Świetnie położona, bo za ścianą mieścił się nevestinec, czyli burdelik. Właściciel, pan Antonin Noska, stałym bywalcom udzielał kredytu. Byli wśród nich weterani walk „za cesarza i jego rodzinę”, personel i pacjenci pobliskiego szpitala psychiatrycznego, „plankton parlamentarny” oraz dziennikarze, wśród nich redaktor „Świata zwierząt” Jarosław Haszek. Tu przepijał pieniądze za powstające w „Kielichu” humoreski, tu wymyślił postać dobrego wojaka Szwejka.
Jego nazwisko wziął – jak głosi jedna z wersji – od przyjaciela, dozorcy burdelu, pana Józefa, którego synowi, też Józefowi, po wyjściu z grzesznej łożnicy dyktował opowiadania o dzielnym ordynansie 11. kompanii marszowej. Na ścianie wisiał spostponowany przez muchy portret Najjaśniejszego Pana, a wielkopopowickie piwo lał w kufle gospodarz, pan Palivec, znany grubianin „u którego co drugie słowo było dupa albo gówno” i który niezmiennie deklarował, „że się do żadnej polityki nie miesza, z tym niech go każdy pocałuje w dupę”.
Dobry wojak Szwejk uczynił lokal sławnym najpierw w Czechach (jedynym językiem Europy, na który nie przetłumaczono książki był przez długie lata język słowacki), potem w całym świecie. Do drugiego powojnia „Kalich” przyżeglował w kształcie niewiele zmienionym. Pamiętam lokal o zaledwie kilku stolikach, szynkwas naprzeciw drzwi, parówki z bułką jako danie główne i najczęściej jedyne. Potem nowy właściciel (państwo) postanowił uczynić z hospudki atrakcję turystyczną. Pomysł chwycił, lokal stał się obok „Fleka” najpopularniejszą knajpą w Pradze.
W 1991 roku nowymi właścicielami zostali posiadacze kamienicy, bracia Paweł (gastronomik – cudotwórca) i Tomasz – znakomity, ogromnie popularny aktor, dzięki któremu późnymi wieczorami Na Boiszti spotykała się cała praska bohema. Ale atmosfera – egzemplifikacja hasła „Po nas choćby potop”, wrzeszczące, rozgrzane piwem i śliwowicą tłumy, te zwariowane, długie wieczory, tańce na stołach, demonstracje lojalności wobec domów panujących, toasty za zdrowie cesarza FJI i Józefa Szwejka, do których przyłączali się politycy – to wszystko zasługa turystów, wiernych wyznawców prozy Haszka.
Prym wiedli „od zawsze” Niemcy, Węgrzy, Rosjanie, Japończycy i Polacy, wśród tych ostatnich twórca polskiego ruchu szwejkologicznego nieżyjący już Waldemar „Dyzio” Wandowicz, ordynator szpitala w Łańcucie dr Maciej Sieklucki, czy profesor AGH posiadacz najwyższych godności szwejkologicznych Zbigniew Engel. Dzienne spożycie wynosiło, w zależności od pory roku, 900–1000 kufli, oczywiście litrowych. Ja zostawiłem w „Kalichu” pół nerki...
Nie mogę dalej pisać. Łzy... Byłem przed kilkoma dniami wieczorem „Na Boiszti”. Cesarz na obsranym portrecie wyglądał, jakby właśnie otrzymał wiadomość, że Przemyśl padł. W pustym lokalu przy dwu stolikach dogorywało kilku Rosjan. Znudzony personel dyskretnie ziewał.
Tak podobno jest tam teraz codziennie. Bóg widzi i nie grzmi... Dlaczego? Dlaczego Haszek nie wstaje z grobu?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?