Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Likszowie – wspaniali sportowcy tworzyli małżeństwo doskonałe

Jan Otałęga
Bohdan Likszo (pierwszy z prawej) podczas mistrzostw Europy w Budapeszcie w 1969 roku
Bohdan Likszo (pierwszy z prawej) podczas mistrzostw Europy w Budapeszcie w 1969 roku Fot. Archiwum
Wspomnienie. Krystyna i Bohdan byli filarami koszykarskich drużyn Wisły Kraków i reprezentacji Polski. Słynny trener z USA Red Auerbach chciał, by Bohdan Likszo przeniósł się do Boston Celtics, jednak na wyjazd do najlepszej ligi świata nie pozwoliły ówczesne władze

„Małżeństwo na dwa środki!” tak brzmiał tytuł w gazecie sportowej z lat 60. Reportaż opiewał sportowe dokonania nietypowego duetu.

Krystyna i Bohdan Likszowie byli podporami koszykarskich zespołów Wisły. Ona brylowała w zespole żeńskim, który od 1963 roku regularnie sięgał po koronę ligowych mistrzyń Polski, a w 1970 r. dotarł aż do finału klubowego Pucharu Europy. On stanowił o sile wiślaków, którzy też wygrywali w ekstraklasie, a nawet pokonali reprezentację Europy.

Oboje występowali w reprezentacji Polski; ona pomagała wywalczyć w 1968 roku brązowy medal mistrzostw Europy, on był w 1963 roku wicemistrzem starego kontynentu, następnie dwukrotnie brązowym medalistą, także dwukrotnie olimpijczykiem, w 1964 roku w Tokio i 4 lata później w Meksyku. Żona nie mogła zostać olimpijką, bo w tych czasach koszykówki kobiet w programie igrzysk nie było. Takiego małżeńskiego duetu na najwyższym sportowym poziomie nie miał żaden sportowy klub w Polsce, a długo trzeba byłoby szukać w świecie. Uprawiali w tym samym klubie tę samą dyscyplinę, w dodatku oboje na tej samej pozycji w drużynie – jako środkowi. Można rzec w ślad za popularnym kiedyś programem TV – małżeństwo doskonałe.

Niestety, państwa Likszów nie ma już wśród nas. Bohdan Likszo zmarł w 1993 roku w wieku zaledwie 53 lat, a niedawno odeszła po długiej chorobie Krystyna Pabjańczyk-Likszo, przeżyła 75 lat.

W latach 60. koszykówka była w Polsce drugim pod względem popularności sportem zespołowym, zaraz po piłce nożnej. Hale ligowe pękały w szwach, tłumy szły oglądać popisy swych idoli, męskie drużyny otrzymywały wtedy nieformalne, poetyckie wręcz nazwy, prasa lubowała się w opisach pojedynków „Wawelskich Smoków”, „Czarodziejów z Bielan”, „Zielonych Kanonierów”, „Wrocławskich Bombardierów”, „Nowohuckich Mścicieli” i wielu innych. „Wawelskie Smoki” to oczywiście wdzięczny przydomek koszykarzy Wisły.

Kiedy zmarł Bohdan Likszo, za najlepszego zawodnika w historii krakowskiej koszykówki w pożegnalnym felietonie uznał go redaktor Ryszard Niemiec, dawniej koszykarz Cracovii i nowohuckiej Sparty. Choć konkurencja jest tu spora, nazwiska znamienite: Tadeusz Pacuła, Stefan Wójcik, Krystian Czernichowski, Wiesław Langiewicz, Andrzej Seweryn, Krzysztof Fikiel, listę można mnożyć… Tę opinię o Likszy podtrzymuje dziś wieloletni prezes TS Wisła, ongiś trener reprezentacji i kobiecej drużyny koszykarek „Białej Gwiazdy” Ludwik Miętta-Mikołajewicz:

Jeśli ktoś mógłby mierzyć się z __Bohdanem Likszą klasą sportową, to ewentualnie Paweł Stok, brązowy medalista przedwojennych mistrzostw Europy, uczestnik igrzysk Berlinie – mówi. – Likszo grał na środku, królował pod tablicami w ataku i w obronie. Na tej pozycji w Polsce rywalizować z nim mógł tylko Mieczysław Łopatka ze Śląska Wrocław. Bohdan miał dobre warunki fizyczne, 199 cm wzrostu. Zauważyłem go na turnieju juniorów w Szczawnie Zdroju, prowadziłem drużynę Zrywu Kraków. W zespole z Olsztyna wyróżniał się wysoki chłopak, to był właśnie Likszo. Po powrocie do klubu powiedziałem w klubie o nim i Bohdan niebawem przyjechał do Krakowa. Trener Michał Mochnacki zaczął z nim indywidualne treningi. Z kolei w mojej drużynie koszykarek Wisły Krystyna Likszo, zwana często Basią, też była nie do zastąpienia na pozycji środkowej, choć mierzyła tylko 182 cm wzrostu. Dziś pewnie byłaby skrzydłową. Była zawodniczką waleczną i skuteczną. Oboje z Bohdanem należeli do najlepszych graczy w __Europie.

Krystyna z domu Pabjańczyk występowała najpierw w Resursie Łódź. – Najmłodsza dwójka z czworga dzieci państwa Pabjańczyków trafiła do sportu, do __koszykówki – wspomina Ludwik Miętta-Mikołajewicz. – Szkolił Basię Mieczysław Pawlak, a do krakowskiego Wawelu ściągnął działacz tego klubu, płk Jan Szuster. Tam wywalczyła wicemistrzostwo Polski, a jako 19-latka pojechała na mistrzostwa świata. Kiedy wojsko przestało dotować klubową koszykówkę, Krysia-Basia wraz z Aliną Szostak i Barbarą Wiśniewską, trafiły w 1963 roku do Wisły. Poznała Bohdana, wzięli ślub.

Długoletni trener „Białej Gwiazdy” z wdzięcznością wspomina swą była podopieczną. Wiele wnosiła do gry. Sprawdzała się w trudnych momentach. – To było 45 lat temu – wspomina. – W półfinale Pucharu Europy wpadliśmy na Spartę Praga, pojechaliśmy na mecz jako pierwsza polska drużyna po inwazji Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Ostrzegano nas przed widownią i tak było, przyjęła nas wrogo. Walczyliśmy nie tylko z rywalem, ale i nieprzychylnymi kibicami. Mieliśmy z Krakowa zapas tylko 4 pkt, gospodarze liczyli na pełny rewanż. A jednak Likszowa i jej koleżanki wykazały hart ducha i wygraliśmy 11 punktami. Finał był nasz.

Zdaniem wieloletniej koszykarki Wawelu i Wisły Aliny Szostak-Grabowskiej, Krystyna Likszowa swoją przebojowością zwykle dominowała na parkiecie. Bardzo ambitna, myślała zawsze o zwycięstwie, lubiła na boisku indywidualne popisy. Trafiła do Krakowa jako niespełna 18-latka, a jej rodzice zgodzili się na przeprowadzkę z Łodzi pod warunkiem, że wyjedzie wraz ze starszą siostrą Marylą. Tak się stało, a teraz ostatnie lata przed śmiercią spędziła także wspólnie ze starszą siostrą.

Pamiętam początki Basi u nas, w Krakowie – wspomina Alina Szostak-Grabowska. – Razem ćwiczyłyśmy, pokazywałam jej miasto. Po latach przypomniała mi, jak zabrałam ją na pierwszego sylwestra, to było w Aeroklubie Krakowskim przy ulicy Zwierzynieckiej. Bawiła się świetnie. Poza nauką i sportem lubiła zabawę. Poznała się z Bohdanem, ślub odbył się w jej rodzinnej Łodzi. Trenował nas najpierw w Wawelu Michał Mochnacki, jednocześnie nauczyciel wf w V LO.
Nauczył nas koszykówki, a
miał przy tym wiele powiedzonek, np.: jeśli kobiety lubią się w szatni, to i na boisku też. Z Basią się lubiłyśmy. Trener też mawiał: koszykówka to tak mądra gra, że z kobiet tylko Maria Skłodowska-Curie ją zrozumie. Mam nadzieję, że z Basią jednak nieźle przyswoiłyśmy sobie tajniki tej gry, bo wywalczyłyśmy mistrzostwa Polski, występowałyśmy w reprezentacji, na mistrzostwach świata miałyśmy 5. miejsce, a Basia ponadto zdobyła brąz na mistrzostwach Europy, gdzie była kapitanem drużyny. Niewiele nam brakowało w finale Pucharu Europy do __zwycięstwa…

Miętta-Mikołajewicz oglądał wiele meczów Bohdana Likszy. W 1963 roku trener pełnił rolę spikera na mistrzostwach Europy koszykarzy, rozgrywanych we Wrocławiu. – _Gdyby wtedy nam ktoś przepowiedział srebrny medal, nikt chyba by nie uwierzył. Drużyna, prowadzona przez Witolda Zagórskiego, grała z każdym meczem lepiej. Na początku miała kłopoty z Rumunami, Polacy wyraźnie przegrywali. Na widowni zaczęto gwizdać. Jako spiker zaapelowałem do kibiców o doping dla swej drużyny. Poskutkowało, a na parkiecie Likszo, Łopatka i ich koledzy poderwali się do walki. Kiedy w półfinale pokonali Jugosławię, w której występował jeden najlepszych koszykarzy na __świecie – Korac, euforii nie było końc_a.
Tylko ZSRR był w finale poza zasięgiem polskich zawodników, ale tego srebra, jak i dwóch kolejnych brązów, zdobytych m.in. przez Bohdana Likszę, jego następcy nie powtórzyli nigdy. W sumie Likszo przywoził z mistrzostw Europy 3 medale, a innym jego szczególnym osiągnięciem było zdobycie na mistrzostwach świata w Montevideo tytułu króla strzelców turnieju.

To były czasy… Dziś koszykówka w Polsce przegrywa popularnością i poziomem sportowym z siatkówką, piłką ręczną _– ocenia były trener żeńskiej kadry koszykarek. – _Polski Związek Koszykówek nie prowadzi właściwej polityki szkoleniowej, za dużo gra w __klubach cudzoziemców, zabierają miejsca naszym talentom…

Trenował Likszę w Wiśle Jerzy Bętkowski. – Bohdan był niewątpliwie graczem numer 1 w Polsce _– wspomina były szkoleniowiec. – _Bardzo zdolny, wysoki, świetny strzelec, może tylko słabszy w obronie w walce jeden na jeden. Ponadto wszechstronny. Na mistrzostwach Europy w Moskwie namówiłem trenera Witolda Zagórskiego, skoro ma dwóch świetnych graczy pod koszem – Likszę i Łopatkę, aby przesunął Bohdana na skrzydło. Sprawdził się tam, doskonale rzucał. Olbrzym, a dłoń miał miękką jak aksamit…

W 1964 roku przyjechała do Krakowa reprezentacja USA. Likszo na tleAmerykanów pokazał co potrafi, jesienią dobrze spisywał na igrzyskach w Tokio. Jerzy Bętkowski: – _Wtedy Red Auerbach, legendarny trener Boston Celtics, powiedział do Likszy: z wszystkich graczy z Europy wybieram tylko ciebie. Przyjedź grać do Bostonu. Wymienił niebotyczną wtedy dla Polaków kwotę w dolarach. Stawiał warunek: Bohdan musi trzymać wagę, bo gdy przekracza sto kilo, jest wolniejszy. Tu Likszo trochę się skrzywił, bo był smakoszem, uwielbiał gotować, wspaniałe byłe jego kołduny litewskie i zapraszał nas, jak mówił z wileńska, do papusiania. No, ale waga wagą, czasy w Polsce były takie, że władze PRL nie wypuszczały sportowców do zawodowych klubów_…

Podczas słynnego Festiwalu FIBA w Krakowie w 1965 roku „Wawelskie Smoki” prowadził właśnie Jerzy Bętkowski, a Bohdan Likszo należał do gwiazd turnieju. Wisła wygrała z reprezentacją Europy i Realem Madryt. Gości obdarzano wtedy kryształami, co im bardzo się podobało. Trener Wisły otrzymał od Realu Madryt szwajcarski zegarek, gracze natomiast stroje sportowe. Likszo doczekał się roleksa za udział w meczu reprezentacja Europy – Barcelona w 1968 roku. W dwóch meczach wygrała raz każda ze stron.

Poza gotowaniem namiętnością koszykarza Wisły były samochody. W owych czasach musiał zadowolić się maluchem, w którym ślusarz przesunął mu fotel do tyłu. Dopiero we Francji używał markowych aut. Jerzy Bętkowski też był wtedy we Francji, jako trener w Tours i z koszykarzem utrzymywali stały kontakt.

Krystyna Likszowa urodziła córkę Anię, z początkiem lat 70. państwo Likszowie wyjechali grać do Francji. W 1979 roku znów byli w Krakowie. Pani Krystyna po ukończeniu studiów pracowała w szkole podstawowej przy ul. Kijowskiej. On nie chciał być trenerem, został kierownikiem piłkarskiej drużyny „Białej Gwiazdy”. Dopadł go zawał, potem ponowny. Był z wizytą u kolegi, męża byłej koszykarki Wisł., Źle się poczuł, nie chciał jednak pozostać w mieszkaniu znajomych, wyjechał autem, jak mówił, psa wyprowadzić. W drodze dostał ataku serca.

Pani Krystyna przeżyła męża o 22 lata. – Spotykaliśmy się nieraz, choćby na opłatkach koszykarskich, a z __dawnej drużyny jest nas teraz coraz mniej _– mówi Alina Szostak-Grabowska. – Basię odwiedziłam cztery dni przed _jej śmiercią, przyniosłam kremówki. Była chora, wyczerpana, ale świadoma. Nie przypuszczałam, że to nasze ostatnie spotkanie…

Oboje Likszowie spoczywają na cmentarzu Batowickim w Krakowie, w mieście, które przed laty wybrali sobie na marsz ku koszykarskim wyżynom…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski