Limanowa. Kto ma zająć się psami zmarłego właściciela?

Problem z psami zaczął się ponad rok temu, kiedy zmarł ich właściciel. Zwierzęta mieszkają w fatalnych warunkach na pogorzelisku jego domu przy ul. Batorego, który spłonął. Chowają się pod stertami desek i w drewnianych boksach. Sąsiedzi twierdzą, że psy już się do nich przyzwyczaiły i na razie nie są agresywne.

- Problem w tym, że jest ich coraz więcej. Rodzą się kolejne. Nie wiem dokładnie, ile teraz jest. Może sześć - mówi jeden z mieszkańców. - Mam trzyletnią córkę. Psy co prawda nie są agresywne, ale boję się o jej bezpieczeństwo. Trudno przewidzieć, jak takie zwierzę może się zachować. Najgorsze jest to, że nie są zaszczepione.

Chciałby jakoś rozwiązać problem, ale nie chce wchodzić w konflikt z sąsiadką. Martwi się też, jak zwierzęta przeżyją zimę.

Sąsiadka, o którą chodzi, to Maria Śliwa, siostra zmarłego właściciela psów. Mieszka w jednym z domów przy ul. Batorego. Zapewnia, że dokarmia czworonogi. - Zastanawiałam się, czy oddać je do schroniska, ale za to trzeba chyba zapłacić - mówi.

W schronisku Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami zapewniono nas, że mogą przyjąć bezpańskie zwierzęta za darmo.

- Limanowski magistrat twierdzi, że nie ma obowiązku zajmować się tymi psami, bo należy to do obowiązków spadkobierców, którzy podobno zadeklarowali opiekę nad nimi - powiedziała Beata Porębska, inspektor KTOZ.

Obiecała, że w tym tygodniu będzie w Limanowej, by sprawdzić, ile jest tych psów.

- Część już kiedyś stamtąd zabraliśmy - dodała. - To były szczeniaki w stanie zagrażającym ich życiu. Właśnie wtedy nasze towarzystwo zgłosiło się z prośbą o interwencję do burmistrza.