł niezrzeszony, dla którego młodzi ludzie to fundament niezbędny do budowania. Jednocześnie przyczyn kryzysu upatruje w roku 2005 i końcu rządów SLD, które według niego były rządami nieuczciwymi. - Tak wspaniale rządziliśmy, że nagle poparcie spadło z 40 do 8 procent. Wiarygodność jest tu słowem kluczowym. Bo jaką wiarygodność ma przywódca lewicy, który najpierw kłamał w sprawie więzień CIA, a potem w zasadzie to poparł? No nie ma żadnej wiarygodności - podkreślił Rozenek.

Sojuszu Lewicy Demokratycznej bronił prof. Bogusław Liberadzki, przypominając pozytywne aspekty rządów SLD. Europoseł zaznaczył, że żaden z polityków platformy nie krytykuje obecnie rządzących i taka jest różnica. - Przestańmy źle o sobie mówić - nawoływał. - Naszym wspólnym wrogiem powinien być rząd, a nie SLD - dodał.

Jednak poza prof. Liberadzkim żaden z panelistów nie określił pozytywnie okresu, w którym Sojusz był u władzy. Niedoszła kandydatka na prezydenta, Anna Grodzka, była wręcz zaskoczona słowami europosła, a Piotr Guział powiedział wprost: - Gratuluję profesorowi poczucia humoru. Jesteśmy w czarnej d**ie, a przyczyną tego jest fakt, że środowiska lewicowe mają zbyt wielu liderów - podkreślił.

I właśnie ci wszyscy liderzy, z których każdy chciałby rządzić, stoją na przeszkodzie do skutecznego zjednoczenia lewicy. Gdy któryś z panelistów mówił o takim rozwiązaniu, pozostali choć przyznawali rację co do samej idei, patrzyli na siebie nieufnie, z obawą że jedna partia będzie chciała wyprzeć inne. - To znany nam efekt Konwentu Świętej Katarzyny - tłumaczy Agencji Informacyjnej Polska Press dr Wojciech Jabłoński z Uniwersytetu Warszawskiego. - Sytuacja miała miejsce w pierwszej połowie lat 90-tych. Ugrupowania prawicowe się mnożyły, a każdy z ich przywódców widział się już w roli premiera, prezydenta, żeby nie powiedzieć fuhrera, który będzie przewodzić narodowi - dodał dr Jabłoński. Wówczas konwent się rozpadł, dlatego pomysł kolejnej koalicji środowisk lewicowych, choć dobry, to jest mało realny ze względu na liderów poszczególnych ugrupowań.

Zresztą najdobitniej świadczą o tym słowa Anny Grodzkiej: - Przydałyby się nam tabletki na zdejmowanie ambicji osobistych - stwierdziła posłanka niezrzeszona. - Każda koalicja będzie klęską, bo tak naprawdę nikt nie myśli o tym, by stanąć w jednym szeregu - powiedziała wprost. Rację przyznał Grodzkiej Ryszard Kalisz, zimno mówiąc o dużym prawdopodobieństwie braku lewicowego ugrupowania w kolejnej kadencji Sejmu.

Tutaj dochodzimy do pytania, czy Polska potrzebuje lewicy, o czym często powtarzają sami politycy? - Otóż nie potrzebuje, a najlepiej świadczą o tym sondaże - podkreślił w rozmowie z AIP dr Jabłoński. - Dla samej Polski i Polaków brak lewicy, zamiast tego truchła, które zbiera po kilka procent poparcia i które nie wiadomo czy przekroczy jesienią próg wyborczy, myślę tu o SLD, i niezależnie od tego, czy jest to Miller, Rozenek czy Kalisz, należy posłać tych ludzi na wieczystą emeryturę. Musi minąć kilka dekad, by pojawili się nowi, niezależni liderzy - tłumaczy dr politologii UW.

Takim nowym liderem, a może raczej nową twarzą miała być Magdalena Ogórek. Jednak kandydatka SLD na prezydenta zamiast zrewolucjonizować spojrzenie na lewicę i odświeżyć jej wizerunek, zanosi się na gwóźdź do trumny sojuszu. - Leszek Miller zrobił to, co kazało mu serce, które ma po lewej stronie i taki organ, który się ma między nogami. Po prostu zrobił to co zawsze, czyli uprawia politykę wyłącznie pod kątem własnych upodobań - stwierdził dr Jabłoński, pytany przez AIP.

Jednak tym razem to premier Miller tańczył tak, jak zagrała mu dr Ogórek. - Jedna młoda, inteligentna kobieta zrobiła kosztem SLD to co chciała za milion złotych - podkreślił Ryszard Kalisz. W kuluarach mówi się, że teraz sojusz zamierza wycofać poparcie dla swojej kandydatki, a w II turze udzieli poparcia Bronisławowi Komorowskiemu. - Wszystko po to, by w następnej kadencji być przybudówką platformy - ocenia dr Wojciech Jabłoński. - Leszek Miller znów zrobi tak, jak jemu będzie wygodnie i nie będzie się przejmować, że kompromituje całe SLD - dodaje.

Tymczasem w czwartek przedstawiciele lewicowych ugrupowań głośno mówili, by do wyborów parlamentarnych ruszyć jako SLD, choć już z nowym szyldem, z którym zakończyliby kampanię. Patrząc jednak na praktyki jakie stosują poszczególni politycy, wątpliwe, by interes ogółu przeważył nad korzyściami dla poszczególnych jednostek. - To chyba jakiś wstęp do guseł pogrzebowych i tyle. Ci ludzie wciąż żyją iluzją, że jest w nich tyle energii co dawniej, a poza tym, że wciąż mają jakieś polityczne poparcie i znaczenie. To jest rzeczywistość pojmowana na wskroś iluzorycznie - podsumowuje dr Wojciech Jabłoński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski