Henryk Rusek został zaatakowany przez lochę przed swoim domem na ul. Podwale. Dzik wraz z młodymi wdarł się do jego ogrodu podkopem pod płotem. Żerowały tam pięć dni.
Dopiero po kilku interwencjach Powiatowe Centrum Zarządzania Kryzysowego wezwało specjalistyczną firmę z Katowic, która odłowiła zwierzęta i wywiozła do lasu. Ważący ok. 200 kg dzik był agresywny.
- Gdyby nie mój wierny spaniel Lucky, nie wiem, czy uszedłbym z życiem - wyznaje Henryk Rusek. W ubiegłą sobotę, ok. północy, wybrał się z psem na spacer. - Strasznie szczekał - wspomina pan Henryk. Wyszli za róg domu, światło zapalone przed budynkiem dawało tylko lekką poświatę. - Nagle zobaczyłem ślepia - relacjonuje.
Gdy zwierzę rzuciło się na jego pupila nie miał już wątpliwości. Dostrzegł dzika, który przygniatał pyskiem psa. - Nie wiem, jak udało mi się uratować Luckyego. Dobrze, że był na smyczy. Ciągnąłem z całej siły - mówi.
Dzik w pewnym momencie odpuścił i pies zdołał się oswobodzić. Pobiegli ile sił w nogach do domu. Już przez okno pan Henryk dostrzegł nie tylko lochę, ale też stadko warchlaków. Zdążyły rozkopać ziemniaki, bób, spustoszyć winorośł.
W niedzielę mężczyzna wyszedł ostrożnie z domu, by sprawdzić, czy dziki nadal mieszkają w jego ogrodzie. - Locha wyskoczyła spomiędzy krzewów. Tym razem jednak nie zaatakowała. Zaczęliśmy się wycofywać ostrożnie - opowiada. Zadzwonił na policję. - Funkcjonariusze odesłali mnie do centrum zarządzania kryzysowego. Ci z kolei powiadomili strażaków. Zjawili się jednak dopiero wieczorem. Cała rodzina siedziała w domu jak w więzieniu. Żona i synowa wpadły w panikę - zaznacza.
Strażacy wystraszyli lochę, która uciekła z ogrodu razem z warchlakami. Po kilku godzinach jednak wróciła i znów zaczęła buszować po ogrodzie.
Pan Henryk ponownie zadzwonił po pomoc. Ta nadeszła dopiero po interwencji u starosty, w środę rano, czyli w piątym dniu oblężenia. Na miejsce przyjechała firma z Katowic.
- Locha została uśpiona i przewieziona do lasu - informuje dyżurny PCZK. Większy problem był z wyłapaniem młodych. Uciekły aż za nasyp.
Pan Henryk i jego rodzina nadal ostrożnie poruszają się po ogrodzie. - Z grabiami w rękach, na wszelki wypadek - podkreślają.
Piotr Grzegorzek, przyrodnik z Chrzanowa przyznaje, że dziki są coraz bardziej bezczelne i podchodzą coraz bliżej domów. - Szukają pożywienia. Poza tym nowe drogi, obwodnice zabrały im część naturalnego domu, więc błądzą - tłumaczy Grzegorzek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?