Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łukasz Kędziora (Hutnik Kraków): Nie żałuję swoich decyzji. W piłce nożnej czas jest limitowany

Tomasz Bochenek
Tomasz Bochenek
Łukasz Kędziora (2021)
Łukasz Kędziora (2021) Andrzej Banaś
Łukasz Kędziora, rocznik 1998, a już spory bagaż doświadczeń. Piłkarz Hutnika był studentem medycyny, poznał gorzki smak poważnej kontuzji, od kilku lat jest trenerem w klubowej akademii. - Była to dla mnie zagadka, jak sobie poradzę w drugiej lidze – przyznaje dziś, po 26 meczach na tym szczeblu. W ostatnim występie, z Garbarnią, przypomniał się jako wykonawca rzutów karnych. - Długo, długo czekałem na tę bramkę – mówi.

Tak patrzę na skład Hutnika i wychodzi na to, że jest pan drugim - po Krzysztofie Świątku - zawodnikiem o najdłuższym stażu w drużynie. 23 lata, a już weteran.

Tak, moje pierwsze treningi w Hutniku to były wakacje 2014. Przechodziłem przez kolejne szczeble. Zaczynałem w juniorach młodszych, potem grałem w juniorach starszych, w końcu trafiłem do pierwszej drużyny, no i tak już zostało.

Gdzie zaczynał pan w ogóle przygodę z piłką? Gdzie chodził na pierwsze treningi?

W Wiśle Kraków, ale ciężko to nawet nazwać treningami, to była bardziej zabawa w piłkę. Ja miałem wtedy cztery lata, mój brat miał sześć - i razem nas rodzice wysłali, żebyśmy mogli zobaczyć, jak to wygląda. Potem miałem dłuższą przerwę i dopiero w czwartej albo piątej klasie podstawówki poszedłem trenować do Prądniczanki Kraków. Tam spędziłem półtora roku. Następnie przeszedłem do Wieczystej Kraków, tam też trenowałem półtora roku. Potem był już Hutnik.

A brat? Nie znam innego piłkarza Kędziory z Krakowa, więc pewnie nie poszedł tą drogą co pan.

Nie, można powiedzieć, że ja miałem większy zapał do piłki. Brat też jest jej pasjonatem, też lubi grać, jednak wybrał drogę bardziej naukową. Teraz studiuje prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ale dalej w sporcie jest, ponieważ pracuje w Wiśle Kraków, w dziale prawnym.

Skoro mowa o studiach – pan po maturze podjął bardzo wymagające. Nie żałuje pan z perspektywy czasu, że postawił jednak na piłkę, a nie na medycynę?

Nie, nie żałuję swoich decyzji. Takie podjąłem, teraz muszę z ich konsekwencjami żyć. Piłka nożna jest takim elementem życia, który nie ma nielimitowanego czasu. Tylko do pewnego wieku można grać w piłkę, cieszyć się tym na poziomie zawodowym. A na studia zawsze można wrócić. Jeżeli będę miał taką potrzebę i czuł, że fajnie byłoby mieć papier z tytułem naukowym, to zawsze jest szansa na to później. W piłce takiej nie ma, do piłki nie ma powrotu, jeśli nie pójdzie się w nią „na całość”.

Studiował pan medycynę przez rok?

Zrezygnowałem w trakcie pierwszego roku.

I był to okres, w którym wiele się działo w pana piłkarskim życiu. Był pan na testach w Sandecji, Wiśle Kraków, wcześniej w Zagłębiu Sosnowiec, Górniku Zabrze. Te kontakty z klubami z wyższych lig, nadzieje na sportowy awans miały wpływ na to, że postawił pan na piłkę?

Zgrało się to w czasie... Studia nie były takie łatwe, jak wcześniejsze etapy nauki. Ze szkołą nigdy nie miałem problemów. Dawałem radę pogodzić sport z nauką: treningi w klubie, zajęcia w szkole, dodatkowe zajęcia pod kątem matury. Ale studia to już zupełnie inna para kaloszy. Dodatkowo, mniej więcej w tamtym okresie, zacząłem pracować w akademii Hutnika jako trener. Bardzo, bardzo mi się to spodobało - teraz nie wyobrażam sobie, żeby bez piłki nożnej od tej strony trenerskiej żyć - no i już brakowało godzin w ciągu dnia na wszystko.

No właśnie, akademia. Razem z Krzysztofem Świątkiem jesteście trenerami – pan formalnie jako drugi - drużyny z rocznika 2008, który uchodzi za najbardziej zdolny rocznik w Hutniku.

Prawdą jest, że jestem asystentem, Krzysiek jest pierwszym trenerem, głównodowodzącym całego przedsięwzięcia, ja mu tylko pomagam. Czy najzdolniejszy rocznik? To trudno powiedzieć. Na pewno mamy bardzo fajną grupę uzdolnionych chłopców, którzy nastawieni są na ciężką pracę. Też staramy się im przekazać, że nie ma innej drogi w piłce niż systematyczna, ciężka praca. Ale czy to uzdolnienie i praca przełożą się na fajny efekt w przyszłości, to zależy od nich samych. Wiadomo, że zaraz mogą się pojawić inne pokusy i to będzie dla nich duży sprawdzian, czy będą chcieli naprawdę myśleć o piłce. Każdy będzie decydował o swoim losie. My cieszymy się, że teraz widać u nich ogromną pasję do piłki, ogromną chęć do trenowania i chcemy im pomóc, w miarę możliwości, jak najdalej zajść w piłce.

Jesteście dla tych chłopców może nawet idolami. Widzą, ze ich trenerzy grają w Hutniku.

Akurat stworzyła się fajna grupa, bo i ci chłopcy i ich rodzice żyją całym Hutnikiem. Oglądają mecze, śledzą wyniki, interesuje ich sytuacja w tabeli. A czy dla chłopców jesteśmy idolami czy nie - to ich trzeba byłoby zapytać. Mam nadzieję, że kiedyś też będą mogli udzielać takich wywiadów.

Hutnik - Garbarnia. Derby Krakowa wygrała drużyna z Nowej Hu...

W styczniu 2019 roku - kilka miesięcy po tym, jak nie spełniły się pana aspiracje, by przenieść się do klubu z wyższej ligi - doznał pan poważnej kontuzji. To był najtrudniejszy moment w przygodzie z piłką?

Żadna kontuzja nie jest przyjemna. Ja miałem takie szczęście - i myślę, że dalej mam - że kontuzje mnie omijają. Zdarzyła się tylko ta jedna - zerwanie więzadła krzyżowego. Moja przerwa w grze trwała prawie rok. Zdolność do gry odzyskałem jednak wcześniej, pół roku po operacji. Tutaj chciałbym podziękować doktorowi Markowi Liburze, który przeprowadził operację, i naszemu klubowemu fizjoterapeucie Łukaszowi Łojkowi, który w pierwszych tygodniach po zabiegu zajmował się mną. Później Przemek Antoniak, który jest nie tylko zawodnikiem, ale też trenerem personalnym i bardzo interesuje się aspektami motorycznymi, pomagał mi w powrocie do pełnej sprawności. Dzięki nim mogę dalej się cieszyć tym, co robię. I teraz już dużo większą wagę przykładam do swojego zdrowia, do regeneracji, przygotowania motorycznego. Już nie chcę mieć kolejnej takiej przerwy.

Kontuzja nie była pewnie skutkiem jakichś zaniedbań, tylko po prostu niefartownego zdarzenia na boisku...

Po samym zdarzeniu pierwsze tygodnie są trudne. Pojawiają się myśli w głowie: dlaczego to akurat mi się przytrafiło? Po pierwszym, powiedzmy, takim szoku, trzeba się wziąć w garść i ciężko pracować nad jak najszybszym powrotem. A czy przyczyną kontuzji były jakieś zaniedbania, czy jakaś sytuacja boiskowa, czy cokolwiek innego, to dziś nie ma już żadnego znaczenia. Tak jak mówię: teraz najbardziej liczy się to, żeby w jak największym stopniu zminimalizować ryzyko następnej kontuzji.

Wrócił pan na boisko jesienią tamtego 2019 roku, ale pograł niewiele. Wiosną 2020, jak pamiętamy, odbył się tylko jeden mecz i rozgrywki zawieszono. Był awans, przyszła II liga. I pan od początku sezonu wskoczył do składu, stał się jego stałym elementem. Czy już sam ten fakt dał panu satysfakcję, poczucie tego, że mimo poważnej kontuzji zrobił krok do przodu?

Przed tym sezonem rozegrałem tylko kilka meczów jesienią 2019, a wcześniej grałem jesienią 2018. Więc w trzeciej lidze wiele czasu na boisku nie spędziłem. Była to dla mnie zagadka, jak sobie poradzę w drugiej lidze. Ale wydaje mi się, że poradziłem sobie nieźle, że daję jakość drużynie i cieszę się, że trener Janiczak i teraz trener Szydełko zaufali mi i wystawiali mnie, najczęściej w pierwszym składzie. Staram się im odwdzięczyć, jak najlepiej się prezentować i oddawać serducho za Hutnika.

Jak się pan odnajduje w systemie gry wdrożonym przez trenera Szydełkę? Bo myślę, że to chyba wy - stoperzy - najbardziej odczuwacie zmianę.

Na pewno. Inne zachowania są w grze na tej pozycji teraz, inne w systemie z czwórką obrońców. Trzeba było szybko dostosować się do zmian. Ale mnie osobiście ten system gry odpowiada. Mam więcej swobody w grze do przodu, ponieważ jest jeszcze jeden obrońca, który dodatkowo zabezpiecza tyły. I myślę, że jak pokazują wyniki w tej rundzie, ten system gry ma prawo bytu w Polsce, a jest dość rzadko stosowany.

System gry to jedno. Dwa: Hutnik wygląda w tym roku na drużynę bardzo zmobilizowaną, waleczną. Pan też ma takie odczucie?

Myślę, że w poprzedniej rundzie poznawaliśmy tę ligę. Przeskok z trzeciej do drugiej ligi jest naprawdę duży, nawet na poziomie organizacji. W trzeciej lidze był jeden, może dwa mecze, na które trzeba było jechać ze względu na odległość na dwa dni. Tutaj prawie każdy wyjazd to wyjazd dwudniowy. Każdy z nas jesienią zebrał doświadczenia i wiedział, co czeka nas w drugiej rundzie. Mieliśmy świadomość, że zimowy okres przygotowawczy musimy bardzo mocno przepracować, żeby przyniosło to efekty. I z takim założeniem od początku pracowaliśmy na treningach, nie było odpuszczania, wzajemnie się motywowaliśmy i myślę, że efekty to przynosi. Jesteśmy drużyną, która nie jest już na dnie ligowej tabeli, pokazaliśmy, że możemy z każdym przeciwnikiem walczyć o punkty, nie jesteśmy na straconej pozycji przed żadnym meczem.

No, biorąc pod uwagę sytuację w tabeli, to w tym momencie nieelegancko byłoby was określać kandydatem do spadku.

Na pewno sytuacja w tabeli jest teraz dużo lepsza niż na starcie rundy, ale musimy pamiętać, że pozostało naprawdę dużo meczów do rozegrania, a różnice punktowe nie są aż tak duże, jak byśmy chcieli. Dodatkowo w ostatniej kolejce pauzujemy, więc musimy mieć przed nią przynajmniej czteropunktowy zapas, żeby móc spokojnie spojrzeć w tabelę przed ostatnią kolejką i cieszyć się z tego, że Hutnik w następnym sezonie będzie również grał na poziomie drugoligowym. Tak więc cieszymy się z tego, że opuściliśmy strefę spadkową, ale musimy w następnych meczach też zdobywać punkty i piąć się cały czas w górę tabeli.

Za wami trzecie zwycięstwo z rzędu, nad Garbarnią. Pan strzelił na 1:0 gola z rzutu karnego, przypominając jeszcze czwartoligowe standardy, kiedy jako 19-latek był stałym wykonawcą karnych w Hutniku. Potem jednak była bardzo długa przerwa. W sobotę znów został pan wyznaczony jako pierwszy do wykonania "jedenastki"?

Tak. Rzeczywiście, w czwartej lidze byłem etatowym wykonawcą rzutów karnych. Była wtedy zresztą szalona runda, kiedy karnych było około trzynastu. Wtedy jako defensywny pomocnik zdobyłem chyba 18 bramek w sezonie. Potem awansowaliśmy do trzeciej ligi i w jednym z meczów nie udało mi się wykorzystać karnego. Od tamtego momentu ktoś inny był wyznaczony do ich wykonywania. Później była moja kontuzja, nie grałem, nie dane mi było strzelać. A przed drugoligowym sezonem przyszedł do nas Piotrek Stawarczyk, zawodnik z ogromnym doświadczeniem, i jemu zostały powierzone "jedenastki". Wykonywał je bardzo dobrze, ani raz się nie pomylił. Z Garbarnią nie mógł jednak zagrać za nadmiar żółtych kartek. Ja czułem się na siłach, że mogę tego karnego wykonać, podszedłem do piłki i strzeliłem gola. Dzięki temu m.in. mogliśmy się cieszyć z wygranej. Ja jestem wdzięczny za zaufanie zespołu, trenera. Długo, długo czekałem na tę bramkę, bo muszę przyznać, że nie pamiętam, kiedy poprzednio strzeliłem.

To pomogę, sprawdziłem. W październiku 2018 roku w meczu z Wólczanką. Przegranym 1:5, więc wtedy pewnie satysfakcja była umiarkowana.

No właśnie... Wydawało mi się nawet, że jeszcze wcześniej była ta poprzednia bramka.

Ta z soboty jest najważniejszą z pana dotychczasowych? W końcu pierwszy gol w drugiej lidze, gol torujący drogę do zwycięstwa.

Na pewno każdy taki gol daje dużą radość. Myślę, że oprócz tej bramki ważna była ta, też z rzutu karnego, strzelona w meczu z Barciczanką, w barażu o awans do III ligi. Też sprawiła mi ogromną radość.

A co po sezonie? Bo kontrakt z Hutnikiem ma pan, zdaje się, do zakończenia rundy...

Tak. Na razie mam jasno postawiony cel, czyli utrzymać się z Hutnikiem w II lidze. A co będzie dalej, to czas pokaże.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Łukasz Kędziora (Hutnik Kraków): Nie żałuję swoich decyzji. W piłce nożnej czas jest limitowany - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski