Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ma córkę na Czarnym Lądzie

Barbara Wójcik
Ryszard Pachuta z córką Kasią wybrał się na Madagaskar (Jean Marie na zdjęciu w środku). Dziewczyny natychmiast się zaprzyjaźniły
Ryszard Pachuta z córką Kasią wybrał się na Madagaskar (Jean Marie na zdjęciu w środku). Dziewczyny natychmiast się zaprzyjaźniły Archiwum rodzinne
Diecezja tarnowska. Gdy Ryszard Pachuta z Bochni usłyszał o dziewczynce z Afryki, która żyje w nędzy, natychmiast ruszył z pomocą. Dzięki jego wsparciu finansowemu Jean Marie Goretti mogła zdać maturę, a teraz zaplanować studia medyczne

W linii prostej od Bochni południowe krańce Afryki dzieli aż 8 tys. kilometrów. Historia Ryszarda Pachuty dowodzi jednak, że chęci niesienia pomocy żadna odległość nie powstrzyma. Gdy kilkanaście lat temu usłyszał o 10-letnim dziecku - Jean Marie Goretti z rodziny żyjącej w skrajnie trudnych warunkach na Madagaskarze, jako ojciec dwójki córeczek poczuł, że nie może jej zostawić w potrzebie.

Wpłacał regularnie pieniądze na rzecz jej edukacji. Nawiązała się między nimi więź. Dzisiaj to już 21-latka, wykształcona dziewczyna. Bochnianin niedawno wrócił z tej afrykańskiej wyspy, gdzie odwiedził swą przyszywaną córkę. Już za rok Jean Marie ma przyjechać z rewizytą do Polski na Światowe Dni Młodzieży.

Dzieci skazane na pracę
Jean Marie pojawiła się w życiu Ryszarda Pachuty dzięki ks. Marianowi Sajdakowi ze zgromadzenia księży saletynów, który na Madagaskarze mieszka już przeszło 40 lat. Podczas jednej z wizyt w Polsce misjonarz opowiadał o trudach życia na wyspie, budowie kolejnego kościoła, który połączony jest ze szkołą dla dzieci.

- Dowiedziałem się, że tam nawet najzdolniejsze maluchy skazywane są na pracę fizyczną, bo ich rodzin nie stać na to, aby wydać 50 dolarów rocznie na naukę dziecka - tłumaczy pan Ryszard. - Jeane Marie okazała się fantastyczną dziewczynką. Zdolną i bardzo pracowitą. Od razu pisała do nas bardzo wzruszające listy. Przesyłała półroczne wyniki, szkolne świadectwa - opowiada.

Marzy jej się medycyna
Kiedy ks. Marian po latach po raz kolejny przyjechał z wizytą do Polski miał dla pana Ryszarda zaskakującą informację. -

Powiedział, że nasza dziewczynka chciałaby iść do szkoły średniej - mówi. - Oczywiście się zgodziliśmy - dodaje.
Cztery lata temu Goretti zdała maturę, ale zapał do nauki jej nie minął. Z niewielkiego miasteczka przeprowadziła się do Antananarywy, stolicy Madagaskaru, aby spełniać kolejne marzenia. W rozmowach z przyszywaną rodziną zdradziła, że marzy o medycynie. Ostatecznie na studia dokumentów nie złożyła. Poszła do pomaturalnej szkoły pielęgniarek, którą skończyła z wyróżnieniem. Teraz robi specjalizację z anestezjologii.

- Wiem, że medycyna nadal jest w jej głowie. Powiedzieliśmy jej, że jeżeli tylko chce, to może składać dokumenty na studia. My jej pomożemy - mówi pan Ryszard.

Pierwsze spotkanie
Pan Ryszard razem ze swoją córką Kasią postanowił odwiedzić Madagaskar. Głównym celem była nie tylko chęć zwiedzenia wyspy, ale spotkanie z Goretti, którą traktuje niemal jak własne dziecko.

Przyznaje, że bardzo się cieszy, że towarzyszyła mu jego rodzona córka Kasia. Dziewczyny, które dzieli bardzo niewielka różnica wieku, miały szansę się poznać. Pan Ryszard cieszy się, bo się zaprzyjaźniły.

Takie adopcje na odległość są coraz powszechniejsze w diecezji tarnowskiej. - Są zakątki Afryki, gdzie brakuje praktycznie wszystkiego, dzieci niedojadają, każda pomoc jest dla nich jak dar niebios - mówi Ewa Gawin, świecka misjonarka z Woli Rzędzińskiej, która pracuje w Kamerunie.

Adopcja na odległość
Rozmawiamy z ks. Piotrem Boracą z wydziału misyjnego kurii diecezjalnej w Tarnowie
- Czy adopcje na odległość to inicjatywa, którą popiera tarnowska kuria?

- Ich założenia wprawdzie są szlachetne i promuje je wiele fundacji oraz zgromadzeń zakonnych, ale kuria bardzo ostrożnie podchodzi do tego tematu.

- Dlaczego? Co w tym złego, że ktoś chce pomagać konkretnym dzieciom w Afryce?

- Idea jest chwytliwa, ale niestety ma też swoje drugie dno. Przelewając pieniądze na rzecz konkretnych dzieci, pozbawiamy pomocy inne, które niejednokrotnie bardziej jej potrzebują niż te, które zostały objęte programem adopcji na odległość. To skutkuje wybiórczością i podziałami na lepszych i gorszych. Ideą dzieł misyjnych i w ogóle powszechności Kościoła jest wspieranie wszystkich potrzebujących, a nie tylko wybranych, którzy mieli to szczęście, że ich zdjęcie trafiło do kogoś w Europie czy Stanach Zjednoczonych.

- A misjonarze, czy nie pomagają wybiórczo?

- Misjonarze często mają pod swoją opieką sto i więcej dzieci. Pomoc, która kierowana jest na misję na przykład z Polski dzielą po równo tak, aby każdy mógł z niej skorzystać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski