Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Likus: pokusa luksusu

Redakcja
Hotel Stary z najlepiej zaprojektowanymi wnętrzami w Europie Fot. Anna Kaczmarz
Hotel Stary z najlepiej zaprojektowanymi wnętrzami w Europie Fot. Anna Kaczmarz
Likusowie z podkrakowskich Spytkowic stali się w ostatnim dwudziestoleciu jedną z najzamożniejszych rodzin w historii Małopolski. Trzej bracia i ich bliscy działają w kilku branżach, ich bogactwo ma silne podstawy, a nazwisko - nie tylko za sprawą brzmienia - kojarzy się z luksusem.

Hotel Stary z najlepiej zaprojektowanymi wnętrzami w Europie Fot. Anna Kaczmarz

Małopolscy milionerzy - Wiesław Likus z rodziną

Luksusowe hotele, luksusowe restauracje, luksusowe domy towarowe, luksusowe butiki, luksusowe wina, luksusowe cygara, luksusowe biura w luksusowych lokalizacjach... Już kilkanaście lat temu spytkowiczanie przewidywali, że biedna Polska będzie mozolnie, ale skutecznie nadrabiać ekonomiczne i cywilizacyjne zapóźnienie, dzięki czemu grono osób chcących - i mogących - korzystać z luksusu, nie tylko zagranicznych gości, szybko urośnie. W zeszłym roku 12 tysięcy Polaków deklarowało zarobki przekraczające milion zł. To potencjalni klienci Likusów.

Choć rodzina firmuje swym nazwiskiem głośne przedsięwzięcia ("Likus Hotele i Restauracje", "Likus Concept Store"), wzbudzając przez to podobne zainteresowanie, jak Hiltonowie czy Waltonowie, pisanie o niej jest trudne i ryzykowne. Niemal każda próba bezstronnego przedstawienia portretu familii kończy się ostrzeżeniem sygnowanym przez renomowaną kancelarię prawną, np.: "Państwo Likusowie nie są osobami publicznymi, należy im się zakres ochrony prywatności oraz dobrego imienia taki, jak innym osobom prywatnym. (...) Bezprawna ingerencja w ich dobra osobiste spotka się ze zdecydowaną reakcją".

To samo napisał do nas ostatnio najstarszy z braci, Wiesław: "(...) dziękujemy za propozycje spotkania, które wydaje nam się niecelowe. (...) nierzetelna lub nieprawdziwa informacja na nasz temat znajdzie swój finał w Sądzie".

Likus na szyldzie i prywatnie

Niektórzy uważają, że taka postawa wynika z żalu Likusów do mediów. Żalu, który można zrozumieć. Dziennikarze rzadko zauważają wiekopomne dokonania familii, za to namiętnie donoszą o niejasnych wydarzeniach z (rzekomym) udziałem braci. Przeważnie w sensacyjnym tonie, jak ostatnio RMF o "wkroczeniu ABW do kilkunastu miejsc, gdzie interesy prowadzi Wiesław Likus" i "zabezpieczeniu dokumentów związanych z działalnością firm Holdingu Liwa"; należący do Likusów holding jest właścicielem sieci luksusowych hoteli.

Wcześniej media trąbiły m.in. o kontrowersyjnej nadbudowie Hotelu Starego (i karze wymierzonej przez PINB), o tajemniczej kolizji z udziałem jednego z braci oraz syna Jana T., ówczesnego szefa krakowskiego zarządu dróg, o spotkaniu w należącej do Likusów restauracji pisowskiego wiceministra zdrowia Bolesława Piechy z delegatami firmy farmaceutycznej Servier (czego efektem miało być wpisanie produktu Serviera na listę leków refundowanych), o pomyśle zrobienia luksusowych delikatesów w podziemiach krakowskiego Rynku...

Likusowie zazwyczaj nie reagują na takie doniesienia (chyba że pojawiają się w nich ewidentne kłamstwa - wtedy w ruch idą ostre pióra prawników), niczego nie wyjaśniają, nie odpowiadają na pytania dziennikarzy. Może dlatego, że kiedyś próbowali i zdało się to na nic. Kilka lat temu gazety opisały spotkanie Jacka Majchrowskiego z wojewódzkim konserwatorem zabytków w sprawie zagospodarowania podziemi Rynku. Prezydent Krakowa doprosił na nie Leszka Likusa, co wywołało falę domysłów i komentarzy. Biznesmen tłumaczył cierpliwie, że był w urzędzie raz i cały czas milczał. Mimo to koneksje Likusów z Majchrowskim, Janem T. i magistratem obrosły legendą. Kraków wie swoje i już. To po co mu cokolwiek wyjaśniać?
Chodzi chyba jednak nie tylko o uraz Likusów do szukających sensacji mediów, ale szerszą koncepcję. Najlepiej przedstawił ją Arkadiusz, syn Wiesława, w wypowiedzi dla tabloidu, który opublikował jego zdjęcie z Dodą (pod hasłem "nowy facet gwiazdy to syn miliardera"): "Nie chcemy się pokazywać w mediach. Gwiazdami mają być nasze miejsca i produkty, a nie my. Nam na rozgłosie nie zależy".

Po owocach nas poznacie

Próba zostawienia w spokoju członków rodziny, "osób prywatnych", i opisania wyłącznie ich biznesowych dokonań nastręcza jednak również sporo trudności. Z powodu stosowanej przez rodzinę polityki (nie)informacyjnej (cztery najświeższe doniesienia "dla prasy" na internetowej stronie "Likus Hotele i Restauracje" pochodzą sprzed trzech lat), nie jest łatwo ustalić, co w ogóle Likusowie mają i ile to jest warte.

Tygodnik "Wprost" umieścił "Wiesława Likusa z rodziną" na 25. miejscu swej najnowszej listy z majątkiem szacowanym na 1 mld zł. We wcześniejszym rankingu "Forbesa" Wiesław znalazł się na 76. miejscu - ex aequo z braćmi Tadeuszem i Leszkiem. Biznesowy magazyn "wycenił" każdego z nich na 265 mln zł.

Oczywiście można twierdzić, że Leszek ma elewację hotelu "Pod Różą", Tadeusz dach, a Wiesław wnętrza, ale tak naprawdę RAZEM podnieśli z upadku najstarszy hotel w Krakowie (gdzie nocował m.in. car Aleksander) i kosztem wielu milionów złotych przywrócili perle blask. Słowo RAZEM ma tutaj kluczowe znaczenie. Dokonania Likusów zdecydowanie przeczą tezie, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu.

Strategia jest wspólnym dziełem braci. Wiesław (rocznik 1956) czuwa nad opłacalnością transakcji i inwestycji, Tadeusz (1958) to "typ księgowego kontrolującego działalność na co dzień", domeną Leszka (1964) jest architektura i historyczna atrakcyjność obiektów, w jego głowie rodzą się projekty.

Dzieci Wiesława - syn Arkadiusz (1979) i trzy córki: Anita (1980), Alicja (1982) i Agnieszka (1991), wszystkie po renomowanych europejskich szkołach (ostatnia jeszcze się uczy), angażują się w prowadzenie biznesu. Podobnie jak Marianna, żona Tadeusza, i Katarzyna, żona Leszka. Ta ostatnia, absolwentka italistyki UJ, tuż po ślubie poprowadziła odnowiony Hotel Pod Różą. Potem przejęła zarządzanie wszystkimi rodzinnymi hotelami i restauracjami. Kilka lat temu wydała też książkę "Kuchnia najlepsza pod słońcem", wysoko ocenioną przez kulinarnych ekspertów.

Z "Copernicusa" udało się Likusom uczynić jedyny w Polsce hotel zrzeszony w ekskluzywnej sieci Relais et Châteaux (w pokoju 103, który można wynająć za jedyne 2 tys. zł za dobę, mieszkali m.in. George i Laura Bushowie). Hotel Stary na konkursie w Paryżu w 2007 roku uznano za "najlepiej zaprojektowane wnętrze hotelowe w Europie". W opublikowanym przez Forbesa rankingu 25 najbardziej prestiżowych polskich hoteli dla biznesu obiekty Likusów wypełniły całe podium.

Do rodzinnej sieci dołączył legendarny katowicki Monopol (znany z wesela Jana Kiepury i Marty Eggerth). Jego imiennik we Wrocławiu to jedyny ocalały tam hotel z XIX wieku. Mieszkał w nim m.in. Pablo Picasso, tam filmowano przygody kapitana Klossa oraz scenę z "Popiołu i diamentu", w której Zbyszek Cybulski podpala spirytus w kieliszkach. W łódzkim "Grandzie" mieszkali Henryk Sienkiewicz i Isadora Duncan. Przed Euro 2012 rodzina chce mieć najbardziej luksusowy hotel w Warszawie.
Likusowie prowadzą też dziesięć ekskluzywnych restauracji, "serwujących dania włoskie, kuchnię międzynarodową i dawną polską kuchnię dworską". W najatrakcyjniejszych punktach.

Tylko ta część biznesu warta jest (według analityków rynku nieruchomości) ponad ćwierć miliarda złotych. A do rodziny należą również ekskluzywne pasaże handlowe Likus Concept Store (są tam obok topowych butików m.in. delikatesy i piwnice winne). Pierwszy pasaż, Rynek 13, ruszył w Krakowie, u wrót Grodzkiej, potem dołączył warszawski (w słynnej "Massalce" na Krakowskim Przemieściu) i wrocławski (w Monopolu).

"Przyszłość segmentu handlowego firm, należących do rodziny Likus, to warszawskie inwestycje w luksusowe domy towarowe, oraz sprzedaż marek adresowanych do najbogatszego segmentu klienta w Polsce" - czytamy na oficjalnej stronie firmy "Liwa - Likus Hotele i Restauracje" (gramatyka i interpunkcja oryginalna).

Śmierć architekta

Biurowce i domy handlowe są wznoszone przez Wolf Immobilien Polen, spółkę kontrolowaną przez Likusów, pod równie dobrymi adresami, jak hotele. Obok Sejmu bracia postawili biurowiec Nullo, a niedaleko Pałacu Kultury - biurowiec Zielna. Ich kolejny obiekt biurowo-usługowy działa przy Marszałkowskiej.

Początkowo mieli wiele kłopotów z ulokowaniem w stolicy czegokolwiek. Przyjechali z milionami na ziemię i światowej klasy architekturę, ale przegrywali gminne przetargi na grunty. Nie mieli gdzie budować. Wtedy - jak wspominają w jedynym dużym wywiadzie udzielonym polskim mediom, Joannie Solskiej dla "Polityki" - wybrali kilka działek w najbardziej reprezentacyjnych punktach miasta i odnaleźli ich przedwojennych właścicieli, by nabyć prawa własności.

Niby wielu inwestorów to robi, ale Likusowie doprowadzili tę metodę do perfekcji. Zastosowali ją również w Krakowie, w Górce Narodowej; kiedy to opisaliśmy, dostaliśmy ostrzeżenie od reprezentującej rodzinę kancelarii...

We wznoszonych od zera budowlach Likusów widać również wybitną dbałość o architekturę. Dzieło ma olśnić - i pozostać na zawsze w ludzkiej świadomości jako coś wyjątkowego, ekskluzywnego. Niczym paryski Ritz i londyński Harrods.

Lata temu Likusowie zaprzyjaźnili się ze słynnym i wpływowym Stefanem Kuryłowiczem - zaprojektował dla nich m.in. biurowiec na rogu Marszałkowskiej i Żurawiej oraz kończony właśnie dom handlowy przy Brackiej. Architekt ze światowej czołówki doskonale rozumiał ich idee. Tłumaczył, że współpracuje z Likusami, bo to wizjonerzy: reprezentują coś, co w modzie nazywa się houte couture. Najwyższą półkę, jak Chanel i Prada.

Niespełna dwa miesiące temu Stefan Kuryłowicz zginął w wypadku lotniczym w Asturii. W urzeczywistnianiu kolejnych wizji będzie musiał Małopolanom pomóc ktoś inny.

Pierwszy milion

O prapoczątkach Likusów można się dowiedzieć jedynie ze wspomnianego tekstu w "Polityce". Są jeszcze dawni i obecni znajomi (przeważnie milczą jak grób), pracownicy (milczą bardziej niż grób) oraz zapiski w... czeskim "Who is who".
 

Najstarszy Wiesław zwierzył się tam, że rodzice nauczyli go szacunku do pracy i poczucia odpowiedzialności, realizmu. Na jego sposób widzenia świata i życia najsilniej wpłynął jednak dziadek Władysław Dzierwa, ojciec mamy Aleksandry, żołnierz I wojny światowej, "człowiek o wielkiej mądrości i doświadczeniu". Uczynił z wnuków ludzi ciekawych świata.

Wiesław skończył krakowskie IV LO. Do 1981 roku studiował na wydziale elektroniki AGH, zdobywał nagrody rektorskie. Dzięki przedwojennym koneksjom dziadka odbył praktykę w stuttgarckim oddziale IBM, co było wtedy jak lot na Księżyc. Był już żonaty - z Małgorzatą (mgr inż. górnictwa i geologii po AGH). W 1979 roku urodził się Arek, potem córki: wszystkie na "A".

W 1982 roku Wiesław zaczął studiować podyplomowo zarządzanie, następnie filozofię. Do 1988 roku był asystentem na Wydziale Inżynierii Materiałowej i Ceramiki AGH. Jego ówczesny kolega dr Zygmunt Betlej opowiadał nam, że "komputery były wtedy w Polsce czarną magią, a Wiesław, informatyk, znał się na nich świetnie, okazał się człowiekiem niezwykle bystrym, umiał w twórczy sposób wykorzystać zdobytą wiedzę".

Doktor tak charakteryzował młodszego kolegę: "Sympatyczny, nadzwyczaj pracowity i przedsiębiorczy. Kiedy zaczynał pracę na AGH miał rodzinę, dwójkę dzieci. Potrafił ich utrzymać, rozkręcić biznes. Wykorzystał dziejową szansę".

Wiesław uruchomił biznes jeszcze jako pracownik uczelni - w 1987 roku. Po wielu urzędowych odmowach udało mu się dostać paszport i poleciał do Singapuru. Wraz z Tadeuszem i Leszkiem (jeszcze studiowali) składał komputery z przywiezionych części. Potem zarabiali krocie na importowanych ciuchach, ale w porę wyczuli, że to się szybko skończy. Zyskali miliony, głowili się, w co je włożyć, "To był główny temat podczas obiadów u mamy w Spytkowicach" - opowiadali "Polityce".

W połowie lat 90. kupili od państwa zakłady tytoniowe w Radomiu i Poddębicach - większościowym udziałowcem obu została kontrolowana przez nich spółka Merkury SA. Przejęła ona również Zakłady Piwowarskie Głubczyce, produkujące m.in. "Rycerskie Mocne", "Hammera", "Karlika" i "Jasne pełne". Ten biznes dawał im po ok. 150 mln zł zysku rocznie.

Nigdy jednak nie był szczytem ich ambicji. Wiesław napisał w czeskim "Who is Who", że marzy o pozostawieniu po sobie czegoś, co będzie "dobrze służyło następnym pokoleniom i na trwałe wpisze się w historię kraju".

To dlatego w 1997 roku zainwestowali w Hotel Pod Różą. Dlatego wydają kolejne miliony na przywracanie blasku zabytkowym perłom. Żeby Polacy pamiętali ich jako piewców tradycji robiących rzeczy wielkie, a nie tylko sprawnych biznesmenów, którzy zarobili miliard na ludzkich słabościach - do piwa, tytoniu, a teraz - luksusu.

Czas pokaże, czy to marzenie się spełni.

Zbigniew Bartuś

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski