MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Łzy w kuflu piwa...

Leszek Mazan
W Pradze, między Nowym Miastem a Vinohradami, w miejscu, gdzie w roku 1420 husyci oblegali pobliski Vyszehrad przy ulicy Na Boiszti pod numerem 10 powstała w roku 1891 spokojna, zaciszna praska hospudka „Pod Kielichem”.

Świetnie położona, bo za ścianą mieścił się nevestinec, czyli burdelik. Właściciel, pan Antonin Noska, stałym bywalcom udzielał kredytu. Byli wśród nich weterani walk „za cesarza i jego rodzinę”, personel i pacjenci pobliskiego szpitala psychiatrycznego, „plankton parlamentarny” oraz dziennikarze, wśród nich redaktor „Świata zwierząt” Jarosław Haszek. Tu przepijał pieniądze za powstające w „Kielichu” humoreski, tu wymyślił postać dobrego wojaka Szwejka.

Jego nazwisko wziął – jak głosi jedna z wersji – od przyjaciela, dozorcy burdelu, pana Józefa, którego synowi, też Józefowi, po wyjściu z grzesznej łożnicy dyktował opowiadania o dzielnym ordynansie 11. kompanii marszowej. Na ścianie wisiał spostponowany przez muchy portret Najjaśniejszego Pana, a wielkopopowickie piwo lał w kufle gospodarz, pan Palivec, znany grubianin „u którego co drugie słowo było dupa albo gówno” i który niezmiennie deklarował, „że się do żadnej polityki nie miesza, z tym niech go każdy pocałuje w dupę”.

Dobry wojak Szwejk uczynił lokal sławnym najpierw w Czechach (jedynym językiem Europy, na który nie przetłumaczono książki był przez długie lata język słowacki), potem w całym świecie. Do drugiego powojnia „Kalich” przyżeglował w kształcie niewiele zmienionym. Pamiętam lokal o zaledwie kilku stolikach, szynkwas naprzeciw drzwi, parówki z bułką jako danie główne i najczęściej jedyne. Potem nowy właściciel (państwo) postanowił uczynić z hospudki atrakcję turystyczną. Pomysł chwycił, lokal stał się obok „Fleka” najpopularniejszą knajpą w Pradze.

W 1991 roku nowymi właścicielami zostali posiadacze kamienicy, bracia Paweł (gastronomik – cudotwórca) i Tomasz – znakomity, ogromnie popularny aktor, dzięki któremu późnymi wieczorami Na Boiszti spotykała się cała praska bohema. Ale atmosfera – egzemplifikacja hasła „Po nas choćby potop”, wrzeszczące, rozgrzane piwem i śliwowicą tłumy, te zwariowane, długie wieczory, tańce na stołach, demonstracje lojalności wobec domów panujących, toasty za zdrowie cesarza FJI i Józefa Szwejka, do których przyłączali się politycy – to wszystko zasługa turystów, wiernych wyznawców prozy Haszka.

Prym wiedli „od zawsze” Niemcy, Węgrzy, Rosjanie, Japończycy i Polacy, wśród tych ostatnich twórca polskiego ruchu szwejkologicznego nieżyjący już Waldemar „Dyzio” Wandowicz, ordynator szpitala w Łańcucie dr Maciej Sieklucki, czy profesor AGH posiadacz najwyższych godności szwejkologicznych Zbigniew Engel. Dzienne spożycie wynosiło, w zależności od pory roku, 900–1000 kufli, oczywiście litrowych. Ja zostawiłem w „Kalichu” pół nerki...

Nie mogę dalej pisać. Łzy... Byłem przed kilkoma dniami wieczorem „Na Boiszti”. Cesarz na obsranym portrecie wyglądał, jakby właśnie otrzymał wiadomość, że Przemyśl padł. W pustym lokalu przy dwu stolikach dogorywało kilku Rosjan. Znudzony personel dyskretnie ziewał.

Tak podobno jest tam teraz codziennie. Bóg widzi i nie grzmi... Dlaczego? Dlaczego Haszek nie wstaje z grobu?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski