Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Locomotiv GT "Ringasd el magad"

Redakcja
Po wydaniu swojego pierwszego longplaya, Locomotiv GT zaczął sporo koncertować na Węgrzech i... w Wielkiej Brytanii.

Jerzy Skarżyński: NIEZAPOMNIANE PŁYTY HISTORII ROCKA SUPLEMENT (47)

Było to możliwe, raz, bo jego główny maszynista - Gábor Presser, miał tam wysoką renomę już w czasach, gdy jeszcze działał w Omedze, dwa, bo znał odpowiednich ludzi (tego typu kontakty są często najważniejsze) i trzy, bo krążek "Locomotiv GT" doczekał się świetnych recenzji w wyspiarskiej prasie fachowej. M.in. New Musical Express napisał, że zanosi się, iż najnowsza rockowa sensacja nadejdzie ze Wschodu! Węgrzy otrzymali też propozycję wystąpienia na "Lincoln Great Western Express Festival". Owa impreza odbyła się w maju 1972 r., a jej głównymi gwiazdami byli m.in. Joe Cocker, Faces, Genesis i goście z Ameryki - The Beach Boys. Madziarzy dostali solidną owację. Ów sukces sprawił też, że dano im możliwość zarejestrowania albumu w słynnym AIR Studios w Londynie. I tak w tym renomowanym miejscu powstała płyta "Ringasd el magad".

"Ringasd el magad" zaczyna istny cyrk - utwór "Cirkusz". Jednak, co ważne, to nie jego tytuł skłonił mnie do nazwania go cyrkiem, lecz fakt, że ta kompozycja gitarzysty Tamása Barty, ze względu na swoją złożoność oraz różnorodność jest... 4 i półminutową suitą! Po "Cirkusz" dostajemy się w łapy szalejącego na Hammondzie Pressera. To pastiszowe (ale jak zagrane) "A szerelem börtönében". Trójka ("Szerenád-a szerelmemnek, ha lenne") zgodnie z jedynym zrozumiałym dla Polaka słowem "serenada", jest delikatnym songiem śpiewanym przez Gábora przy fortepianie. W pewnym momencie w tle jego głosu pojawiają się nieziemsko pięknie nucące anioły. Kolejny temat - "A semmi kertje", jest bliższy "Cyrkowi", bo osadzony został na niezwykle skomplikowanym podkładzie sekcji rytmicznej. Kolejne 4 i pół minuty później startuje rozkołysany, ciepły oraz całkowicie instrumentalny popis o wszystko mówiącym tytule - "Lincoln fesztivál blues". Po nim znów dostajemy się w świat pastiszu, bowiem utwór nr 6 - "Ne szédíts", jest zabawnie potraktowanym rock'n'rollem, a 7. - Kakukkos Karóra" to zabawny popis na bandżo i "pudle" Barty. Natomiast już pierwsze sekundy ósemki - "Kotta nélkül" (wyobraźnia podpowiada mi tłumaczenie tego tytułu jako... "Kota nie prać") zapowiadają, że będzie poważnie. I jest! Takiej muzyki nie powstydziłoby się nawet Colosseum. "Azt hittem" (9) jest powoli rozwijającą się balladą na poziomie pereł Emersona, Lake'a i Palmera. No, a po tym arcydziele, pojawiają się jeszcze: wspaniałe, połamane, z organami i sekcją rytmiczną brzmiącą jak u Deep Purple - "Megvárlak ma délben" oraz minutowy żarcik będący utworem tytułowym płyty.

Jerzy Skarżyński, Radio Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski