- Wasza debiutancka płyta wydana kilka dni temu spotkała się z entuzjastycznymi reakcjami. Byliście przygotowani na takie pozytywne przyjęcie?
- Myślę, że nie da się być przygotowanym na coś takiego. Wszystko co się dzieje z The Dumplings jawi się nam jako spełnienie marzeń i snów. Ale jest to też efekt wytężonej pracy. Cały czas chodzimy do szkoły i próbujemy godzić koncerty i wydarzenia promocyjne z nauką.
- Wielu młodych wykonawców pcha się drzwiami i oknami do telewizyjnych talent-shows. Tymczasem Wy nie wybraliście tej drogi. Dlaczego?
- Uważamy, że udział w talent-show to nie jest droga by zostać muzykiem. Jeśli ktoś chce mówić swoim głosem, powinien trzymać się z daleka od telewizyjnych formatów. Są oczywiście chlubne wyjątki, że programy tego typu pomagają, jak było w przypadku Brodki czy Dawida Podsiadło, ale generalnie jesteśmy na nie, gdyż te programy służą bardziej promocji telewizji niż uczestników.
- Zaczynaliście od wrzucania swych teledysków na YouTube, macie bardzo mocny profil na Facebooku. Takie sposoby promocji są dziś ważniejsze niż tradycyjne koncerty?
- Nie. Koncerty to prawdziwa próba dla artysty, żeby pokazać swoją muzykę na żywo. Internet nigdy nie będzie ważniejszy niż koncerty i kontakt z fanami.
- Wydajecie się mieć ze sobą świetne porozumienie, które owocuje kapitalnymi piosenkami. Jesteście do siebie podobni pod względem charakterów? Macie takie samo podejście do sztuki i życia?
- Mamy różne podejścia, ale to pozwala nam znaleźć złoty środek, którego owocem jest The Dumplings. Gdybyśmy byli zbyt podobni do siebie – moglibyśmy się sobą szybko znudzić. Przez to, że każdy jest inny, możemy tworzyć na przecięciu tych różnic. Z drugiej strony bardzo ważna jest nasza przyjaźń, bo od niej wszystko się zaczęło.
- Jesteście bardzo młodzi – rodzice i rodziny wspierają Was w Waszych muzycznych działaniach?
- Tak – i to bardzo. Możemy na nich liczyć cały czas. Zarówno dla nich, jak i dla nas jest to niezwykła sytuacja, więc na bieżąco uczymy się jak sobie z tym wszystkim radzić.
- A nauczyciele nie gonią Was do nauki zamiast do muzyki? Dajecie sobie radę w szkole? Chcecie się dalej kształcić?
- Szkoła jest najważniejsza. Nie zapominamy o niej. Muzyka jest naszym życiem, ale nie wyobrażamy sobie sytuacji, że nie idziemy na studia.
- Co Was zafascynowało w elektronicznych brzmieniach, że sięgnęliście po syntezatory, a nie po tradycyjne instrumenty?
- Elektronika to brzmienie XXI wieku. Trzeba posuwać się naprzód. Stąd taki wybór. Dla nas ważny jest właściwy sposób przekazywania emocji, a elektronika daje nam właśnie najbardziej wyrazistą możliwość ku temu.
- Fani porównują Was do La Roux lub The Knife. Cieszą Was cieszą, czy raczej denerwują takie opinie?
- Nie przywiązujemy uwagi do nich. Zajmujemy się komponowaniem. Każdy ma prawo do swoich skojarzeń i porównań.
- Producentem płyty jest Bartek Szczęsny z duetu Rebeka. Dlaczego akurat jego wybraliście do tej ważnej roli?
- Bo już po jednym spotkaniu nawiązaliśmy świetny kontakt i wiedzieliśmy, że będzie nam się dobrze pracowało nad płytą. Bartek jest kumplem naszego menadżera Adriana i przez to było łatwiej nam było dotrzeć do niego. Płytę nagrywaliśmy w ekspresowym tempie, bo zajęło nam to właściwie półtora tygodnia podczas ferii. Nagrywając w domowym studio nie było ciśnienia, że musimy skończy o odpowiedniej godzinie. Zdarzało się czasami, że nagrywaliśmy do późna w nocy.
- Czy Bartek miał duży wpływ na ostateczny charakter nagrań?
- Właśnie szukaliśmy producenta, który nie będzie miał. Bartek też jest kimś takim.
- Piszecie bardzo oryginalne teksty. One powstają spontanicznie pod wpływem nastroju chwili, czy to raczej efekt żmudnej pracy ze słowem?
- Teksty piszemy razem. Justyna dużo czyta i stąd może nasze teksty nie są takie oczywiste i podane wprost. Dużo obserwujemy i tak, jak w piosence „Mewy”: lubimy ludzi i lubimy na nich patrzeć. Z tych obserwacji biorą się głównie słowa do naszych piosenek. Naturalne jest, że wiele piosenek dotyczy nas samych, ale nie chcemy za bardzo zdradzać o które chodzi.
- Wasze polskie teksty brzmią bardzo dobrze i świetnie pasują do muzyki. Dlaczego więc sięgacie też po angielski?
- Język polski jest o wiele trudniejszy niż angielski. Łatwiej wpaść w banał i być opatrzenie zrozumianym. Angielski jest bardziej rytmiczny i często można się bezpiecznie schować się za innym językiem. Angielski wybraliśmy z premedytacją, bo chcemy grać dużo za granicą.
- Jesteście dopiero na początku swojej kariery. Jak macie marzenia? Co chcielibyście osiągnąć?
- Marzeń mamy mnóstwo. Ale nie chcemy ich zdradzić, by nie zapeszyć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?