Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łukasz Surma. Wszystko zaczęło się w Wiśle

Bartosz Karcz
Łukasz Surma na początku swojej drogi w ekstraklasie. Tutaj w trakcie meczu Wisły z Sokołem Tychy
Łukasz Surma na początku swojej drogi w ekstraklasie. Tutaj w trakcie meczu Wisły z Sokołem Tychy fot. archiwum
Piłka nożna. 500 meczów w ekstraklasie - taki rekord ustanowi dziś gracz Ruchu Chorzów Łukasz Surma. Startował do niego ponad 19 lat temu z ul. Reymonta. Wisła pozostaje klubem wyjątkowym w jego karierze, choć żeby mocniej w niej zaistnieć, zabrakło mu cierpliwości.

W meczu Ruch Chorzów - Śląsk Wrocław Łukasz Surma zagra dziś po raz 500. w ekstraklasie. Jest pod tym względem rekordzistą w Polsce. Na ten dorobek Surma zapracował w: Wiśle Kraków, Ruchu, Legii Warszawa i Lechii Gdańsk. Wszystko zaczęło się ponad 19 lat temu przy ul. Reymonta.

27 lipca 1996 roku Wisła podejmowała GKS Bełchatów. Łukasz Surma zagrał 90 minut, a „Biała Gwiazda” wygrała 1:0. Żeby zobrazować, jak dawno temu to było, wystarczy nadmienić, że wówczas prezydentem był Aleksander Kwaśniewski, w raczkującym w Polsce internecie właśnie startował portal Onet.pl, a swoje sieci komórkowe uruchomiły Era i Plus.

Niepokorny młodzieniec
W przypadku Surmy można było mówić o debiucie ekstraklasowym, ale w zespole miał już swoją pozycję, wywalczoną jeszcze w okresie gry „Białej Gwiazdy” w ówczesnej II lidze (dzisiejszej I). Dlatego, żeby mówić o jego początkach w dorosłym futbolu, trzeba w czasie cofnąć się jeszcze o rok, gdy do pierwszej drużyny zaczął wprowadzać go ówczesny trener Lucjan Franczak.

- W tamtych latach Wisła miała bardzo zdolnych juniorów, a Łukasz był jednym z nich - wspomina Franczak. - Byli m.in. Surma, Pasionek, Weinar. Faktem jest, że to Łukasz zrobił największą karierę. To był bardzo dobrze wyszkolony technicznie chłopak. W dodatku taki, który wiedział, czego chce.

Surma kiedyś wspominał, że nie było mu łatwo wejść do szatni ligowych wyjadaczy. Hierarchia w niej była czymś niezwykle istotnym. Pomocną dłoń młodemu piłkarzowi podały na początku tej drogi dwie osoby - nieżyjący już Jarosław Giszka oraz Dariusz Marzec. Ten ostatni dobrze pamiętał, że ledwie kilka lat wcześniej on sam z drużyny juniorów wskoczył do pierwszego zespołu. I to sprawiło, że nad młodym Surmą rozwinął parasol ochronny.

-__ To był chłopak wychowany przez Wisłę, tak jak my - tłumaczy Dariusz Marzec. - Nie tylko dla mnie miało to duże znaczenie. Takim zawodnikom pomagało się w __szczególny sposób.

Surma, mimo młodego wieku, nie miał jednak zamiaru spokojnie czekać na szansę. Wszyscy, którzy pamiętają Łukasza z tamtych czasów, podkreślają, że był niepokorny, że od początku miał swoje zdanie i nie bał się go głośno wyrażać nawet w rozmowach z trenerami.

- Oj, rzeczywiście, od początku miał charakter - śmieje się Lucjan Franczak. - Zdarzyło mi się kiedyś zmienić go w 30 minucie, bo grał swoją piłkę, zamiast wykonywać to, co nakreśliliśmy sobie przed meczem. Później nie obyło się bez męskiej rozmowy, ale wyszło mu to na dobre, bo zrozumiał, że piłkarz musi podporządkować się drużynie.

Opinię trenera Franczaka potwierdza Tomasz Kulawik, który w tamtych latach był już jedną z wiodących postaci w ekipie „Białej Gwiazdy”.

- Łukasz nie bał się wchodzić w polemikę. Potrafił komentować decyzje trenerów, gdy go zmieniali. Myślę jednak, że to wynikało z jego ogromnej ambicji. Chciał po prostu grać jak najwięcej - mówi „Kula”. __

- Nie dawał sobie „w kaszę dmuchać”, ale co najważniejsze, od początku było widać, że potrafi grać w piłkę - dodaje Dariusz Marzec.

Sam Surma przyznaje, że rzeczywiście w tamtych czasach zdarzało mu się zagalopować w wyrażaniu poglądów, co nie zawsze wychodziło mu na dobre. Choć z drugiej strony, gdy cytujemy mu słowa Marca, ten z uśmiechem odbija piłeczkę w kierunku starszego kolegi.

- Byłem niepokorny, to jest prawda, ale myślę, że jest to nieodzowna cecha prawdziwego sportowca. O Darku Marcu zresztą mogę powiedzieć to samo. Pamiętam, że jak w Wiśle nie płacili na czas, to właśnie Darek był jednym z pierwszych, który biegł na górę i wykłócał się w __imieniu drużyny - mówi Surma.

Świadomy swojej drogi
Młody zawodnik do pierwszej drużyny był wprowadzany w wieku kilkunastu lat. Ci, którzy pamiętają go z tamtych czasów, podkreślają, że prócz talentu piłkarskiego i mocnego charakteru, wyróżniał się również dojrzałością. Od początku wiedział, co chce w życiu robić i w tamtych latach koncentrował się na dwóch rzeczach - grze w piłkę i nauce.

Z tą ostatnią nie miał nigdy problemów, a przykładał do niej naprawdę dużą wagę. Potwierdza to jego żona Iwona, z którą chodził do jednej klasy w krakowskim VII Liceum Ogólnokształcącym im. Zofii Nałkowskiej.

- Zawsze zastanawiało mnie, z jakim spokojem Łukasz podchodził do __nauki - wspomina Iwona Surma. - Nawet na maturę przyszedł bez najmniejszych objawów zdenerwowania. Myślę, że był po prostu świadomy, iż jest przygotowany. Z pełną dyscypliną podchodził do treningów i do nauki w __szkole.

Łukasz Surma dobrze pamięta tamte czasy, a dzisiaj swoje podejście nie tylko do treningów, ale również szkolnych obowiązków, tłumaczy w następujący sposób: - Już w bardzo młodym wieku wiedziałem, co chcę robić i to nie tylko jeśli chodzi o sport. Poszedłem do liceum, chciałem iść na studia. Widziałem też drugą stronę życia i robiłem wszystko, żeby jej nie zaniedbywać. Ze studiami nie do końca wyszło. Obciążenia zawodowego piłkarza okazały się na tyle duże, że nie udało mi się tego pogodzić i zrezygnowałem po pierwszym roku. Jednak sam fakt, że chciałem iść na studia, pokazuje, że starałem się w tamtych czasach rozwijać nie tylko sportowo, ale i intelektualnie. Uważam, że to była słuszna droga, bo na __futbolu świat się nie kończy.

Do piłki nożnej przez całą swoją karierę Surma podchodził niezwykle poważnie. Dbał o szczegóły, nic nie mogło go rozpraszać, choćby obecność na trybunach... mamy albo przyszłej żony.

- Zabraniał mi przychodzić na stadion - wspomina z uśmiechem Iwona Surma. - Powtarzał mi, że sam mecz jest dla niego wystarczającym stresem, żeby musiał się jeszcze przejmować tym, że ja go oglądam w akcji. Oczywiście i tak przychodziłam, chowałam się za filarem, żeby mnie nie zauważył, bo wydawało mi się, że wypatrzy mnie w tłumie. Dopiero później Łukasz uświadomił mi, że i tak nie patrzy na trybuny, bo koncentruje się w pełni na tym, co dzieje się na boisku.

Sam Surma nieco inaczej przedstawia sprawę, choć przyznaje, że obecność bliskich kobiet na jego meczach nie była tym, co przyjmował z radością.

- Na początku tak to wyglądało, że mama nie chodziła na treningi i mecze, bo bardzo się denerwowała - wspomina. - I tak mi później zostało, że kobieta na trybunach mi nie pasowała. Mama czekała w domu, a później pytała tylko, czy jestem zdrowy i jaki był wynik. Dopiero żona przełamała ten „zakaz stadionowy”. Na meczach zawsze był natomiast tata.

Ojciec piłkarza odegrał w jego życiu i karierze rzeczywiście ogromną rolę. Fryderyk Surma, były gracz m.in. Wawelu Kraków i Cracovii, był pierwszym piłkarskim wzorem dla Łukasza.

- To, że mój tata był piłkarzem, na pewno pomogło mi w __wyborze drogi - wspomina zawodnik Ruchu. - Pamiętam, że już jako bardzo mały chłopak oglądałem albumy ze zdjęciami, wycinki z gazet z jego wywiadami. Tata był moim wzorem, idolem. Dzięki temu, że był piłkarzem, miałem jeszcze większą motywację, aby również nim zostać. To trochę wyglądało tak, że dla większości idolami byli Boniek czy Platini. Dla mnie też, ale z drugiej strony - miałem też w domu tatę. To było bardziej „namacalny” wzór i na pewno mi to pomogło.

Zaangażowanie w futbol Surmy pojawiało się również w nieoczekiwanych momentach. Anegdotę na ten temat przywołuje Dariusz Marzec: - Spędzaliśmy wspólnie jeden z sylwestrów. Łukasz grał już wtedy w Legii, był jej kapitanem. Po godzinie 24 zobaczyliśmy, że w ogrodzie moje dzieciaki grają w piłkę. Dołączyliśmy do nich, tak jak staliśmy, w garniturach. Łukasz tak się zaangażował, że nie patrzył na to, iż jest odświętnie ubrany, tylko zaczął wchodzić wślizgami. On nawet w __takiej „gierce” nie potrafił odpuścić. Wróciliśmy ubłoceni, ale wszyscy się tylko śmiali, zabawa była przednia.

Wisła, miłość niespełniona
Na udanej karierze Łukasza Surmy kładzie się cień okoliczności, w jakich odchodził z Wisły. Zrezygnowany, że po przejęciu klubu przez Tele-Fonikę nie będzie dla niego pewnego miejsca w składzie, postanowił przenieść się do Ruchu. Po latach przyznał, że to w jego sercu tkwi jak drzazga, a Wisła już na zawsze zostanie niespełnioną miłością.

- Z czasem człowiek pokornieje, nabiera doświadczenia i dystansu do pewnych spraw. A mnie tego dystansu wtedy brakowało. I to mi przeszkodziło, żeby mocniej zaistnieć w Wiśle. Byłem bardzo niecierpliwy. Chciałem grać już, natychmiast, a czasami potrzeba w __życiu poczekać - przyznaje dzisiaj Surma.

W podobnym tonie wypowiadają się jego koledzy z boiska. - Rozmawiałem z Łukaszem wiele razy na __ten temat - tłumaczy Marzec. - Wiem od niego, że żałuje pewnych rzeczy, gdyby mógł cofnąć czas, to postąpiłby inaczej. Czasu cofnąć się jednak nie da. Zrobił dużą karierę, choć Wisła nie miała, niestety, dużo korzyści z __tego.

- Zabrakło mu cierpliwości w Wiśle - dodaje Kulawik. - Jego dalsze losy pokazują, że wspiął się na poziom, który spokojnie pozwalałby mu grać w takim zespole jak „Biała Gwiazda”.

Po odejściu z Wisły Łukasz Surma nie mógł jednak narzekać. Grał bardzo dobrze w Ruchu, z Legią Warszawa jako kapitan sięgnął po mistrzostwo Polski. Zaliczył wyjazdy zagraniczne do klubów w Izraelu i Austrii, a po powrocie do Polski występował w Lechii Gdańsk, do dzisiaj gra w Ruchu Chorzów. W niedalekiej przyszłości historia może jednak zatoczyć nieoczekiwane koło i to z Wisłą Kraków w tle. To w niej pierwsze kroki stawia bowiem młodszy syn Łukasza Surmy, Tobiasz. Starszy Mateusz gra natomiast w również związanej z „Białą Gwiazdą” Akademii Piłkarskiej 21 i w kadrze Małopolski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski