Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łowcy niebiańskich zygzaków

MARCIN BANASIK
Piorun uwięziony na fotografii to dla łowcy najlepsza nagroda za godziny wyczekiwania na burzę (szalejące błyskawice nad Tarnowem) Fot. Szymon Poręba
Piorun uwięziony na fotografii to dla łowcy najlepsza nagroda za godziny wyczekiwania na burzę (szalejące błyskawice nad Tarnowem) Fot. Szymon Poręba
Schwytanie pioruna, podobnie jak podróżowanie w czasie czy nieśmiertelność to marzenia pozwalające na wyprawę w najbardziej wybujałe zakątki naszej wyobraźni. Okazuje się jednak, że nie zawsze musi to być podróż poza rzeczywistość. Burze można łowić z ziemi. Wystarczy aparat fotograficzny, kamera i umiejętności pozwalające przewidzieć, gdzie i kiedy rozpocznie się piorunowy koncert nieba. Wiedzą o tym polscy łowcy burz. Anioły grają w kręgle

Piorun uwięziony na fotografii to dla łowcy najlepsza nagroda za godziny wyczekiwania na burzę (szalejące błyskawice nad Tarnowem) Fot. Szymon Poręba

Wzgórze na krakowskim Zakrzówku doskonale nadaje się do fotografowania panoramy miasta. Paweł i Szymon mierzą jednak wyżej. Obserwują piętrzące się chmury w kształcie "kowadła". Niebo sinieje, zrywa się wiatr - czas na polowanie.

23-letni Paweł Cholewa wraz z 20-letnim Szymonem Porębą polują na pioruny od czterech lat, choć, jak przyznają, ich zainteresowanie tymi zjawiskami zaczęło się dużo wcześniej. Szymon wspomina burzę sprzed 10 lat podczas wakacji u babci pod Nowym Sączem. Widok potężnych drzew uginających się pod naporem wiatru budził w nim strach, ale nie tylko. - Zastanawiałem się, skąd bierze się ta siła - wspomina łowca. Ciekawość szybko pokonała strach. Szymon każdą wolną chwilę poświęcał na oswajanie się z piorunami. - Obserwowałem niebo, czytałem książki, oglądałem filmy, a kiedy zainteresowanie przerodziło się w pasję, wybrałem się na studia geograficzne - opowiada o miłości do burz 20-latek.

Paweł w dzieciństwie wyobrażał sobie, że pioruny powstają, kiedy anioły grają w kręgle. Dziecięca ciekawość nie dawała mu jednak spokoju. - Chciałem wiedzieć, dlaczego po rozbiciu kręgli z nieba wylatuje stalowy zygzak - wspomina Paweł. Kiedy rozwiązał zagadkę anielskich rozgrywek, postanowił dołączyć się do zabawy. - Anioły grają dalej, a ja liczę punkty - śmieje się Paweł.

Gdzie sterują burzami?

Sobotnie popołudnie na krakowskim Zakrzówku. Niebo jest czyste. Świeci słońce, wieje lekki wiatr. Nic nie zapowiada burzy. Łowcy są jednak innego zdania. Zanim wdrapali się na wzgórze, dzień wcześniej sprawdzili kierunek wiatru. Nie tego, który czujemy na twarzy. - Nas interesuje wiatr w troposferze na wysokości około pięciu kilometrów. To on steruje chmurami - wyjaśnia Szymon. Kierunek wiatru jest analizowany przez modele numeryczne, które prognozują procesy atmosferyczne w różnych częściach świata. Linki do modeli można znaleźć na stronie www.lowcyburz.pl. Ponadto, w trzech miejscach w Polsce warunki pogodowe w troposferze badają balony meteorologiczne. - Niestety, te pomiary wykonywane są w naszym kraju zbyt rzadko, aby dokładnie przewidzieć burzę - mówi Paweł.

Łowcy przekonali się o tym w ubiegłym roku, podczas wyprawy w okolice Rzeszowa. - Według obliczeń miała tam przejść potężna burza. Niestety, po dotarciu na miejsce okazało się, że pioruny biły sto kilometrów dalej, a u nas świeciło słońce - wspomina nieudane łowy Paweł.

Punkty dla rosy

Na szczęście burzę można przewidzieć w inny sposób. Wysoka temperatura i duża wilgotność powietrza to najprostszy sygnał zbliżających się "kowadeł", czyli piętrzących się chmur. Łowcom w obliczeniach pomaga punkt rosy, czyli temperatura, przy której powietrze zamienia się w wodę. - Jeśli różnica między temperaturą powietrza a punktem rosy jest niska prawdopodobieństwo burzy jest wysokie - wyjaśnia Szymon. Dodaje, że dodatkowym znakiem zbliżającej się burzy jest lepkie powietrze. - Możemy to odczuć na własnym ciele. Jest duszno i pocimy się bardziej niż zwykle - zauważa.

W takich warunkach ciepłe powietrze unosi się do góry, gdzie na wysokości ok. dwóch kilometrów ochładza się, skrapla i zaczyna opadać. Na dole znów się podgrzewa i wraca do góry. Podczas wędrówek z góry na dół miliardy kropel wody zderzają się ze sobą. - To tak, jakby po obu stronach boiska ustawić kibiców przeciwnych drużyn i kazać im biegać od jednej bramki do drugiej. Prędzej czy później wybuchnie pierwsza iskra - mówi Szymon.

Aparat, płaszcz i kawa

Zanim jednak niebo zaczną rozdzierać błyskawice, ziemię na chwilę ogarnia kompletna cisza. Wiatr ustaje, ptaki przestają śpiewać, pszczoły chowają się do uli. - Owady o zbliżającej się burzy wiedzą już od rana. W takim dniu pracują szybciej niż zwykle - zauważa Paweł.

Kilkuminutowa cisza potęguje napięcie oczekiwania. - Nie na darmo ma się wtedy wrażenie, że coś wisi w powietrzu - dodaje 20-latek.

Pierwszy odzywa się wiatr. Chwilę potem słychać wytłumione grzmoty. - Nie są głośne, ponieważ wiatr kierujący się w stronę burzy, zagłusza je - wyjaśnia Szymon. Prawdziwy koncert piorunów i grzmotów zaczyna się, kiedy wiatr zmienia kierunek.

Paweł i Szymon podchodzą do wcześniej rozłożonych statywów. Jeden z łowców mierzy do burzy z obiektywu aparatu, drugi z kamery. W gotowości czekają grube płaszcze przeciwdeszczowe, osłony na sprzęt i kawa w termosie. - Czasem, oprócz porywistego wiatru i deszczu, burza przynosi również grad - informuje Szymon. Jeden z łowców zawsze pozostaje w domu, żeby przez internet sprawdzać warunki pogodowe na wysokości kilku kilometrów. - Jeśli coś się zmienia, dzwoni z informacjami - dodaje Szymon.

Żeby złowić przyzwoity piorun, trzeba skierować aparat tam, gdzie błyskawice najgęściej rozświetlają niebo. Nastawić obiektyw na szeroki kąt i naświetlać zdjęcie ok. 30 sekund. - Tak przygotowane łowy powinny przynieść zadowalające efekty - zapewnia 23-latek.

19-letnim fiatem za burzą

Polować na pioruny można ze wzgórza albo z samochodu. Szymon na łowy wybiera się 19-letnim fiatem uno. - Nie warto jeździć drogim samochodem. Grad i latające gałęzie mogą porysować karoserię - zauważa. Dodaje, że chmury burzowe potrafią pędzić z prędkością nawet 100 km/h. - Podczas takiej gonitwy robienie zdjęć to prawdziwa sztuka. Zwłaszcza kiedy pościg odbywa się na dziurawych polskich drogach - śmieje się Paweł. Dodaje, że lepiej wyprzedzić chmury, zatrzymać samochód w dogodnym miejscu i spokojnie poczekać na błyskawice. - Jeśli przechodzą naprawdę blisko, potrafią zahipnotyzować swoim pięknem - przyznaje Szymon. Dodaje, że największe są pioruny paciorkowe, które powstają między chmurami. - Rozgałęziają się po niebie niczym koronkowy haft, zajmując obszar nawet kilku kilometrów - opisuje.

Najczęściej jednak można zobaczyć piorun liniowy, który powstaje między chmurą a ziemią. - Uderzenie takiej błyskawicy widziałem z odległości 100 metrów. Biały, oślepiający blask i przeszywający grzmot. W miejscu uderzenia został tylko stopiony piasek - wspomina spotkanie z piorunem Szymon. Dodaje, że w czasie uderzenia temperatura błyskawicy zbliżona jest do panującej na powierzchni Słońca. Osiąga ponad pięć tysięcy stopni Celsjusza.

Rzadkością na polskim niebie jest piorun w kształcie kuli. - Ta błyskawica porusza się w różnych kierunkach, wydając przy tym syczący lub warczący dźwięk. Efekt trwa kilka sekund - opisuje Paweł.
Doświadczony łowca z jednego polowania może wrócić z kilkoma trofeami w postaci widowiskowych zdjęć. - Piorun uwięziony na fotografii to dla nas najlepsza nagroda za godziny wyczekiwania na burzę - podsumowuje Paweł.

Skywarn

Praca łowców burz nie polega jednak tylko na uganianiu się za piorunami. Ważnym elementem ich działań jest również przewidywanie, gdzie i kiedy pojawią się na niebie. Z ich prognoz korzystają media ostrzegające przed nadejściem burzy. Właśnie od takiego ostrzeżenia wzięło swój początek Stowarzyszenie Polskich Łowców Burz. W 2007 roku potężne tornado nawiedziło okolice Częstochowy. Media ogólnopolskie milczały o zagrożeniu, ponieważ Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej je przegapił. Nikt nie zginął, bo niebezpieczeństwo w porę dostrzegli działający w pojedynkę łowcy burz i poinformowali media. Od tamtej pory obserwatorzy błyskawic i piorunów postanowili działać wspólnie.

Stworzyli organizację na wzór amerykańskiego "Skywarn", do którego należy 290 tys. miłośników burz i innych zjawisk meteorologicznych. W Polsce działa kilkuset łowców. Do stowarzyszenia może dołączyć każdy, kto skończył 18 lat i potrafi w kilku zdaniach udowodnić, że interesuje się zjawiskami pogodowymi. Łowcy co roku organizują spotkania w różnych regionach kraju. - Podczas zebrań dzielimy się zdobytą wiedzą i wrażeniami z odbytych łowów - mówi Paweł.

Spalona słońcem pustynia

O tym, że burze mogą być niebezpieczne przekonało się niedawno dwóch 16-latków z okolic Gorlic. Zaskoczeni przez deszcz i błyskawice schowali się pod drzewem. Niestety, w ten sposób przyciągnęli tragedię. Chłopcy zmarli od uderzenia pioruna. - Drzewo nie zapewnia żadnej osłony, wręcz przeciwnie, przyciąga błyskawice. Lepiej zmoknąć niż chować się pod nie podczas burzy - ostrzega Szymon. Zauważa również, że jeśli jesteśmy na równym terenie, np. łące, najlepiej kucnąć lub położyć się i przeczekać najgorszą zawieruchę. Należy również wystrzegać się stalowych przedmiotów. - Jeśli pioruny biją naprawdę blisko chowamy nawet statywy, żeby nie kusić losu - przyznaje Szymon. Więcej o tym, jak uchronić się przed piorunem można dowiedzieć się na stronie stowarzyszenia.

Groźna burza potrafi zostawić po sobie duże straty. Połamane drzewa, zerwane dachy, zniszczone uprawy. Ma jednak jedną zaletę, bez której trudno by nam było przeżyć na ziemi. Podczas wyładowań uwalnia się ozon, który chroni nas przez promieniowaniem ultrafioletowym. Po każdej burzy warstwa ozonowa regeneruje się. - Gdyby nie pioruny, Ziemia zamieniłaby się w spaloną słońcem pustynię - podsumowuje Szymon.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski