Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maaskant dzwonił z gratulacjami

Bartosz Karcz
Kazimierz Moskal prowadził już Wisłę w sezonie 2006/2007 oraz 2011/2012. To jego trzecie podejście
Kazimierz Moskal prowadził już Wisłę w sezonie 2006/2007 oraz 2011/2012. To jego trzecie podejście Andrzej Banaś
Rozmowa. - To są bardzo dobrzy zawodnicy, udowodnili to choćby jesienią. Nikt nie wmówi mi, że oni nagle zapomnieli, jak się gra w piłkę - mówi o swych podopiecznych KAZIMIERZ MOSKAL, dla którego niedzielne spotkanie z Legią będzie powrotem na ławkę trenerską Wisły.

- Z czym kojarzy się Panu data 19 listopada 1989 roku?
- Z meczem Legia - Wisła, który wygraliśmy 3:0, a ja strzeliłem dwie bramki. Zgadza się?

- Dokładnie. Pytam o to spotkanie dlatego, że teraz jesteście w podobnej sytuacji jak tamta Wisła. Też mało kto daje wam szanse w konfrontacji z Legią.
- W piłce nożnej nie ma stuprocentowych faworytów. Wszystko zależeć będzie od tego, jaka będzie dyspozycja dnia, jakie będzie podejście do meczu i jak zrealizujemy nasze założenia. Oczywiście faworytem jest Legia. To jest mistrz Polski, gra u siebie i wydaje się być w dobrej dyspozycji, pomimo przegranej w Lidze Europy z Ajaksem. Powiedziałem jednak zawodnikom, że to jest bardzo dobry moment, by wszyscy znów zaczęli mówić pozytywnie o Wiśle Kraków.

- Jest Pan z drużyną od wtorku. Nad czym trzeba bardziej pracować - nad psychiką zawodników po porażkach czy raczej nad elementami czysto piłkarskimi?
- Przede wszystkim chodzi o ich głowy. To są bardzo dobrzy zawodnicy, udowodnili to choćby jesienią. Nikt nie wmówi mi, że oni nagle zapomnieli, jak się gra w piłkę.

- Terminarz was nie rozpieszcza. Teraz Legia, za tydzień derby z Cracovią.
- Terminarz jest trudny, ale ponieważ nie mieliśmy na to żadnego wpływu, to nie ma się co nad tym rozwodzić. Przejąłem zespół i podchodzę do tego w taki sposób, że czekają nas kolejne mecze, do których musimy jak najlepiej się przygotować. Czasami lepiej jest startować z tymi trudniejszymi rywalami, bo przy dobrej grze i wynikach zespół może szybciej się podnieść.

- Pańska Wisła z przełomu 2011/2012 roku bazowała na długim utrzymywaniu się przy piłce. W najlepszych meczach jesiennej części rozgrywek "Biała Gwiazda" strzelała bramki po wymianie wielu podań. Czym teraz będzie różniła się Wisła Kazimierza Moskala od tej Franciszka Smudy?
- Jeśli mówimy o takiej dyspozycji, w jakiej Wisła była w najlepszych meczach u trenera Smudy, to wyraźnych różnic nie będzie. Ja też będę chciał, żeby w naszej grze było jak najmniej przypadkowości. Starając się rozgrywać piłkę od bramkarza, nie będziemy kopać jej do przodu i liczyć na to, że spadnie naszemu zawodnikowi pod nogi. Chcemy budować swoje akcje już od linii obrony.

- Piłkarze narzekali, że Wiśle brakowało gry skrzydłami.
- Wiadomo, że gdy gra się w ataku pozycyjnym, to w centralnej strefie boiska jest największy tłok. Ciężko się wtedy przebić. W takiej sytuacji potrzeba piłkarzy o takich predyspozycjach, którzy potrafią poradzić sobie na boku, potrafią wygrywać pojedynki, stworzyć przewagę i dokładnie dograć piłkę w pole karne. Nad tym elementem też będziemy pracować.

- Wisła ma piłkarzy do takiej gry?
- Są w niej zawodnicy, którzy potrafią przebić się na skrzydle. Doszedł teraz jeszcze Barrientos, który też tak potrafi grać. Trzeba tylko mu dać trochę czasu.

- W szatni widzi Pan spuszczone głowy czy raczej sportową złość?
- Nie ma dramatu. Nie zauważyłem, żeby zawodnicy byli przybici. Nie ma może wielkiego entuzjazmu, bo po ostatnich wynikach być go nie może, ale atmosfera w szatni mnie nie zaskoczyła.

- Od Pańskiego ostatniego zwolnienia z Wisły minęły trzy lata. W jaki sposób zmienił się Pan jako trener?
- Uodporniłem się na pewne rzeczy. Wiadomo, w jakiej sytuacji w 2011 roku obejmowałem Wisłę. Z roli asystenta stałem się pierwszym trenerem, a później przyszło zwolnienie, zaskakujące i szybkie. Przyjąłem to dość ciężko.

- Bolał sam fakt zwolnienia czy forma, w jakiej zrobił to ówczesny prezes Bogdan Basałaj, czyli przez telefon?
- Jedno i drugie. Później, pracując w Termalice i Katowicach, nabrałem doświadczenia, a z drugiej strony nauczyłem się patrzeć na pewne rzeczy chłodnym okiem. W tych klubach miałem i dobre chwile, i takie, w których dostałem po głowie w momentach, w których mało się tego spodziewałem. Pobyt w obu klubach wspominam jednak miło.

- Doświadczenie pomogło Panu w rozmowach z Wisłą? Twardo stawiał Pan swoje warunki.
- W 2011 roku przejmowałem zespół po Robercie Maaskancie. To był trudny moment, ale czułem się odpowiedzialny za drużynę, bo byłem częścią sztabu Roberta. Teraz przychodziłem do Wisły z zewnątrz. Ten klub zawsze był, jest i będzie dla mnie czymś wyjątkowym, ale też negocjacje ruszały z innego poziomu. Chciałem mieć gwarancję dłuższej perspektywy pracy.

- Traktuje Pan tę pracę jako kolejną szansę, żeby na dłużej zaistnieć w ekstraklasie?
- Każdy chciałby pracować w najlepszych klubach. Każdy ma swoje ambicje. Ja też, choć nigdy nie składałem deklaracji, że moim celem jest za wszelką cenę bycie trenerem w Wiśle, że chcę wejść do Ligi Mistrzów, a za pięć lat zostać selekcjonerem. Każdą pracę trzeba szanować.

- Robert Maaskant dzwonił z gratulacjami?
- Dzwonił.

- I co Panu powiedział?
- Był z jednej strony zaskoczony, ale wyczułem też radość w jego głosie. Cieszył się, że znów poprowadzę Wisłę.

- Inni ludzie ze środowiska też mówią, że jest Pan właściwym człowiekiem do prowadzenia Wisły.To coś miłego dla Pana, ale z drugiej strony nakłada odpowiedzialność na barki.
- Takie opinie są miłe, ale jeśli chodzi o zawodników, to nie pamiętam, żeby któryś z nich w momencie zatrudnienia nowego trenera powiedział, że ten człowiek się nie nadaje. Częściej się zdarza, że jak trener odchodzi, to zawodnicy nabierają większej śmiałości do oceniania szkoleniowca. Dlatego dla mnie ważne będzie właśnie to, co ludzie będą mówić, gdy już zakończę pracę w Wiśle. To będzie bardziej szczere.

- W tej drużynie jest dwóch zawodników, z którymi Pan grał jako piłkarz - Paweł Brożek i Arkadiusz Głowacki. Oni będą naturalnym łącznikiem między Panem i zespołem?
- Liczę na to, że ze wszystkimi piłkarzami będę miał dobry kontakt. Na pewno jednak obaj mogą mi pomóc. Wiadomo - to są postaci, które wiele znaczą nie tylko w szatni, ale generalnie w klubie. Liczę na ich pomoc w trudnych momentach, ale przede wszystkim liczę na nich jako zawodników.

- To na koniec wróćmy jeszcze do meczu z Legią. W niedzielę o godz. 18 zadziała efekt nowej miotły?
- Bardzo bym tego chciał, choć nie będę zrzucał odpowiedzialności na innych, jeśli wynik nie będzie korzystny. A co do efektu nowej miotły, to gdyby to była taka skuteczna metoda na dobry wynik, to pewnie dochodziłoby do zmian trenerów jeszcze częściej niż ma to miejsce obecnie.

Rozmawiał Bartosz Karcz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski