Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lubimy pożyć jak tysiąc lat temu

Paweł Gzyl
Percival Schuttenbach zagra w sobotę 12 listopada o godz. 20 w krakowskim klubie Zaścianek
Percival Schuttenbach zagra w sobotę 12 listopada o godz. 20 w krakowskim klubie Zaścianek Fot. Sony Music Poland
Rozmowa z wokalistą i gitarzystą, Mikołajem Rybackim, z zespołu Percival Schuttenbach, o jego nowej płycie - „Strzyga”.

- W czerwcu wystąpiliście podczas Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie w Tauron Arenie w ramach prezentacji muzyki do gry „Wiedźmin”. To było ukoronowaniem Waszej dotychczasowej działalności?

- W dużym stopniu. To było spełnienie naszych marzeń: zagrać w tak dużej hali dla tak wielkiej publiczności. Mam nadzieję, że spowoduje to dotykowe zainteresowanie muzyką zespołu.

- Wasza nazwa pochodzi właśnie z „Wiedźmina”. Skąd ten pomysł?

- Zawsze fascynowałem się fantastyką. Już w latach 80. przeczytałem „Władcę pierścieni” Tolkiena - i pierwszy zespół, który założyłem miał nazwę zaczerpniętą z tej trylogii: Rivendell. Na tematykę słowiańską w fantastyce naprowadziła mnie książka Konrada Lewandowskiego - „Ksin”. Było tam mnóstwo legend podanych w formie horroru. Dlatego, gdy zaczęły się ukazywać książki Sapkowskiego - od razu po nie sięgnąłem. Gdy Rivendell poszedł w zapomnienie, założyłem z siostrą nową grupę, której nadałem tym razem nazwę zaczerpniętą z sagi o „Wiedźminie”.

- Waszą specjalnością stała się pogańska słowiańszczyzna. Co Cię w niej zafascynowało?

- Jest w tym jakaś magia. Kiedy byłem mały, babcia obcięła mi włosy - i rzuciła do ognia. Zaciekawiło mnie to - a kiedy tylko potem pojawiały się takie historie w moim życiu, czułem z tym więź. Być może dlatego już w podstawówce zainteresował mnie historia. Studiowałem ją - choć nie skończyłem, bo zwyciężyła muzyka. Mam więc jednak jakąś tam wiedzę - szczególnie o dwóch okresach: starożytnym Bliskim Wschodzie i średniowiecznej Europie.

- A co oznaczało to rzucenie obciętych włosów do ognia?

- To starosłowiańskie postrzyżyny, które przechodził każdy chłopiec w wieku siedmiu lat. Oznaczało przejście dziecka spod opieki matki pod opiekę ojca, czyli rozpoczęcie nauki zawodu woja, rzemieślnika lub rolnika.

- Na pewno uczestniczycie z zespołem w spotkaniach grup rekonstrukcyjnych. To tylko zabawa czy coś więcej?

- Przede wszystkim praca. Czujemy się bowiem popularyzatorami wśród młodzieży wiedzy historycznej. Wiele osób miało bowiem pecha - bo ich nauczyciele nie rozbudzili w nich zainteresowania tym przedmiotem. Tymczasem my za pomocą muzyki zwracamy uwagę na dawne obyczaje i wydarzenia. To pociąga młodych ludzi - i dalej już sami powiększają swą wiedzę o tym okresie.

- Jesteście neopoganami?

- Nie. To wydaje się nam śmieszne. Bo często ludzie próbujący wracać do pogaństwa, nadal kultywują katolickie obyczaje, tylko zamiast jednego Boga, wierzą w kilku bogów. To nie jest dobre. Lepiej podchodzić do tego z dystansem - i po prostu upowszechniać wiedzę o słowiańskiej tradycji, bo nadal ma ona wielki wpływ na nasze życie. W takich inscenizacjach mogą brać wszyscy - równie katolicy. I wtedy to jest bardziej prawdziwe: można sobie bowiem wyrobić pogląd czym różni się chrześcijańska religia od słowiańskiego pogaństwa.

- Prywatnie mieszkacie w słomianych chatach i chodzicie w długich sukmanach?

- (śmiech) Nie: mieszkamy w domach z bieżącą wodą i światłem elektrycznym. Chociaż raz na jakiś czas lubimy pojechać gdzieś w głuszę i pożyć kilka dni tak jak tysiąc lat temu. Bo przecież obecna technologia nie jest nam dana raz na zawsze. Wystarczy przecież mała katastrofa - i cofniemy się do średniowiecza.

- W swej muzyce łączycie folklor z muzyką metalową. Skąd taki pomysł?

- W latach 80. zauważyłem, że metal, którego wtedy słuchałem, że ma podobną energię i emocje jak muzyka etniczna. Stało się to za sprawą irlandzkiego zespołu Clannad, którego pieśni usłyszałem w serialu o Robin Hoodzie. Potem trafiłem na brazylijską grupę Sepultura, która przemycała do metalu mnóstwo latynoskiego folkloru. Dlatego we wspomnianym Grendelu graliśmy metalowe utwory na etnicznych instrumentach. Kontynuacją tego był Percival Schuttenbach, który stworzył polską szkołę folk-metalu, bazującą na głębszych analogiach między tymi dwoma gatunkami.

- Teraz ukazuje się Wasza płyta dla koncernu Sony, która zbiera najważniejsze utwory grupy. Skąd takli pomysł?

- Ponieważ dzięki Sony będziemy mieli okazję dotrzeć do szerszego grona słuchaczy, postanowiliśmy nagrać w lepszym studiu te utwory, które są najpopularniejsze wśród fanów. W ten sposób „Strzyga” to atrakcyjny materiał dla nowych słuchaczy, ale i dla tych, którzy towarzyszą nam od początku działalności.

- Już sam tytuł wskazuje, że Wasze piosenki mają klimat rodem z horrorów. Słowiańszczyzna była tak mroczna?

- Zagłębienie się tej tradycji pokazuje, że jest w niej mnóstwo legend i podań, które mają charakter horroru. Nie bez przyczyny. Dawniej ludzie siadali przy ognisku i czując się razem bezpiecznie opowiadali sobie mrożące krew w żyłach historie rozgrywające się w świecie poza blaskiem tego ognia, gdzie trudno było przeżyć. Te historie zawsze miały drugie dno: potwory i demony pojawiające się w słowiańskich podaniach były zawsze ofiarami złych i dramatycznych wyborów. Tak jak opowieść o dziewczynie, która z biedy i głupoty swojej i całej społeczności tak się załamała, że stała się zmorą porywającą cudze dzieci. Te historie przerażały - ale też zasmucały, bo dotyczyły ludzi, którzy nie potrafią poradzić sobie w życiu.

Rozmawiał Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski