Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lubi prędkość, górskie podjazdy, kotlety i ciszę w Zegartowicach. Rafał Majka to kolarz z zasadami

MAJKA LISIŃSKA-KOZIOŁ
Rafał Majka na progu domu w Zegartowicach. Razem z rodzicami. FOT. ANNA KACZMARZ
Rafał Majka na progu domu w Zegartowicach. Razem z rodzicami. FOT. ANNA KACZMARZ
Minęła osiemnasta. Gorąco jak w piekarniku. Nawet psy tu nie szczekają. Zegartowi ce - wioska w powiecie myślenickim - nie są duże, za to coraz bardziej znane. I w Polsce, i za granicą. Wszystko przez Rafała.

Rafał Majka na progu domu w Zegartowicach. Razem z rodzicami. FOT. ANNA KACZMARZ

Rodzinny dom Majków potrafi tu wskazać nawet dziecko. A sąsiedzi wywiesili przy drodze transparent: RAFAŁ OGNIA! OGNIA, CZYLI DAJ CZADU CHŁOPAKU I POKAŻ RYWALOM PLECY.

Na podwórzu Majków jest jak wszędzie; altanka dla dzieci, trawnik, szopa. Tylko roweru, takiego jak ten oparty o ścianę, nie ma u nikogo. No, bo po co komu takie cacko warte 30 tysięcy? A Rafałowi się przydaje codziennie; podczas treningu.

Siostrzeńcy kolarza już się na wujkowy rower napatrzyli i przestał być dla nich ciekawy. Za to rozmowa z dziennikarką a jakże. Mała Amelka uśmiecha się jak modelka i trochę się wstydzi. Za to Wiktor, pięcioletni chrześniak Rafała, odważnie wsiada na swój dziecinny, żółty rowerek; od czegoś trzeba przecież zacząć.

W koszulce i spodenkach kolarz wygląda jak wszyscy młodzi w Zegartowicach. Tylko nogę ma obdartą ze skóry zupełnie nietypowo. Jakby ją ktoś potraktował papierem ściernym. Tak działa na skórę asfalt, gdy kolarz sunie po nim z zawrotną prędkością.

Siadamy w pokoju gościnnym. Jest chłodniej, można zebrać myśli. Ale tylko przez chwilę, bo swoje temperamenty prezentują dwa małe, czarne kociaki. Nie dają się złapać. Szczęście, że do rzędu srebrnych pucharów ustawionych na regale jeszcze nie doskoczą. To by dopiero była zabawa.

- Mój pierwszy w życiu rower to był popularny góral - zaczyna Rafał. - Ale dopiero gdy wsiadłem na wyścigówkę, serce mi drgnęło.

Teraz takich wyścigówek - każda warta 50 tys. zł - Rafał ma na sezon pięć. Do cna zajeżdża trzy z nich. Do tego trzeba dodać treningówkę, jak ta z podwórka.

- Droga, ale lekka - mówię, bo bez trudu podniosłam tę Rafałową jedną ręką.

- Nie może ważyć więcej niż 6,8 kg. Rower z włókien węglowych ma być wytrzymały - wyjaśnia kolarz. - A kostiumy, w których jeździmy, prawie nie stawiają oporu powietrzu; są aerodynamiczne, bo podczas wyścigu liczy się każda zaoszczędzona sekunda. No i trzeba rozważnie gospodarować siłami, nie wozić ze sobą niczego, co nie jest absolutnie niezbędne.

Niezbędne są przerzutki, licznik, który pokazuje ilość przejechanych kilometrów i jeszcze prędkościomierz. - Treningówka ma też wskaźnik informujący o tym, ile spaliłem kalorii; podczas sześciogodzinnego treningu - nawet 6 tysięcy.

A jak się te kalorie spala, to trzeba je organizmowi oddać. - I oddaję. Zaraz po treningu wystarczy mi omlet z szynką lub z kurczakiem. Za to wieczorem sobie nie żałuję; podstawa to mięso, makaron albo ryż. Oraz suplementy diety, które pozwalają wyrównać niedobory witamin i minerałów. Gdybym miał je uzupełnić tylko posiłkami, musiałbym mieć żołądek większy niż krowa i musiałbym jeść bez przerwy.

- Choć jest chudy, dba o linię jak model jakiś - śmieje się Kamila Majka.

- A ty mi wcale w utrzymaniu wagi nie pomagasz - przekomarza się z mamą Rafał.

- Bo widziałam, co wam dają do jedzenia na trasie. Jakieś kanapeczki, serki i batoniki; malutkie takie...

Mama kanapek synkowi nie robi. Gdy Rafał przekracza próg domu - ma dla niego soczyste kotlety wieprzowe albo "dewolaje". - Nie mogę się oprzeć. Już przytyłem cały kilogram, choć przecież przez dwie godziny dziennie nie zsiadam z roweru.
Pani Kamila bardziej bała się o syna na początku jego kariery. Teraz Rafał lepiej jeździ technicznie i taktycznie. - Gdy patrzę w telewizor i widzę, jak kolarze gnają do metym ściskam mocno palce. Żeby wygrał i żeby nie leżał.

Ale sama trzyma się od wyścigówki syna z daleka. Nawet od tej, co stoi na podwórku. Za to młodsza siostra Rafała Magda wsiadała na wyścigowy rower nie raz. - Ma kolarski błysk w oku - przyznaje brat. -Ale to nie jest sport dla dziewczyny. Za duży wysiłek i ryzyko. Jak się jedzie, adrenalina działa jak znieczulenie. Ale w razie upadku, gdy lekarz zakłada opatrunek, zaczyna osaczać człowieka ból. Kolarstwo, proszę pani, to jest sport dla ludzi twardych - uważa Rafał.

Dlatego rodzice nie od początku byli przekonani, że jazda na rowerze jest dla ich syna. Martwili się o szkołę i o to, że Rafał jest przecież dosyć mikrej postury. - Na pierwsze zawody pojechał w zbyt dużych spodenkach i koszulce - wspomina mama. -Ale pamiętam jego radość, gdy na mecie wywołali jego nazwisko. "Mamo, mamo! Słyszałaś?"

Wtedy zrozumiała, że od kolarstwa syna nie odciągnie i zmieniła taktykę: -Co mu będę stawać na drodze, pomóc trzeba chłopakowi, podkarmić, dobrego słowa nie żałować. I tego się trzyma.

Kolarstwo nie od zawsze było marzeniem Rafała, ale życie miało dla niego rowerowy scenariusz. Najpierw nabór do szkółki kolarskiej zorganizował jego pierwszy trener Zbigniew Klęk z klubu Krakus Swoszowice, którego Rafał jest wychowankiem. W grupie Majki było osiemnastu chłopaków. Żaden nie został przy kolarstwie. On był uparty. W liceum w Myślenicach wytrzymał może dzień, choć mama Kamila myślała, że nauka - bo uczył się zawsze dobrze - odciągnie go na dobre od sportu. Nie odciągnęła. - Pojechałem do szkoły sportowej w Świdnicy i tam zrozumiałem, że kolarstwo to jest mój sport.

- Do pionu stawia mnie tata - mówi Rafał. - Jest twardy i konkretny. Potrafi zadzwonić i palnąć prosto z mostu: No co jest "Mały", mogło być lepiej.

Słowa ojca mobilizują syna. - Ale gdy pędzi się z góry 110 km na godzinę - to trzeba się skupić na jeździe. Nie fantazjować. Bo kraksy to kolarska codzienność.

Rok temu podczas Tour de Pologne Rafał połamał koła, a kask rozpadł się na dwie części. Do dziś na plecach zostały mu blizny. Skóra była zdarta do imentu, bo szorował nią po asfalcie. - Nakładałyśmy mu razem z Madzią specjalne opatrunki samoczyszczące ranę. Trzeba je było zmieniać, bo plecy ropiały. Musiało boleć, ale syn jest wytrzymały - mówi Kamila Majka. - Ledwo mu się rana trochę zabliźniła, siadał na rower choć przy każdym skręcie kierownicy pękały mu zaschnięte już blizny i gojenie zaczynało się od nowa.

Lata temu, po jednym z pierwszych poważniejszych upadków rzucił rower do garażu. - Pojechaliśmy do szpitala zakładać szwy na rękę. Pomyślałam, że może w końcu da sobie spokój z kolarstwem - wspomina pani Kamila. - Ale gdzie tam. Minęły dwa tygodnie, ręka się ledwie zagoiła, a on już siedział na rowerze.
Ale nawet dwie najbliżej mu kobiety nie zdołałyby utrzymać go na dłużej z daleka od roweru. Ledwie się wyliże - a już go nie ma. Choć w Zegartowicach jest mu dobrze. Dlatego pod lasem, kilkaset metrów od rodzinnego, buduje własny dom. - Lubię ciszę, śpiew ptaków. Stąd jestem i tu z moją Magdą będziemy mieszkać na stałe - mówi.

Znają się od dawna, a parą są prawie sześć lat. Rafał niedawno się oświadczył, więc ze ślubem pewnie nie będą zbyt długo zwlekać. Magda i tak wie, że nawet po ślubie tęsknić będzie za Rafałem tak jak teraz.

- W okresie startowym praktycznie na nic innego, niż na jazdę na rowerze nie mam czasu - mówi kolarz. Trening zabiera codziennie po sześć, nawet siedem godzin.

Europie i światu pokazał się we włoskiej grupie amatorskiej Petroli Firenze. Ścigał się po górach i wygrywał wyścigi. Prawdziwa szansa pojawiła się w 2011 roku. Drużyna Saxo Bank przeprowadzała coroczne testy dla utalentowanych zawodników, na które zaproszono Rafała. Po treningu ze słynnym Alberto Contadorem, zwycięzcą Tour de France, szef grupy Bjarne Riis zaproponował Rafałowi zawodowy kontrakt. Bo chłopak z Zegartowic ma wszystko, by zostać czołowym kolarzem świata; choćby wydolność, która pozwala mu pokonywać na podjazdach nawet najlepszych. Ma charakter i zasady: dieta, waga, trening, odpoczynek, monitorowanie wskaźników organizmu. Niczego nie zaniedbuje.

Więc Madzia będzie na niego czekała aż znajdzie wolną chwilę i wpadnie do Zegartowic; z Włoch, gdzie mieszka od pięciu lat. Przywykła, że w ciągu roku widują się rzadko. - No, chyba że Rafał złapie kontuzję.

Ktoś powiedział, że kontuzja jest najlepszą przyjaciółką dziewczyny chłopaka, który sportowi oddał kawałek serca. Z jednej strony, jest wtedy w domu, ale drugiej, każdy uraz miesza sportowe szyki.

Przed dwoma laty szefowie grupy Saxo-Tinkoff ogłosili, że Polak będzie liderem ekipy podczas prestiżowego Giro d'Italia. Ale tuż przed startem doznał kontuzji kolana. Marzenia legły w gruzach. Trzeba było nogę operować w Belgii.

No, ale co się odwlecze... Dwa tygodnie przed tegorocznym Giro znów został nominowany na lidera. Komentatorzy z całego świata zachwycali się świetnym młodzieżowcem z Polski, który parł do przodu mimo deszczu i mrozu w Dolomitach. I był siódmy.

Może poprawi się podczas słynnej "Vuelcie", wyścigu dookoła Hiszpanii.

A pod koniec września planuje dłuższe wakacje. Żeby odpocząć. No i pobyć z narzeczoną.

- Jak przyjedzie, to nasmażę mu kotletów i sobie, wie pani, pomarzę - cieszy się mama. - Bo gdy tak gna w tym Giro czy gdzie indziej, czuję i lęk, i wielką dumę. Ale najbardziej bym chciała, żeby startował w koszulce z orłem na piersi... i żeby wygrał ten nasz Tour de Pologne.

W tym roku był tego bliski; upadł i się nie udało, ale obiecał, że nie odpuści. Będzie startował w polskim tourze, aż stanie na najwyższym stopniu podium. I ja mu wierzę. Jak Majka - Majce.

MAJKA LISIŃSKA-KOZIOŁ

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski