Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Litza – żołnierz Chrystusa

Redakcja
Litza Fot. Jacek Gulczyński
Litza Fot. Jacek Gulczyński
Jest jednym z tych niewielu muzyków rockowych, którzy otwarcie przyznają się do swej wiary. Mało tego – traktuje swą muzykę jako narzędzie do głoszenia Dobrej Nowiny. W najbliższą środę 27 kwietnia zobaczymy go w składzie dwóch zespołów - Kazik Na Żywo i Luxtorpeda – które wystąpią w krakowskim klubie Kwadrat. Robert Friedrich, albo po prostu „Litza”.

Litza Fot. Jacek Gulczyński

Nie dane mu było wychowywać się w szczęśliwej rodzinie. Nic dziwnego, że młody Robert był nerwowy, nieufny, zamknięty w sobie. Potrzebę akceptacji starał się zaspokoić w sporcie. Odnosił spore sukcesy w piłce ręcznej, ale kiedy usłyszał muzykę punk, machnął ręką na treningi. Najpierw słuchał na okrągło płyt Brygady Kryzys, Klausa Mittfocha i Dezertera, a potem sam zaczął próbować grać na gitarze. Nie interesowały go długie solówki – jeśli już, to tylko te dziesięciosekundowe, jakie słyszał w nagraniach ulubionych zespołów z zagranicy – Discharge czy G.B.H. Kiedy po Poznaniu, w którym mieszkał, rozeszła się fama o niezwykle szybkim gitarzyście, zgłosił się do niego wokalista i basista Tomek „Titus” Pukacki z propozycją założenia thrash metalowej kapeli. W ten sposób powstała grupa Acid Drinkers, która w następnych latach zrewolucjonizowała polski rynek ciężkiego rocka.

Ponieważ zespół został dostrzeżony przez rodzimą fonografię, z czasem pojawiły się płyty i koncerty, a za tym – popularność i pieniądze. Młodzi muzycy szybko dali się ponieść rockowemu stylowi życia. Bywało, że w trasie wypijali w ciągu jednego dnia sześć butelek wódki. Nic dziwnego, że wychodzili na scenę tak nieprzytomni, że trzeba było im potem opowiadać o tym, jak wyglądał koncert. A zamówienia na koncerty rosły w lawinowym tempie. Kiedy grupa zdobywała szczyty popularności, gitarzyście zaczęło wysiadać zdrowie. Wizyta u lekarza przyniosła druzgocącą diagnozę – trzeba operować serce. „Litza” przeszedł dwa zabiegi, po których przyszło otrzeźwienie.

- Kiedy leżałem na intensywnej terapii i leki przeciwbólowe przestawały działać myślałem: „Niech to się wreszcie skończy, nie mam już sił” - _wspominał. - A tu nic... Wypisali mnie do domu i przez trzy miesiące musiałem spać na siedząco, żeby zrósł się mostek. I bolało nadal... Wtedy zrozumiałem, że w ten sposób Bóg pokazuje mi, jak bezsensowne było życie, które prowadziłem przed chorobą. To, co w przeszłości stanowiło dla mnie wartość - w chwili najcięższej próby okazało się zupełnie bezwartościowe. W obliczu cierpienia i śmierci wszystko to nie miało to najmniejszego znaczenia. Zostałem po prostu brutalnie sprowadzony na ziemię. Wtedy pojawiły się pytania o Boga i Kościół. _
„Litza” nigdy wcześniej nie zastanawiał się głębiej nad wiarą. Był ochrzczony, przystąpił do komunii, ale do bierzmowania poszedł dopiero przed ślubem, żeby dopełnić warunków udzielenia tego sakramentu przez Kościół. Niebezpieczna choroba sprawiła jednak, że przewartościował swe życie. Stwierdził, że chodznie do kościoła tylko po to, aby prosić Boga o zdrowie i powodzenie nie ma sensu. Zapragnął czegoś odrwotnego – dowiedzieć się, jakie Bóg ma zamiary wobec niego, co On chce mu powiedzieć. Przypadek sprawił, że do Poznania przeprowadził się akurat Tomek Budzyński, wokalista Armii, który właśnie przeżył głębokie nawrócenie. Ponieważ przewodnik duchowy zasugerował mu wkroczenie na drogę neokatechumenalną, zaprosił na spotkania przykościelnej wspólnoty również „Litza”. W ten sposób rozpoczął się dla obu trudny proces powrotu do Boga.

- Sobór Watykański otworzył Kościół na nowe sposoby przeżywania wiary: na całym świecie powstają różne wspólnoty, w których można poszukiwać własnej drogi do Boga – wyjaśniał „Litza”. - Są w tych wspólnotach tacy, którzy kiedyś buntowali się wobec Kościoła, a teraz dostrzegli w Bogu jedyną nadzieję dla siebie, swojej rodziny i swojego życia. Jestem w takiej wspólnocie. Kiedy mówię „Kościół” mam na myśli nie jakąś abstrakcyjną grupę wiernych, ale moją małą wspólnotę, w której wszyscy bardzo dobrze się znamy. Nie łącza nas wspólne interesy, zainteresowania czy wiek - tylko Jezus. To dzięki Niemu, mimo że wiele nas dzieli, jesteśmy braćmi.
Początkowo „Litza” chciał zrezygnować z grania. Z czasem zrozumiał jednak, że swoją muzyką może pomagać ludziom – nieść Dobrą Nowinę, że Jezus zmartwychwstał i odkupił na krzyżu nasze grzechy. Przedstawił swoją propozycję Budzyńskiemu, a ten – kolejnemu nawróconemu punkowi, Darkowi Malejonkowi z zespołu Houk. Szybko okazało się, że chętnych do takiego działania jest więcej. W ten sposób powstała grupa 2TM2,3, która swą nazwę zaczerpnęła z oznaczenia biblijnego cytatu z drugiego Listu św. Pawła do Tymoteusza: _„Weź udział w trudach i przeciwnościach jako dobry żołnierz Jezusa Chrystusa_”. Pierwsza płyta formacji była w Polsce sensacją – punk, metal i reggae zostały na niej wprzęgnięte w służbę Bogu. Teksty zamieszczonych na krążku utworów stanowiły wyłącznie cytaty z Pisma Świętego – głównie z Psalmów, ale też z Nowego Testamentu. „Przyjdź!” spotkało się ze skrajnie sprzecznymi reakcjami – jednych ucieszył taki projekt, a drugich – zirytował. Nawet w łonie samego Kościoła były sprzeczne opinie. Dopiero wiadomość, że płyta uzyskała akceptację samego Jana Pawła II uspokoiła emocje.

Kiedy 2tM2,3 nagrywało materiał na drugi album, rozpoczęły się przygotowania do kolejnej wizyty Papieża w kraju. „Litza” dostał za zadanie napisania powitalnej piosenki. Kiedy ją skomponował, wpadł na pomysł, że mogłyby w niej zaśpiewać dzieci. Zebrał więc maluchy z własnej rodziny i rodzin przyjaciół i z ich udziałem nagrał utwór „Tato” z refrenem „Nie boję się, gdy ciemno jest__”, który szybko stał się ogólnopolskim przebojem. Tak zaczęła się działalność Arki Noego, dziecięcego zespołu, który dekadę temu stał się prawdziwym fenomenem. Jego wydawnictwa rozchodziły się jak ciepłe bułeczki, na koncerty przychodziły tłumy, a Litza wykorzystywał to wszystko, aby wspomagać najbardziej pokrzywdzonych przez los – choćby dzieci z hospicjów, na rzecz których przekazywał zyski ze sprzedaży płyt i dla których dawał z Arką Noego specjalne koncerty.
- Bóg przemawia do nas na różne sposoby - tłumaczył. - Ja zobaczyłem Jego obecność w życiu innych ludzi. Różnica między tymi, którzy wierzą i którzy nie wierzą okazała się oczywista: ci pierwsi żyją w strachu, że mogą wszystko stracić, co mają, a ci drudzy - nie boją się niczego, są w każdej chwili porzucić to, co posiadają lub oddać to innym. To był dla mnie oczywisty znak: musi istnieć coś więcej niż jakiekolwiek dobra, które możemy zgromadzić podczas swego życia na ziemi.

Dziś Litza ma pełne ręce roboty: gra na gitarze w formacji Kazik Na Żywo, przygotowuje nowy album Arki Noego z coverami punkowych piosenek z lat 80. i nagrywa debiutancką płytę swej nowej grupy – Luxtorpeda. Godzi te muzyczne obowiązki z wychowywaniem dzieci, byciem dobrym mężem i głową rodziny. Prawie dwadzieścia lat upartego dążenia do Boga zmieniło jego spojrzenie na świat, swoich przyjaciół i siebie samego.

- Dzisiaj postrzegamy siebie jako ludzi słabych i grzesznych, którzy bardzo potrzebują Bożej pomocy _– twierdzi. - Kiedy ruszaliśmy w tę drogą wydawało mi się, że mam wiarę dojrzałą, ale nasze życie, nasze rodziny, nasze żony zweryfikowały ten neoficki entuzjazm. Dlatego na ostatni album 2TM2,3 wybraliśmy z Pisma Świętego słowa, które to demaskują. Ale śpiewamy też, że Bóg nas nie odrzuca, mimo że grzeszymy, ponieważ jest dobry, kocha wszystkich grzeszników i daje nam zawsze szansę nawrócenia. _

Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski