Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Szumowski nie żyje

Redakcja
Maciej Szumowski nie żyje. Dopiero żegnaliśmy Jego żonę Dorotę Terakowską, zmarłą ledwie 4 stycznia - teraz On… Tak, chorował, ale może i prawdą jest, co mówi jeden z przyjaciół, że po śmierci żony, mimo raptem 64 lat, stracił do życia ochotę…

Wspominając Maćka

   Maciej Szumowski - legenda dziennikarstwa, autor reportaży, reżyser filmów dokumentalnych, felietonista, redaktor naczelny, który prowadząc przez 13 miesięcy i 13 dni "Gazetę Krakowską" uczynił z niej fenomen na skalę nie tylko Polski.
   Jego początki dziennikarskie wiążą się ze studiami polonistycznymi na Uniwersytecie Jagiellońskim, a i "Kolumną Studencką" na łamach "Dziennika Polskiego". A potem współtworzył "Kurier Akademicki", z którego powstało nieistniejące już, jakże ważne dla kultury i publicystyki lat 70., pismo "Student". Wtedy już Szumowski realizował w telewizji swoje słynne reportaże "Polska zza siódmej miedzy" - to za nie otrzymał najwyższą dziennikarską Nagrodę im. B. Prusa, przyznawaną przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Po latach odbierze ją ponownie - za redagowanie "Gazety Krakowskiej".
   To właśnie "Student", dwutygodnik w owym czasie niepokorny, w styczniu 1981 r. przyznał swą nagrodę honorową _Maciejowi Szumowskiemu - człowiekowi myślącemu i nieobojętnemu - za bezkompromisowość i konsekwentne upominanie się w całej działalności o właściwy sens pojęć: prawda, sprawiedliwość, socjalizm, czego wyrazem są Jego reportaże telewizyjne i felietony; za "Gazetę Krakowską" - której od paru miesięcy jest naczelnym - będącą praktyczną realizacją ideałów przywróconych w Sierpniu. _I z tej okazji poprosił swego laureata o wywiad.
   Oczywiście za taką postawę płacił Szumowski to niemożnością publikowania, to kręcenia filmów. Andrzej Wajda zaproponował mu napisanie scenariusza filmu, także realizację, o dziennikarzu skazanym na milczenie… Powstał tylko scenariusz.
   W czasie posierpniowej odnowy był Maciej Szumowski synonimem dziennikarza niezależnego, takiego, który umiejętnie rozpychał w ramach ówczesnego systemu propagandy, podległej monopartii i cenzurze, granice tego, co wolno prasie. A przecież redagował dziennik będący w ówczesnym modelu prasy organem tejże Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej - i uczynił go jednym z najbardziej wiarygodnych tytułów w Polsce. Gazetą, po którą od rana stały kolejki, za którą w głębi kraju płacono cenę kilkadziesiąt razy wyższą.
   A potem nastał stan wojenny i Szumowski został zwolniony z "Gazety" i przez kilka lat objęty był zakazem druku. Jako stróż nocny i palacz współpracował z mediami wydawanymi poza oficjalnym obiegiem.
   W 1989 r. włączył się w akcję propagandową "Solidarności", a potem stał się współzałożycielem i autorem "Czasu Krakowskiego", skąd, widząc, iż pismo idzie nie w jego kierunku, się wycofał, by zająć się produkcją telewizyjną. Nakręcił m.in. "Polski poślizg kontrolowany", nagrodzony potem nagrodą Pryzmat przez Leszka Balcerowicza za umiejętne przybliżanie telewidzom reformy gospodarczej.
   18 kwietnia Maciej Szumowski skończyłby 65 lat.

   STEFAN BRATKOWSKI, dziennikarz: - Maciek był postacią niezwykłą. W ciągu paru tygodni, z martwej, regionalnej gazety partyjnej zrobił, w roku 1980, najważniejszy dziennik w kraju, cytowany w prasie europejskiej i mediach światowych. Był człowiekiem wszelkich możliwych talentów, jakie może reprezentować dziennikarz. Robił znakomite filmy dokumentalne, a gdyby mu dano szansę - robiłby i filmy fabularne. Był świetnym felietonistą, za młodu znakomitym reporterem, a co najważniejsze, był człowiekiem, na którego mądrość i uczciwość w czasach próby można było liczyć. Wiadomość o jego śmierci przygniotła mnie na swój sposób, ponieważ był to jeden z nielicznych już, najbliższych, żyjących moich przyjaciół, niezawodnych i pełnych uroku osobistego.
   ARTUR JANICKI, reżyser filmowy: - Maciek umiał słuchać ludzi. Przyszedł do telewizji pod koniec lat 60. z czasopisma "Student". Jeszcze w 1968 roku jako przedstawiciel "Studenta", na wizji, w specjalnym programie, rozmawiał ze zbuntowanymi studentami. A potem zaczął robić filmy - choć nie miał żadnego zawodowego przeszkolenia w tym kierunku - w tym rewelacyjną serię "Polska zza siódmej miedzy". Te filmy były amatorskie pod względem świeżości, ale w żadnym stopniu nie były kiepskie warsztatowo. Maciej Szumowski jest właściwie twórcą szkoły "gadających głów". W jego wykonaniu, kiedy słuchało się ludzi, którzy mówili szczerze do kamery, było to odświeżające, tak formalnie, jak i merytorycznie. To jest po prostu kawał rzeczywistości z tamtych lat zapisanej na taśmie. Tak Maciek wszedł natychmiast w zawód i stał się od razu najlepszy, przyczyniając się do tego, że w Krakowie powstała grupa dokumentalistów, którzy usiłowali podobnie jak on pokazywać - na ile to było możliwe - rzeczywistość.
   Maciek był serdecznym człowiekiem, który umiał się przejąć każdą sytuacją. Wielu ludziom pomagał. Położył rękę na ramieniu, przygarnął, powiedział dobre słowo. Ale zawodowo był "brzytwą". Pamiętam, że nikt na mnie tak nie nawrzeszczał i mnie tak nie zganił jak on, gdy ujrzał mój 7-minutowy materiał, do którego się nie przyłożyłem. Jeszcze w stanie wojennym chodziliśmy do niego grupami i pojedynczo, aby się spytać, jak powinniśmy postąpić, co powinniśmy zrobić. Był autorytetem, przewodnikiem…
   KRZYSZTOF KONARZEWSKI, realizator Ośrodka TVP w Krakowie: - To było jeszcze w latach 60., krakowski ośrodek telewizji sąsiadował wraz z radiem w pałacyku na ul. Szlak i tam właśnie Maciek zrealizował swój pierwszy program. Była to opowieść o dwóch zwaśnionych przysiółkach podkrakowskich, Maciek odwiedzał je z kamerą, a potem w amfiteatrze na tyłach pałacyku posadził przedstawicieli zwaśnionych, skierował na nich przez oko kamerę, a może dwie, i już na żywo prowadził ten program, przedzielany filmikami z telekina. I doprowadził obie strony do ugody. Jeśli mnie pamięć nie myli, był to bodaj pierwszy program zatytułowany "Polska zza siódmej miedzy". I już wówczas, mimo ubogiej techniki, Maciek usiłował wprowadzić nową jakość w telewizji, jakiś oryginalny pomysł, pragnąc przy tym, by jego dziennikarstwo miało głęboki sens. Dowodził tego potem jako naczelny "Gazety Krakowskiej", kiedy znów starał się, już w mikroskali, doprowadzić do porozumienia…
   LESZEK MAZAN, dziennikarz: - Był piekielnie inteligentny i lubiany. Tak było zawsze: w Domu Studenckim "Żaczek", od którego wszystko się rozpoczyna, w "Kurierze Akademickim", w porze "Kolumny Studenckiej" w "Dzienniku Polskim". W każdym okresie życia - od zwariowanych lat studenckich zaczynając, potrafił przyciągać ludzi i gromadzić ich wokół czegoś sensownego.
   Po raz kolejny spotkaliśmy się w TV Kraków, w początkach krakowskiego ośrodka, jeszcze na Szlaku. Do TV ściągnął nas Czuma; Maćka z Bielska, gdzie wtedy przystanął i pisywał w "Kronice Beskidzkiej", mnie z "Dziennika Polskiego". A czas zaraz zrobił się ciekawy: rok 1968, marzec.
   W TV była "Polska zza siódmej miedzy" - cykl reportaży Maćka, który rzucił na kolana wszystkich. No, może nie cenzurę, ale Maćka trudno było ocenzurować. Kolejne reportaże szły na antenę wprost z Krakowa, nieoglądane wcześniej przez Warszawę, miały status materiału aktualnego, tworzonego na gorąco. I rzeczywiście; nie sposób zapomnieć Andrzeja Wiernika, który w trakcie emisji czytał pod film wstawki tekstów sukcesywnie donoszone mu przez Maćka. I nie da się zapomnieć tych tekstów zawsze wpasowanych w całość, operujących skrótem myślowym zamkniętym w doskonałej polszczyźnie. Miał felietony w Kronice TV w czasach, gdy cenzurowano od akapitu do kropki, felietony Maćka chodziły obok cenzury, misternie opakowane w prawo słowa mówionego, aktualnego, z ostatniej chwili. - O czym będzie dzisiejszy felieton? - dopytywał dyżurny cenzor. - O potrzebie dyskusji - padała niezmienna odpowiedź. To określenie weszło na długo w obieg towarzysko-zawodowy.
   …i był Maciek przede wszystkim człowiekiem; dobrym, uczciwym wobec życia, wobec ludzi, wobec zawodu. Strasznie żal…
   TADEUSZ PIKULICKI, dziennikarz:- Maciej Szumowski ustanowił nowe standardy dziennikarstwa. Pokazał, że człowiek uczciwy, prawy i odważny nawet w takich warunkach, jakie panowały w PRL-u, może robić gazetę, która będzie wiarygodna i chętnie czytana. To było złamanie pewnej konwencji. Maciej Szumowski - i to jest chyba najistotniejsze - pokazał rzeszy młodych dziennikarzy, że w tym zawodzie można być uczciwym i prawym.
   W stanie wojennym grupę dziennikarzy wyrzucono z pracy z zakazem publikacji. Zasługą Maćka było stworzenie gazety mówionej. Myśmy gazety nie przestali wtedy redagować. Spotykaliśmy się u niego w domu i wciąż robiliśmy gazetę.
   Potem przyszedł rok 1989. Maciek stanął na czele grupy, która miała zrobić kampanię wyborczą. I zrobiliśmy ją błyskotliwie. Właśnie dlatego, że przez lata Maciek uczył nas najprostszych prawd, które w tym zawodzie są niezwykle istotne: rzetelności i odwagi.
   Dla mnie to najważniejszy człowiek, jakiego spotkałem w życiu. Jest moim mistrzem.
   ZBIGNIEW REGUCKI, dziennikarz:- Maciek zabłysnął reportażem z wydarzeń marcowych, opublikowanym w jednym z pierwszych numerów "Studenta". Tak się złożyło, iż w tym okresie mieszkaliśmy po sąsiedzku przy ul. Skarbińskiego. Tam, w niewielkiej kawalerce, Maciek pisał najwspanialsze scenariusze do słynnego cyklu "Polska zza siódmej miedzy". Robił to najczęściej w łazience, bo miejsca już więcej w domu nie było - i zawsze w ostatniej chwili.
   Na początku lat 70., kiedy Maciek miał pozycję bardzo zdolnego dziennikarza, namówiliśmy go i zaczął pisać felietony w "Gazecie Krakowskiej". Miał przez nie kłopoty z cenzurą, która nie dopuszczała jego śmiałych i oryginalnych myśli. Zawsze staraliśmy się znaleźć kompromis, żeby tekst jednak opublikować. Dlatego pisał na ostatnią chwilę, o godzinie dziewiątej wieczorem, gdyż nie było już czasu na ingerencję. Był najlepszym dziennikarzem "Gazety Krakowskiej" i dlatego w listopadzie roku 1980 zarekomendowałem go na naczelnego.
   Po niedawnej śmierci Doroty Terakowskiej byłem z Maćkiem w stałym kontakcie. Jeszcze w piątek rozmawialiśmy dwie, trzy godziny. Bałem się, by nie popadł w depresję. On jednak mówił o córkach Małgosi i Kasi, o synu Wojtku, o swoich dalszych planach. Był nastawiony, iż trzeba dalej żyć i pracować. Niestety, wciąż palił dużo, za dużo… To było silniejsze od niego. Umówiliśmy się na poniedziałek na godzinę 14.
   Był to jeden z najwybitniejszych dziennikarzy nie tylko Krakowa, ale i Polski. Nie mogę przyjąć, że nie ma go już między nami.
   JERZY SADECKI, dziennikarz:- Najbardziej charakterystyczną cechą Maćka było to, że osobistą skromność, dziennikarską uczciwość i wrażliwość łączył z wysokim profesjonalizmem, odwagą i pasją dociekania prawdy. Widać to było we wszystkim, co robił. Jako felietonista, redaktor naczelny, twórca telewizyjnego dokumentu. Takich ludzi rzadko się spotyka. Był niezwykłym szefem. Jego niekwestionowany autorytet, jaki miał w zespole "Gazety Krakowskiej" w latach 1980-1981, wynikał nie z funkcji naczelnego, ale z wysokich umiejętności i nowej wizji gazety, do której potrafił nas porwać. Dzięki niemu przeżyliśmy niezwykłą przygodę dziennikarską. Zawsze będzie dla mnie mistrzem i punktem odniesienia jako dziennikarz i jako człowiek.
   ZBIGNIEW ŚWIĘCH, dziennikarz:- Bardzo trudno pozbierać myśli i wspomnienia w chwilę po usłyszeniu tej strasznej wiadomości. Pięć lat studenckich w akademiku, w bezpośrednim sąsiedztwie; wspomnienia wesołkowate, a to chyba nie moment, żeby je przypominać. Niedawno znalazłem stary list. Maciek pisał z Bielska, gdzie pojechał po studiach i zaczął pracować w "Kronice Beskidzkiej", że dusi się i chciałby znaleźć pracę w Krakowie… Niebawem Mietek Czuma ściągnął go do TV. W połowie 1970 r. i ja dołączyłem do tej paki telewizyjnej, którą tworzyli koledzy z lat studiów i z prasy studenckiej.
   Jako studenci wydawaliśmy "Kurier Akademicki" - jedno-
dniówki i okresowo "Kolumnę Studencką" w "Dzienniku Polskim". Potem "Kurier Akademicki" stał się periodykiem i pierwszym redaktorem naczelnym wybraliśmy Maćka Szumowskiego. To był zalążek "Studenta".
   Był człowiekiem pozostającym w pamięci, lojalnym w przyjaźni, zawsze otwartym na to, co dzieje się dookoła, dalekim od zapatrzenia się w warsztat własny i najbliższej rodziny - choćby najświetniejszy. Trudno, bardzo trudno mówić o nim w czasie przeszłym.
(AMS, AN, JOC, KR, RS)

Dziennikarz musi o prawdĘ walczyĆ nie tylko piÓrem

- mówił Maciej Szumowski w 1981 roku
   - Po prostu dziennikarstwa w Polsce nie da się uprawiać tylko i wyłącznie na zasadzie fachu czy rzemiosła intelektualnego. Dziennikarz, jeśli chce naprawdę przekraczać pewne bariery narzucone przez politykę, to bez przerwy musi być trochę społecznikiem, trochę człowiekiem, który ryzykuje, trochę maniakiem, który wikła się w przebijanie i torowanie sobie drogi. Nie istnieje swoboda wyrażania myśli, która daje miejsce dziennikarzowi, miejsce inteligentnego komentatora, błyskotliwego felietonisty, człowieka z boku, który myśleniem sprawia jakiś postęp, który sprawia go swoimi poglądami. W Polsce dziennikarz wciąż jest wikłany w sytuację, że będąc dziennikarzem piszącym, równocześnie, chcąc czy nie chcąc, zaczyna być postacią społeczną, nawet społecznikowską. I to nie dlatego, że on jest altruistą, że on tak chce. Tylko, żeby sobie torować drogę do pisania, musi wchodzić w zwarcia, nawet a może przede wszystkim polityczne. I ta specyfika polskiego dziennikarstwa, niestety, jest smutna. Choć można z niej zrobić wartość, gdyby chcieć tę cechę wykorzystać. Są przecież dziennikarze tacy jak Stefan Bratkowski i wielu innych, którzy nie splamili swej postawy i zachowali czystość myślenia. Gdyby umieć z tego świadomie zrobić wartość. Inaczej: gdyby politycy umieli z tego zrobić wartość. Gdyby umieli z tej cechy, już pomijam jej genezę, skorzystać, to byłoby dobrze. Niestety. Jeszcze raz podkreślam, że jeśli dziennikarz chce u nas napisać trochę prawdy, to musi o tę prawdę walczyć nie tylko piórem. I smutne jest to, że czasami więcej traci się na to przebijanie przez bariery polityczne i społeczne zamiast przebijania intelektualnego.

Milczałem, bo chciałem milczeć

   Za czasów prezesury Szczepańskiego przez kilka lat milczałem, bo chciałem milczeć. Przecież mogłem robić mnóstwo programów, ale robiłem tylko to, co uważałem, że nie plami mi rąk w tym zawodzie… Mogłem przecież robić propagandę sukcesu i kłamstwa, tyle ile bym chciał. Mogłem być bez przerwy na antenie i gdybym to robił sprytnie, to dzisiaj nadal byłbym na antenie i nikt by mnie za to nie rozliczał, bo jakoś nikt nie rozlicza Szczepańskiego za telewizję, tylko za rzekome złodziejstwo czy prawdziwe nadużycia. Natomiast jeśli milczałem, to świadomie… Fakt, że mogłem utracić zawód, bo za milczenie w ważnych sprawach, według tamtych kryteriów, politycznych, za niezabieranie głosu, za niedodanie się do tamtej polityki, można było po prostu stracić zawód.

Godność osobistą zawsze starałem się chronić

   Przecież ja też codziennie się boję, żeby ta granica kompromisu nie została przeze mnie przekroczona. Żebym jakoś tę godność osobistą, którą zawsze starałem się chronić, nawet za cenę milczenia, za cenę utraty zawodu, zachował. Żebym teraz po tylu latach, będąc naczelnym, tej granicy kompromisu nie przekroczył, żebym po prostu nie stracił twarzy, już nie dziennikarza, ale człowieka. Zresztą tutaj nie ma nawet o co pytać. Po prostu musimy się w tej prasie polskiej wspierać. Czynić tak, żebyśmy prasą mogli pomagać społeczeństwu. Temu nurtowi myślenia, który ma iść do przodu, który ma ten kraj wyprowadzić z kryzysu. I tutaj jest to kwestia tego, po której stronie staniesz, co napiszesz. I jest czas wyboru, może wyjątkowy w historii powojennej, w którym trzeba się określić. Pytacie o tę granicę kompromisu dzisiaj. Jeśli będzie taka, którą ja uznam za niemoralną, jeśli zostanie przekroczona, to po prostu nie będę redaktorem naczelnym, może nawet dziennikarzem.
   Fragmenty wywiadu ze stycznia 1981 roku, opublikowanego w nr. 3 dwutygodnika "Student"(KR)

NIGDY SIĘ ZE SOBĄ NIE NUDZIMY…

tak pisała o Macieju Szumowskim jego żona, pisarka Dorota Terakowska:
   Mój mąż - Maciej Szumowski. To już... 32 lata (jak jesteśmy ze sobą)! Nigdy się ze sobą nie nudzimy, mimo że ja lubię czytać np. "Diunę" czy "Czarodzieja z Archipelagu", "Władcę Pierścieni", "Mistrza i Małgorzatę" - a on głównie Simone Weil. Kto go zna, to zna (bardzo dużo nagród dziennikarskich za różne cykle telewizyjne, np. "Polska zza siódmej miedzy"; rzeczywiście sławny redaktor naczelny sławnej w 1980/81 "Gazety Krakowskiej" - wyrzucony w stanie wojennym z wielkim hukiem; w 1989 r. był szefem medialnej kampanii wyborczej "Solidarności" - ale to już 11 lat temu!). Bardzo wymagający, perfekcjonista - boję się dawać mu do czytania moje książki - więc... nie daję. Ale czyta wszystkie recenzje. I co jakiś czas pyta: "Ale czemu akurat baśnie?". A ja: "A czemu nie, skoro pisząc baśnie, w sumie opisuje się nasz świat?". Cała rodzina bardzo mu ufa i to on daje nam poczucie bezpieczeństwa samym swoim istnieniem.
   Z internetowej strony Doroty Terakowskiej: terakowska.art.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski