Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Palczewski: W Lechu jest większa presja, ale miałem doświadczenie z Cracovii

Jacek Żukowski
Jacek Żukowski
Maciej Palczewski (trener bramkarzy Lecha Poznań)
Maciej Palczewski (trener bramkarzy Lecha Poznań) lechpoznan.pl
Maciej Palczewski, były trener bramkarzy Cracovii. rok temu przeniósł się do Lecha Poznań i już w pierwszym sezonie świętował z tym klubem mistrzostwo Polski. Rozmawialiśmy z nim jeszcze przed decyzją Macieja Skorży, trenera Lecha, o odejściu z klubu.

Ma pan już wszystko w krajowej piłce – Puchar Polski, Superpuchar i mistrzostwo. W polskiej piłce osiągnął pan wszystko co można?

Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Dotarło to do mnie, gdy przypieczętowaliśmy mistrzostwo. Naszła mnie taka refleksja, że sport nie lubi samozadowolenia. Zaraz się zaczną nowe wyzwania, trzeba będzie oczekiwania spełniać, trzeba zejść na ziemię i myśleć o tym, co będzie jutro, bo to co było wczoraj, już się nie bardzo liczy. Na razie delektujemy się mistrzostwem, ale po urlopach będą nowe wyzwania. Pracowało się z meczu na mecz i patrzyło, co dalej. Końcówka sezonu była nerwowa, bo było coraz bliżej tego celu.

Gdy szedł pan do Lecha, to pewnie nikt nie ukrywał pragnienia, by zdobyć mistrzostwo na 100-lecie.

Tak, trener Skorża powiedział to na konferencji, że celem jest dublet. Nie udało się nam wygrać Pucharu Polski, ale dotarliśmy do finału. Zdobyliśmy upragnione mistrzostwo i smakowało ono na pewno dobrze.

Wcale nie było tak łatwo sięgnąć po tytuł. Po pierwszej rundzie można było was typować na faworyta, ale wiosna zaczęła się z problemami i w pewnym momencie straciliście pole position. Wcale to nie było takie proste.

Najlepiej podsumował to trener Skorża, że był to jego czwarty tytuł mistrza Polski i najciężej wywalczony. Zarówno Raków jak i Pogoń nie dały nam spocząć na laurach, cały czas naciskały, czasem wyprzedzały. Gdy przyszło do finału, to musieliśmy pokazać, że stać nas na to mistrzostwo, że jesteśmy jego godni. Nie było łatwo, w pewnym momencie to nie zależało od nas, ale myśmy wygrali sześć meczów z rzędu więc wiedzieliśmy, że jak wygramy, to prawdopodobnie da nam to mistrzostwo. Raków musiał stracić jednak punkty i stracił je z Cracovią. Byłem bardzo zadowolony, że to akurat Cracovia odebrała mu punkty. Ale solidarnie odebrała wszystkim, bo także Pogoni i nam.

Co napisał pan w SMS-ie trenerowi Zielińskiemu po remisie „Pasów” w Częstochowie?

Że dziękuję i gratuluję mu ważnych punktów. Podziękowałem, że dali radę. Nie byłem nerwowy przed meczem, wiedziałem, że Cracovia zrobi wszystko, by wygrać bądź zremisować. Grała dla siebie, ale wiadomo, że jest związana też z Lechem kibicowsko, piłkarze pewnie woleli, by to Lech zdobył mistrzostwo. Natomiast na boisku nie ma to żadnego znaczenia, musiała zrobić swoje. Odwiedziłem też chłopaków i trenera z Cracovii, byłem w klubie, podziękowałem im osobiście. Pomogli całemu Lechowi.

A dla pana to był najlepszy rok w pracy trenerskiej?

Najtrudniejszy, bo trzeba było wyjechać z Krakowa. Jeśli chodzi o względy zawodowe, to ostatnie 6 tygodni sezonu były bardzo ciężkie, ciśnienie wzrastało. Jeśli chodzi o sprawy życiowe to było to ciężkie. Byłem bez rodziny, żona z córką musiała zostać w Krakowie, ale daliśmy radę.

A jak będzie w kolejnym sezonie?

Myślę, że ten sezon będę sam, a potem będziemy się zastanawiać, co dalej.

Co te przenosiny do Poznania dały panu pod względem zawodowym?

Nie byłoby możliwości pracy w Lechu, bez doświadczeń z Cracovii. Były ciekawe sprawy zawodowe, zarządzanie grupą. Samo obcowanie z wielkim klubem, zmaganie się z presją było ogromnym doświadczeniem. W stosunkowo młodym wieku, 40 lat. Jak na trenera udało się to zrobić w miarę szybko. Ale nie delektuję się tym.

Trudniej się pracuje w Lechu?

Każdy klub ma swoją specyfikę. W Cracovii też się trudno pracuje, bo po drugiej stronie Błoń jest przeciwnik i zawsze będą cię porównywać do Wisły, jest korespondencyjna walka. Z kolei w Lechu tego nie ma, ale jest trochę większa presja. W ciągu roku nie odczuwałem jednak nadmiernego stresu. Pewnie bez tych doświadczeń wcześniejszych, odczuwałby presję, a mając już doświadczenie w ekstraklasie inaczej to odbierałem. Bardziej się koncentrowałem, by zrobić swoje, na pracy, niż na otoczce. Ale kibice są fantastyczni. Na stadionie było ponad 40 tys. ludzi, można było poczuć większą piłkę. Fajnie by było, gdyby na „Pasy” chodziło na każdy mecz po 12 tys.

Miał pan w Lechu dwóch bramkarzy, bardzo wyrównanych. Filip Bednarek zagrał w 20 meczach, Mickey van der Hart w 14. Czy miał pan duże dylematy przed każdym meczem, na kogo postawić, czy jak ktoś już wpadł w trans, to było łatwiej?

Podobnie jak w Cracovii. Gdybym nie miał doświadczeń z pracy w niej, pewnie nie wiedziałbym, jak działać.

Ale w Cracovii w poprzednim sezonie więcej bronił Karol Niemczycki, bo był młodzieżowcem, niż Lukas Hrosso. To było języczkiem u wagi.

Nie do końca. Na początku tak było, ale grał, bo był dobry. Na pewno na początku miało to jakieś znaczenie, a później nie wydaje mi się, by miało to aż tak duże znaczenie.

A w Lechu te wybory były trudniejsze?

Na pewno tak. To są bardzo wyrównani zawodnicy. Każdy miał swoje atuty więc nie było to łatwe. W końcówce była większa presja, człowiek się więc nad tym mocniej zastanawiał.

Ostateczną decyzję podejmował trener Skorża?

Zawsze on podejmował decyzję. Zresztą w Cracovii było podobnie za trenera Zielińskiego czy Probierza. Dyskusje były burzliwe, były debaty. Zawsze uważałem, że ostateczne zdanie miał pierwszy trener. Nie ma co się na to obrażać. Czasem trener słuchał moich uwag, czasem nie.

Oglądał pan mecze Cracovii?

Każdy.

Miał pan teraz komfort, patrząc na to, kto broni, nie musiał pan podejmować decyzji, kto ma bronić. Mógł pan oglądać mecze bez emocji.

Cracovię zawsze oglądam z emocjami, bo chciałem, by wygrywała, oprócz meczu z Lechem. A kto został wyznaczony do bramki, to już nie była moja broszka, Marcin Cabaj dobrze sobie radzi.

Ma pan satysfakcję widząc w bramce Niemczyckiego, Hrosso, Filipa Majchrowicza, Grzegorza Sandomierskiego, Macieja Gostomskiego, z którymi pan pracował, że bronią w ekstraklasie?

Z większością z nich mam kontakt. Jest to dla mnie satysfakcja, że kilku chłopaków jest w ekstraklasie. Jedni radzą sobie lepiej, drudzy gorzej.

Macie kontakt?

Cały czas. Nie wtrącam się jednak w sprawy szkoleniowe, mają swoich trenerów, robotę do wykonania, nie wtrącam się. Nasze kontakty są czysto towarzyskie.

Golkiperom Lecha też puszczał pan filmy z paradami bramkarskimi?

Tak, każdemu kogo innego, bo jest różna specyfika. Puszczam więc dobre i złe interwencje bramkarskie, najlepiej uczyć się na cudzych błędach. Nieważne, co puszczam, najważniejsze jest mistrzostwo.

Dla pana reprezentacja Polski będzie celem za jakiś czas?

Ciężkie pytanie… To się okaże. Jak będzie propozycja, jak będzie możliwość, to się będę nad tym zastanawiał. Nie myślę na ten temat aż tak dalekosiężnie, w piłce różnie bywa.

Ale marzenia na pewno pan ma.

Tak, ale by wszyscy byli zdrowi. Do tej pory nie zastanawiałem się nad tym, co, gdzie, jak będzie, gdzie bym chciał być, teraz myślę o tym, jak przygotować się z Lechem najlepiej do rozgrywek europejskich i to jest najważniejsze, a co będzie za rok, dwa? Gdyby mi ktoś powiedział trzy lata temu, że z Cracovią uda się wygrać Puchar Polski i Superpuchar i mistrzostwo z Lechem, to bym zapytał, czy ten człowiek na pewno dobrze się czuje? Wygrywając PP z Cracovią, to siedząc na stadionie w Lublinie już wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał z „Pasów” odejść.

Wykonując zawód trenera nie jest pan panem własnego losu. Taka sytuacja panu nie przeszkadza?

Gdyby mi przeszkadzała, to bym nie mógł być trenerem. Dlatego rodzina nie przeprowadziła się do Poznania, bo w każdej chwili może być taka sytuacja. Wszyscy wygrywamy, wszyscy przegrywamy. A zawodu już nie zmienię. Ten zawód ma cienie i blaski.

Działa pan dalej w szkółce bramkarskiej?

Marcin Cabaj wziął to na siebie. To znakomity wspólnik, a ja czasowo nie jestem w stanie mieć nad tym pieczy.

Nie będzie derbów Krakowa w ekstraklasie. Pana zaskoczyła ta sytuacja, że Wisła znalazła się w trójce spadkowiczów?

Na pewno mnie zaskoczyła i powiem, że chciałbym, by były te derby. Pierwsze na co się patrzyło po opublikowaniu terminarza, to kiedy są derby. One wyzwalają adrenalinę. To fajna rywalizacja o miejsce w lidze. Jestem więc zaskoczony.

Dla Lecha najgorętszym meczem było spotkanie z Legią.

Tam są derby Polski, a dla mnie derby to derby miasta. Mecz z Wartą nie wywołuje napięcia wśród kibiców czy piłkarzy. Warta jest traktowana jak siostra, jest bardziej przyjacielsko, nie ma większych animozji.

Przechodząc do Lecha miał pan pewne wyobrażenie o tym klubie, o pracy w nim. Czy coś pana zaskoczyło?

Zaskoczyła mnie feta po mistrzostwie. To co się działo po ostatnim meczu, nasz przejazd autobusem. Te obrazki zostaną mi do końca życia, to było niesamowite. Wiedziałem, że będzie święto, ale to co kibice zrobili, to przeszło moje oczekiwania. Ze stadionu pojechaliśmy na teren Targów Poznańskich. Stworzyliśmy fajną rodzinę ze sztabem i piłkarzami. Oni potrafili schować swoje ego do kieszeni i poświęcić się dla zespołu. To jak się poświęcali dla zespołu może mnie nie zaskoczyło, ale napawa to dumą. Każdy wiedział o co i dla kogo gramy.

Teraz czas na kolejne wyzwania. Historia uczy, że ciężko pogodzić grę w lidze i pucharach.

Tak, oczywiście, zobaczymy, jak będzie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Maciej Palczewski: W Lechu jest większa presja, ale miałem doświadczenie z Cracovii - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski