Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Listonosz nie zadzwoni dwa razy...

Grzegorz Skowron
Grzegorz Skowron
Kolejki na poczcie wcale nie są dłuższe, niż choćby w supermarketach - mówi Grzegorz Kurdziel
Kolejki na poczcie wcale nie są dłuższe, niż choćby w supermarketach - mówi Grzegorz Kurdziel Archiwum Poczty Polskiej
Rozmowa. Dlaczego tak długo musimy stać w kolejce do okienka na poczcie? Czy ktoś odpowie za zgubienie naszego listu? Kiedy placówki pocztowe przestaną być bazarkiem handlowym? Na te i wiele innych pytań odpowiada Grzegorz Kurdziel z zarządu Poczty Polskiej.

- Czy ludzie jeszcze piszą listy?

- W Polsce jest aż 1,5 miliarda przesyłek listowych rocznie. Oczywiście dominują biznesowe, gros korespondencji to rachunki za prąd czy telefon oraz wyciągi bankowe. Takich tradycyjnych listów, kiedy prywatna osoba pisze do prywatnej osoby, nie jest dużo.

- Nie zachęcacie do pisania takich listów. Tegoroczna podwyżka za list priorytetowy z 2,5 do 3,2 złotych mała nie była.

- Nikt nie lubi podwyżek, my też, ale trzeba brać pod uwagę, że w Polsce mieliśmy do czynienia z bardzo długą stagnacją cen usług pocztowych. A przez ostatnie sześć lat tylko trzech europejskich operatorów pocztowych miało realny spadek cen, w tej grupie była również Poczta Polska z kilkunastoprocentowym spadkiem, a u wielu innych operatorów był to wzrost nawet o 200 procent.

- Podwyżka cen za listy to niejedyna forma zniechęcania to ich pisania. Jeśli zgubicie wysłany list priorytetowy, to jego autor lub adresat nie mają już żadnych szans na odszkodowanie.

- Jeżeli takie niedogodności się pojawią, to wypada mi tylko za nie przeprosić. Zaginięcia przesyłek czasami się zdarzają. Ale prawda jest taka, że zwykły list nie jest śledzony, a przez to może być tańszy. Robimy wszystko, by podnieść jakoś naszych usług. Choć nic tak dobrze nie zrobiło dla naszego wizerunku, jak przejęcie przesyłek sądowych przez Inpost. Wcześniej nie było z czym porównać naszych usług, potem okazało się, że wcale nie są one takie złe.

- Piszemy coraz mniej listów, a listonoszy i tak brakuje. Dlaczego?

- Przez ostatnie lata kilkanaście tysięcy pocztowców odeszło z pracy w ramach dobrowolnych odejść i zwolnień. Teraz uzupełniamy lukę kadrową, potrzebujemy kierowców, pracowników sortowni, doręczycieli. W sumie moglibyśmy przyjąć około trzech tysięcy osób.

- Rzeczywiście są miejsca, w których listonosz pojawia się raz na kilka dni lub tylko raz w tygodniu?

- Takie sytuację zdarzają się w razie jakiegoś pomoru chorobowego, zwłaszcza w małych placówkach pocztowych.

Gdy ja zaczynałem pracę, byłem takim listonoszem skoczkiem, wysyłanym w te miejsca, gdzie ktoś chorował lub szedł na urlop. Dziś nie mamy już rezerwy kadrowej i gdy jeden listonosz idzie na urlop lub zachoruje, nie ma go kim zastąpić. Robotę za niego musi wykonać kolega, który przecież ma jeszcze do obsługi swój rejon.

- A może ludzie nie chcą być listonoszami… Ciężka torba, ciągłe tłumaczenie się za firmę przed niezadowolonymi klientami, coraz większe wymagania, niskie pensje, a nie ma widoku na parę złotych za dostarczenie emerytury czy renty…

- Rzeczywiście liczba przekazywanych przez Pocztę Polską rent i emerytur spadła w ostatnich latach aż o połowę. I spada o kilka procent rocznie, bo nowi emeryci mają już konta bankowe i dostają przelewy, a nie czekają na gotówkę. Za jej przekazanie listonosze często dostawali jakieś tam dodatkowe wynagrodzenie. Obecny zarząd Poczty Polskiej zdecydował się na podwyżki dla wszystkich pracowników - w zeszłym roku było to 250 złotych, w tym kolejne 150. Wraz ze zmianami w regulaminie wynagradzania dało to 20-procentowe podwyżki. Jednak dziś rynek jest trudny, wszyscy biją się o pracownika. Jestem umiarkowanym optymistą, bo trochę ludzi udaje nam się zatrudnić.

- Ale nie ma pięciu chętnych na jedno miejsce. Raczej jest odwrotnie...

- Bywa różnie. Najtrudniej jest na ścianie zachodniej, w województwach dolnośląskim, wielkopolskim, lubuskim, zachodniopomorskim. Wiele osób jedzie przecież do pracy do Niemiec, ale też i u nas powstają duże centra logistyczne, Amazon staje na głowie, by przyciągnąć pracowników, pensje są tam wyższe niż rynkowe, firma oferuje dowóz do pracy i posiłek za złotówkę.

- Jak jest w Małopolsce? Brakuje listonoszy?

- Chyba nie jest najgorzej. Udaje nam się zatrudnić ludzi, choćby tam, gdzie długo były wakaty.

- Popatrzmy na to od strony klienta. Listonosz zwykle przychodzi z przesyłką wtedy, kiedy nikogo nie ma w domu i zostawia w skrzynce awizo. Kiedy zadzwoni do nas dwa razy - najpierw do południa, a gdy nas wtedy nie zastanie - przyjdzie drugi raz, pod wieczór?

- Analizy takiego rozwiązania były robione wielokrotnie. Powiem szczerze - przy obecnym stanie rynku pracy to jest niemożliwe. Po pierwsze - nasze usługi musiałyby więcej kosztować, może nawet o 50 procent. Po drugie bardzo zmieniło się podejście do pracy - ludzie po prostu chcą pracować w rozsądnych godzinach, chcą mieć czas dla rodziny czy rozwijania swoich pasji.

- Odbierał Pan kiedyś przesyłkę na awizo? Stanie w długiej kolejce, by odebrać coś, za dostarczenie czego ktoś przecież już zapłacił, może być bardzo denerwujące… Zwłaszcza gdy czynne jest tylko jedno okienko, a drugie jest zamknięte z powodu przerwy.

- Nasze kolejki wcale nie są dłuższe niż choćby w supermarketach, choć rozumiemy, że w innym nastroju czeka się do kasy w sklepie z wózkiem pełnym zakupów niż na poczcie po list z sądu. Dlatego zastanawiamy się nad zamontowaniem urządzeń, powiedzmy, awizomatów, w których można by odebrać list polecony bez konieczności stania w kolejce do okienka.

- Przyjdziemy z awizo i sami wyciągniemy list z takiego urządzenia? Bez kolejki do okienka?

- To działoby podobnie, jak funkcjonująca dziś skrzynka pocztowa i urządzenie do odbioru paczek. Współpracujemy w tym zakresie ze startupami. Oczywiście nie stanie się to w ciągu jednego roku, bo przecież musi powstać prototyp takiego urządzenia, trzeba go też przetestować, ale myślę, że za dwa lata może uda się to wdrożyć. Pracujemy też nad urządzeniami do odbioru paczek, które będą montowane przez wspólnoty czy spółdzielnie mieszkaniowe. One pojawią się pewnie szybciej niż awizomaty.

- Automaty to sposób na to, by nie otwierać nowych placówek pocztowych?

- Jako operator publiczny musimy mieć odpowiednią ich liczbę. Dziś spełniamy wymagania w tym zakresie i nie musimy tworzyć nowych placówek, ale również nie możemy ich zamykać. Nowe uruchamiamy w galeriach handlowych, bo to duże udogodnienie dla ludzi.

- Kiedy wreszcie przestaniecie sprzedawać zabawki i kosmetyki, książki i wiele innych towarów?

- Chcemy uporządkować ten handel, zerwać z bazarkiem pocztowym, ale całkowicie ze sprzedaży nie zrezygnujemy, bo to przynosi nam spory dochód. Sprzedają nam się koperty oraz pudełka na paczki, książki, zwłaszcza w małych miejscowościach, skąd zniknęły księgarnie. Ale zapas zabawek mamy na siedem lat. Aż 80 procent towarów, które kiepsko się sprzedają, zniknie z naszych placówek. Zostaną materiały około pocztowe oraz multimedia, książki i prasa, pojawią się jakieś pamiątki regionalne.

- Nowe technologie i te zmiany to przyznanie, że Poczty Polskiej w obecnej formule nie da się już uratować?

- To uzupełnienie. Nowa strategia przewiduje pójście w automatyzację i bardziej nowoczesne formy doręczeń, bo to jest nieuniknione. Ale nie zamierzamy zmniejszać liczby istniejących placówek, chcemy z nich zrobić atut. Skoro muszą być, są otwarte, więc chcemy w nich oferować dodatkowe usługi; przez podpisanie umów z bankami, obsługę rachunków za prąd czy gaz. Ale nowa strategia przewiduje też większy nacisk na przesyłki kuriersko-paczkowe i obsługę rynku e-comerce. Przychody z tej działalności mają być większe niż z listów.

Cała Prawda o Poczcie Polskiej
Bez odszkodowania za zgubiony list. Jeśli Poczta Polska zgubi list lub kartkę wrzuconą do skrzynki, nie musi płacić żadnego odszkodowania. Taką zmianę wprowadzono w tym roku, możliwość reklamacji została zawężona tylko do przesyłek rejestrowanych. Tylko w pierwszej połowie ubiegłego roku Poczta miała ponad 13 tys. reklamacji i musiała wypłacić odszkodowania na łączną kwotę 2 mln zł.

Operator Publiczny jeszcze przez 8 lat. Poczta Polska będzie operatorem wyznaczonym do pełnienia powszechnych usług pocztowych do roku 2025. To oznacza, że jest zobowiązana do świadczenia usług pocztowych w obrocie krajowym i zagranicznym, obejmującym przesyłki listowe do 2 kg, paczki na terenie Polski do 10 kg oraz zagraniczne do 20 kg, a także paczki dla ociemniałych. Musi też mieć gęstą sieć placówek (jedną na 7 tysięcy mieszkańców).

Konkurencja poległa na przesyłkach sądowych. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że monopol Poczty Polskiej na przesyłki listowne złamie Inpost. Prowadzącym do tego sposobem było przejęcie przesyłek sądowych. Ale szybko pojawiły się skargi na obsługę tego sektora i następny przetarg wygrała Poczta Polska. Inpost przypłacił to likwidacją działalności związanej z obsługą listów.

Listy będą tylko dodatkiem. Strategia Poczty Polskiej zakłada przede wszystkim rozwój usług paczkowo-kurierskich oraz logistycznych. Obsługa listów zacznie schodzić na margines, nawet jeśli państwo nadal będzie zlecać Poczcie obsługę korespondencji urzędowej i sądowej. Wcześniej czy później elektroniczne dostarczanie korespondencji wyprze tradycyjne koperty, znaczki i potwierdzenia odbioru listów poleconych. W 2015 r. przychody Poczty sięgnęły 5,5 mld zł, w 2021 r. wyniosą 7 mld zł.

Zobacz też: Zapomniana sztuka pisania listów. "Do listu trzeba mieć czułość"

Źródło: Dzień Dobry TVN

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski