- Miłym akcentem - mistrzostwem Polski w drużynie - zakończył Pan sezon.
- Tak, ale jest ulga, że można już odpocząć, bo mój sezon był wręcz katastrofalny. Od pewnego momentu staczałem się. Na koniec trochę radości dały mi starty w Pucharze Kontynentalnym, bo to było skakanie na luzie, kiedy już o nic nie walczyłem.
- Właśnie, a po siódmym miejscu na igrzyskach w Soczi apetyty były ogromne.
- Plany i cele były ambitne, i nawet nie zakładałem, że ten sezon będzie gorszy od poprzedniego. Tamten poziom był minimum, taką podstawą, od której chciałem jeszcze się odbić, iść wyżej. Było jednak dużo gorzej. Nabrałem pokory.
- To co właściwie się stało w ostatnich miesiącach?
- Nie chcę wracać do przeszłości, ale przyczyn jest kilka. Na pewno na wszystkim zaważył letni sezon przygotowawczy, bo właśnie latem skoki nie były dobre, nie utrwaliliśmy formy. Z kolei zimą zawiodła strona mentalna, bo kiedy mi nie idzie, zaczynam kombinować, skakać po swojemu.
Czasem przynosi to bardzo dobre rezultaty, a czasami złe. Stąd wzloty i upadki, szukanie pomysłu na swoje skoki. Niestety, pomysłu nie znalazłem, a kiedy przestałem już jeździć na zawody, ciężko mi było pozbierać się psychicznie, odzyskać radość skakania. Bo kiedy ona się pojawia, wszystko przychodzi łatwiej, a kiedy psychika jest, jakby to powiedzieć, nadpsuta, ciężko odnaleźć wszystko, co najważniejsze.
- Podobno rozmawiał Pan już w cztery oczy z trenerem Łukaszem Kruczkiem.
- Tak, porozmawialiśmy z trenerem. To była dla mnie ważna rozmowa. Wszystko zostało wspólnie przeanalizowane, zapisane. Na pewno chciałbym, żebyśmy dalej razem pracowali.
- A co teraz?
- Chcę odpocząć. Mówię o odpoczynku psychicznym, bo fizycznie nie czuję się zmęczony. No, a za jakiś czas zacznę myśleć o kolejnym sezonie. Trzeba wrócić z radością, werwą, motywacją do skakania. To podstawa. A potem pracować nad koncentracją na treningach, techniką. Jeśli zrealizuję choć siedemdziesiąt procent wniosków, to w nowym sezonie będzie dobrze.
- Jeśli odpoczynek, to ogródek, leżak i książka?
- Nie, przede wszystkim sesja na studiach. W zasadzie całe poprzednie dwa tygodnie spędziłem między Zakopanem a Krakowem. Chcę w tym roku jak najszybciej zostać magistrem, żeby potem to się nie przeciągało. Plan jest prosty: najpierw zdobyć tytuł naukowy, a potem skupić się już na sezonie letnim.
- Podobno zrobił Pan licencję rajdową?
- Tak, ale to już w zeszłym roku, tylko wcześniej nie miałem kiedy jej wykorzystać. Pierwsza okazja będzie w ten weekend, w Wieliczce wystartuję w memoriale Janusza Kuliga i Mariana Bublewicza.
- Jakim autem będzie się Pan ścigał?
- Mitsubishi lancer. Na słabszej funkcji ma około 360 koni mechanicznych, a na mocniejszej - 390. Ale to nie jest moje auto, pożyczam od znajomego. Zdarzało nam się już nim jeździć, tak amatorsko, po różnych torach. Wiadomo, że samemu ciężko byłoby kupić takie auto, a potem jeszcze je utrzymać. A że mogę pożyczać, to wyszło najtaniej. Do tego akurat ten pojazd dobrze czuję.
- Skąd pomysł na rajdy?
- To taka odskocznia, którą według mnie każdy powinien mieć. Jeden lubi, powiedzmy, szybowce czy modele, inny maluje obrazy lub słucha muzyki, a ja interesuję się rajdami. Nie można żyć samymi skokami, bo wtedy człowiek by zwariował. Moją pasją są samochody, chociaż oczywiście w trakcie sezonu żaden rajd nie wchodzi w grę. Teraz to jednak nie koliduje z zawodami czy treningami, więc spełniam swoje kolejne marzenie.
- Zdarza się, że wstaje Pan w nocy, włącza telewizor i ogląda zawody?
- Zdarzało się niejeden raz. A jeśli nie mogę obejrzeć zawodów w telewizji, to wszystkie rajdy WRC nagrywam. Śledzę wyniki, do tego, jeśli tylko mam czas, jeżdżę kibicować na żywo.
- A jeśli zdarzy się awaria, to sam zagląda Pan pod auto?
- Jeśli chodzi o mechanikę, to troszkę słabiej mi to wychodzi, ale wiadomo, zmiana kół jest już dopracowana do perfekcji, tylko jeszcze z czasem można byłoby zejść bliżej wyników mechaników z Formuły 1 (śmiech).
- W trakcie kiepskiego sezonu nie chodziło po głowie, żeby na stałe rzucić narty w kąt i przesiąść się do auta?
- Nie, bo to tylko i wyłącznie hobby. Maciej Kot to przede wszystkim skoczek, narty są na pierwszym miejscu.
WIDEO: Skoczek Maciej Kot przesiada się do 360-konnej maszyny
Autor: Przemysław Franczak, Gazeta Krakowska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?