MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Liczyli na łatwy łup

Redakcja
Zabili dla 100 zł, komórki i kilkunastoletniego, szarego mercedesa, wartego ok. 8 tys. zł. Sąd nie miał wątpliwości, że była to dokładnie zaplanowana zbrodnia. Jeden z zabójców spędzi w więzieniu resztę życia, drugi - 25 lat.

Ewa Kopcik: HISTORIE Z PARAGRAFEM

Była noc z 2 na 3 lutego 2010 r., zbliżała się godzina pierwsza. 61-letni pan Krzysztof na postoju taksówek w centrum Tarnowa czekał na klientów. Dużego ruchu tej nocy nie było, więc nie protestował, gdy dwaj młodzi mężczyźni zamówili kurs za miasto. Zgłosił tylko przez radio, że ma klienta i się wyłączył. Nie mówił, gdzie jedzie. Kilkanaście minut później dyspozytorka korporacji taksówkarskiej próbowała go wywołać przez radio. Przydałby się na mieście, bo pojawiło się kilka zgłoszeń. Pan Krzysztof jednak nie odpowiadał. Kolejną próbę dyspozytorka podjęła około godz. 3. Zadzwoniła na jego telefon komórkowy. Ten jednak był już wyłączony.

Później okazało się, że klienci pana Krzysztofa zamówili kurs do - oddalonych o kilkanaście kilometrów od Tarnowa - Wierzchosławic, w okolice ośrodka zdrowia. Powiedzieli mu, że jadą tam po kolegę. Wybór miejsca nie był przypadkowy - wiedzieli, że to ustronna okolica. Kiedy taksówkarz dojechał na miejsce, zaatakowali z tylnego siedzenia. Jeden złapał go od tyłu, drugi wbił mu nóż w szyję. Taksówkarz próbował walczyć, zdołał wydostać się z samochodu i dywanikiem samochodowym uderzył jednego z bandytów. Niestety, przegrał walkę. Dostał 33 ciosy nożem w szyję, głowę, klatkę piersiową. Zmarł z wykrwawienia. Jego zmasakrowane ciało zabójcy pozostawili w śniegu, między dwoma zaparkowanymi samochodami. Znalazł je rano jeden z mieszkańców wsi.

Bandyci tuż po zabójstwie zdemontowali taksówkarskiego "koguta" z mercedesa pana Krzysztofa. Usunęli też z karoserii inne oznakowania, zamontowane na magnesach. I odjechali w kierunku Tarnowa.

Z ustaleń prokuratury wynika, że nieszczególnie się kryli. Ponieważ po drodze samochód kilkakrotnie zakopywał się w śniegu, prosili przejeżdżających kierowców o pomoc przy jego wypchnięciu. Podjechali też na stację benzynową, żeby coś zjeść. Tam zarejestrowały ich kamery monitoringu, zapamiętali również świadkowie. Porzucili auto w Tarnowie. Policja znalazła mercedesa na parkingu w sąsiedztwie centrum handlowego.

Mordercy wpadli już następnego dnia. 27-letni Marcin Sz. został zatrzymany na lotnisku w Balicach, jego wspólnik, o rok młodszy Przemysław Z. - w domu. Mimo młodego wieku, obaj już mieli bogatą przeszłość kryminalną. Byli karani za kradzieże i oszustwa.

Spotkali się wieczorem 2 lutego. Marcin Sz. za dwa dni miał lecieć do Wielkiej Brytanii, gdzie ponoć czekała na niego praca. Jak zeznał w śledztwie, potrzebował pieniędzy na prezent dla dziewczyny. Przemysławowi Z. marzył się samochód. Długo się nie namyślali. Uzgodnili: "Zaj...my taksówkarza". Liczyli na łatwy łup.

Nie wsiedli do dwóch kolejnych wezwanych przez siebie taksówek. W pierwszym przypadku uznali, że kierowca jest zbyt młody i silny. W drugim - nie odpowiadał im samochód. Wybrali przypadkową taksówkę z postoju - pana Krzysztofa.

W śledztwie obydwaj przyznali się do winy, chociaż twierdzili, że nie chcieli zabijać, a tylko okraść. Według prokuratury, było jednak inaczej: - Od początku zakładali, że zabiją swoją ofiarę. To było zaplanowana, bezwzględna zbrodnia. Trudno dopatrzyć się tu jakichkolwiek okoliczności łagodzących. Krzysztof P. zginął tylko dlatego, że miał samochód, który dla sprawców był synonimem luksusu - dowodził oskarżyciel w czasie procesu.
Tarnowski sąd był podobnego zdania. W kwietniu wymierzył oskarżonym kary, o jakie wnioskowała prokuratura, czyli dożywotniego więzienia dla Marcina Sz. i 25 lat - dla jego kompana. Sz. będzie mógł ubiegać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie dopiero po 30 latach.

- To wyjątkowo brutalne zabójstwo, cechujące się szczególnie wysokim stopniem szkodliwości społecznej. Nie można też zapominać, że oskarżeni działali w warunkach recydywy - uzasadniał sąd surowość kary.

Zasądził też rekompensatę dla wdowy po zamordowanym taksówkarzu - 365 tys. zł. Od obydwu - solidarnie. Takie odszkodowania to wciąż rzadkość w procesach karnych. Zazwyczaj bowiem rodziny ofiar zadośćuczynienia muszą dochodzić w odrębnym postępowaniu, w sądzie cywilnym.

- Na szczęście, podejście sądów w tej kwestii zaczęło się ostatnio zmieniać. To dobry kierunek, miejmy nadzieję, że takich orzeczeń będzie coraz więcej - komentuje policjant, zaangażowany w to śledztwo.

A taksówkarze mówią: - To mogło spotkać każdego z nas.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski