Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łysy samolot

Leszek Mazan
Były to wczesne lata 80., naród (władza również) jak kania dżdżu poszukiwał czegoś ku pokrzepieniu serc. I wtedy, niczym tysiąc promieni słońca, przez zachmurzone, smutne polityczne niebo przebiła się informacja, że oto na dostępnych na wkładkę paszportową Węgrzech pojawił się rewelacyjnie skuteczny płyn na porost włosów.

Nie wolno mi było pozostać obojętnym. Delegację podpisał mi naczelny „Przekroju” Mieczysław Czuma, któremu zupełnie przypadkowo akurat zaczęły niebezpiecznie wypadać włosy. Pojechałem do cudotwórcy. Nazywał się Andras Banfi, był inżynierem w fabryce mebli. Przyjął mnie po węgiersku, czyli serdecznie, rozlał wino i podkasał spodnie, pokazując z ukrywaną dumą gęsto owłosione kolana. - To efekt działania mojego eliksiru - westchnął skromnie. - Przedwczoraj przedawkowałem... Las na głowie pana inzyniera nie przypominał puszczy tropikalnej, nie przypomniał (oglądałem zdjęcia) lat młodości, ale był. Był! Był! - Nie zdradzę panu receptury - mówił pan Banfi, jest już ona własnością państwową. Jedno mogę powiedzieć: chrzan. I spirytus.Oczywiście, w odpowiednich proporcjach...

Obie półkule mojego mózgu huczały od lawiny myśli. Coś w tym jest! Chrzan jako komponent włosodajnych płynów znany był od czasów egipskich, wcierano go łysiejącym faraonom, mieszając z tłuszczem kóz, krokodyli i lwów; Kleopatra nacierała łysinę Cezara specyfikiem z chrzanu i mielonych końskich zębów. - Ja mieszam z czymś innym - uśmiechnął się tajemniczo pan Andras. - Z czymś, na co oni nie wpadli. Oto dwa opakowania dla pana. Na pewno urośnie panu co trzeba.

Korespondencja w „Przekroju” przyniosła mi sławę. Tak wielką, że krakowskie biuro turystyczne „Gromada” wynajęło mnie na pilota wycieczki samolotowej „Po włosy do Budapesztu”. Wnętrze samolotu wyglądało imponująco: sto kilkadziesiąt wspaniałych łysych głów luminarzy krakowskiej nauki, artystów, badylarzy etc. wierzących święcie, że jadą po cud. Atmosferę zmącił tylko mój niesmaczny dowcip, że za dwa dni na lotnisku w Budapeszcie będą nas chcieli ostrzyc, bo nie będziemy pasować do zdjęć w paszporcie. Jeden z byłych rektorów zażądał ode mnie natychmiastowej interwencji w MSZ.

Przy odprawie niepokój wzbudził pięknie łysy węgierski celnik: - To oni nie wcierają?... - Wcierają, wcierają - uspokajałem. - Ale pensje celników są skromne, nie wystarczają od razu na całą powierzchnię. Państwo macie wystarczający przydział dewiz, wszystko będzie OK. Już po drodze do centrum, gdzie czekało nas pierwsze wcieranie, trzeba było zatrzymać autokar: na wystawie sklepu gołogłowi zobaczyli flakony włosodajnego płynu. Runęli na zakupy, po pięć, po dziesięć flakonów...

W tym miejscu spuśćmy zasłonę miłosierdzia... Ja osobiście fiolki przywiezione od pana Andrasza postawiłem póki co w domowym ołtarzyku. Stały tam do pewnej nocy, gdy zapukał do drzwi mój telewizyjny przyjaciel w stanie wyraźnie wskazującym. - Nie masz czegoś?... Nie mam - skłamałem. - No, chyba, że chcesz, he, he, he, spirytus na chrzanie... - O Jezu, dawaj natychmiast! - zawołał i w pokoju rozległo się radosne gulgotanie. - Wiesz, zupełnie dobrze wchodzi...

...Co po latach zdradzam tym wszystkim, którzy do dziś na każdym spotkaniu autorskim pytają mnie o skuteczność węgierskiego eliksiru. Nadzieja, proszę panów, umiera ostatnia...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski