– Przysłowie głosi, że ponoć nie wstępuje się po raz drugi do tej samej rzeki...
– Akurat w tym przypadku nie zgadzam się z tą mądrością. Rzeka wciąż płynie, oczyszcza, zanurzony w niej człowiek staje się bardziej rześki, przychodzą mu do głowy nowe pomysły.
– Bez wahania przyjęła więc Pani propozycję ponownego przejęcia pod swe skrzydła „dorosłej” drużyny Olimpii Beskidu?
– Kwestia powrotu do zespołu seniorek pojawiła się już wcześniej, przed rozpoczęciem rywalizacji o utrzymanie się w superlidze w fazie play-out. Wówczas jednak uznałam, że nie jest to najlepszy moment na to, bym to właśnie ja poprowadziła ekipę. Zaangażowana byłam w zajęcia z juniorkami młodszymi, miałam sporo obowiązków zawodowych (Lucyna Zygmunt jest dyrektorką Gimnazjum nr 5 w Nowym Sączu – przyp. DW).
Dobrze się stało, że zatrudniono trenera z zewnątrz. Udało mu sie zmobilizować zawodniczki, w Sączu zachowana została superliga. Do rozmów ze mną powrócono po zakończeniu rozgrywek. Doszłam do wniosku, że chociaż zespół opuściły czołowe zawodniczki (odeszły Joanna Gadzina, Kamila Szczecina, Paulina Masna i Małgorzata Rączka – przyp. DW), mogę coś jeszcze dla Olimpii dobrego zrobić. Lubię trudne wyzwania.
– Ucieszył Panią fakt, że prezes Wiesław Rutkowski postanowił ponownie Pani zaufać?
– Owszem, odczułam coś na kształt satysfakcji, że zarząd uznał, że w pewnych spornych kwestiach racja leżała jednak po mojej stronie. Ja po prostu żyję Olimpią. Czasem mam nawet wyrzuty sumienia, że poświęcam jej za dużo czasu, kosztem męża i dzieci. Byłam z drużyną, nawet gdy przestałam ją prowadzić. Śledziłam jej losy, drżałam, żeby nie opuściła szeregów superligi.
– Wiem, że bardzo niechętnie opowiadała Pani o okolicznościach wspomnianego już rozstania się z zespołem seniorek...
– I nic się pod tym względem nie zmieniło. Umówmy się, że odeszłam, ponieważ miałam trochę inne spojrzenie na piłkę ręczną niż niektórzy działacze i kilka zawodniczek.
– Ale to przecież nie te osoby, lecz Pani utożsamiana jest z Olimpią/Beskidem. To Pani zakładała przed laty Olimpię, Pani wprowadziła ja do najwyższej w kraju klasy rozgrywkowej.
– Ten pierwszy awans poprzedzony został dramatyczną walką. Nigdy tego nie zapomnę. Udany też był pierwszy sezon w superlidze. To zasługa przede wszystkim zawodniczek. Walczyły z niebywałą ambicją.
– Jest szansa nawiązania do sukcesów tamtej drużyny w rozpoczynającym sie we wrześniu sezonie?
– Oczywiście że jest, przy czym wiele zależeć będzie od stanu finansów w klubie. Pozyskaliśmy cztery nowe zawodniczki. Potrzebne są trzy dalsze. Takie, które potrafiłyby skutecznie rzucić z drugiej linii. Wiem, że klubowa kasa w szwach nie pęka. Nie z takich kłopotów panowie z zarządu klubu już jednak wychodzili. Pozostaję optymistką. Powtarzam, że lubię wyzwania.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?