Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciek zawsze inspirował innych. Teraz chcą mu się za to odwdzięczyć

Piotr Drabik
Piotr Drabik
Damian Grela (z lewej) i Maciek Tomaszewski (z prawej) spędzili w swej podróży życia sześć miesięcy
Damian Grela (z lewej) i Maciek Tomaszewski (z prawej) spędzili w swej podróży życia sześć miesięcy Fot. archiwum prywatne
Ludzie. „Będę jeździł po świecie. Jestem Maciek. Z Polski” - tak 23-letni student z Krakowa rozpoczął relację ze swojej najdłuższej i - jak się później okazało - ostatniej wyprawy autostopem. Po jego tragicznej śmierci w Tajlandii rodzina chce wydać książkę o życiu podróżnika.

Na pierwszym planie młody chłopak z brodą, pod krawatem. Za nim polski ambasador w Bangkoku, rozmawiający z gośćmi przyjęcia w jednym z hoteli w stolicy Tajlandii. To zdjęcie Maćka Tomaszewskiego, który właśnie kończył staż w polskiej ambasadzie, okazało się jego ostatnim.

Kadr z imprezy Maciek zdążył jeszcze wysłać do swojego najlepszego przyjaciela Damiana. Następnie o godz. 1 w nocy wsiadł na skuter. „Jazda tutaj jest niczym gra komputerowa. Oczy dookoła głowy, manetka w opór i przeciskanie się każdą szczeliną pomiędzy różowymi taksówkami a dwupiętrowymi autobusami” - tak student z Krakowa opisywał prawo ulicy Bangkoku. Jednak w nocy z 29 na 30 kwietnia szczęścia mu zabrakło. Maciek nie przeżył zderzenia z samochodem osobowym.

- Początkowo nie martwiło mnie to, że brak z nim kontaktu - wspomina student Damian Grela, który z Maćkiem spędził ponad sześć miesięcy swojego życia. W tandemie spełniali swoje największe marzenie: podróż autostopem z Polski przez Iran, Indie i w końcu do Tajlandii. Podczas feralnej nocy Damian był w Nowej Zelandii, gdzie za ostatnie pieniądze poleciał do pracy, by podreperować swój dziurawy budżet.

- Jednak gdy przez kolejne godziny nie odpisywał, zacząłem się martwić. Dzwoniłem do jego polskiej opiekunki w Tajlandii, która też nic nie wiedziała. Nie dopuszczałem do siebie złych myśli - opowiada Damian. Również rodzina i przyjaciele Maćka w Polsce przyzwyczaili się, że chłopak odzywa się do nich co jakiś czas.

Praca za biurkiem go nie satysfakcjonowała

- Trzy dni przed wypadkiem mówił mi: „Mamo, mam 24 lata. Trzeba się w końcu wyprowadzić z domu. Czas się usamodzielnić” - wspomina ostatnią rozmowę z synem Marta Tomaszewska. Maciek miał do niej numer zapisany w telefonie pod nazwą „Fajna Marta”. - Zawsze mieliśmy bardzo dobry kontakt. Zwierzał mi się ze swoich problemów czy zawodów miłosnych - dodaje. Jednak tym razem syn nie zadzwonił.

- Do końca łudziliśmy się, że może został aresztowany i przez błędy urzędników źle go sprawdzono - opowiada przez łzy mama Maćka. Ostatnie nadzieje rozwiał jednak polski wicekonsul w Tajlandii. W ofierze wypadku na skuterze rozpoznał chłopaka, z którym miał okazję pracować przez ostatnie tygodnie. Dla Maćka staż w placówce dyplomatycznej był głównym celem wielomiesięcznej podróży.

- Praca za biurkiem w ambasadzie była dla niego zbyt stacjonarna. To nie było dla niego - wspomina Szymon Zioło, który miał okazję odwiedzić przyjaciela w Tajlandii przed wypadkiem. Nie ukrywa, że chaos, jaki zobaczył na ulicach zatłoczonego Bangkoku, przypra-wia o ból głowy. - Miałem w życiu jedynego prawdziwego przyjaciela i na pewno był nim Maciek. Cieszę się, że zdążyłem mu o tym powiedzieć przed jego śmiercią - wyznaje Szymon.

Bliscy Maćka mówią wprost, że jeszcze długo nie otrząsaną się po wydarzeniach tragicznej kwietniowej nocy. Mimo to chcą, aby jego postać, inspirująca wszystkich dookoła, została dobrze zapamiętana. Pomóc ma w tym książka opisująca nie tylko historię ostatniej wyprawy. A tylko po tej podróży absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego zostawił 500 gigabajtów zapisanych zdjęć, filmów i notatek. - Ostatni raz widzieliśmy go na przejściu granicznym ze Słowacją w Chyżnem. Kibicowaliśmy mu. Pierwszy kierowca zabrał go po 10 minutach - wspomina Marta Tomaszewska. Jak każda matka martwiła się o swojego syna.

Wierzyła, że Maciek urodził się pod szczęśliwą gwiazdą. - Pierwszy raz zabraliśmy go w podróż na kemping, nad morze do Krynicy Morskiej, gdy miał dwa latka. Nie myślałem wtedy, że zostanie kiedyś podróżnikiem - dodaje ojciec chłopaka - Dariusz. Wspomina, że syn jako dziecko zawsze chciał słuchać bajek z akcją i to najlepiej w odcinkach. Ponadto Maciek od najmłodszych lat szczególnie ukochał kolor niebieski.

Rodzina Tomaszewskich jest mocno związana z Teatrem STU. - Maciek pierwszy raz na scenie pojawił się jako mały chłopak, śpiewając piosenkę o kasztanach - wspomina mama chłopaka. Nie był on jednak zainteresowany aktorstwem. Szybko zaangażował się w ruch harcerski. A po latach doświadczeń sam uczył młodych adeptów skautingu na obozie na Pomorzu, gdzie miał pod opieką setkę dzieciaków.

Przykładem swojego życia inspirował innych

- Zawsze szybko się nudził, nie mógł usiedzieć w miejscu. Był uzależniony od adrenaliny. Z nauką nie miał problemów, ale na lekcjach broiliśmy. Maciek chodził nawet po parapetach pomiędzy kolejnymi klasami w szkole - opowiada o swoim bracie Adam Tomaszewski.

W przeciwieństwie do niego sam nie myślał nigdy o podróżach autostopem. Teraz jednak zmienił zdanie, by kontynuować pasję brata. - On zawsze mi dawał i nadal będzie dawał motywację do działania. Pokazał mi, że należy się cieszyć każdym dniem i żyć na całego - podkreśla Adam.

Maciek inspirował również swoich przyjaciół ze studiów. - Zawsze bałam się o niego, gdy gdzieś daleko jechał. To właśnie dzięki niemu pierwszy raz wyjechałam na stopa do Francji - wspomina Angelika Bartosik, która poznała Maćka na studiach.

Zawsze optymista, szczery, gotowy do pomocy w każdym momencie - tak został zapamiętany przez przyjaciół, którym zawsze dawał bodziec do działania. A pragnienie kolejnych przygód pchało go coraz dalej i dalej. Podróże stały się dla niego sensem życia.

- Maciek nie był zainteresowany Europą zachodnią, zawsze patrzył na wschód: Ukraina, Krym, Gruzja, Iran - wymienia Dariusz Tomaszewski. Rodzice wspominają, że syn zawsze starannie przygotował się do swoich wypraw - uczył się miejscowego języka, czytał blogi i pytał znajomych podróżników.

Maciek razem z przyjacielem Damianem tworzyli zgrany duet autostopowiczów. Początkowo zwiedzali za jeden uśmiech Polskę, ale ojczyzna z czasem zaczęła się robić coraz ciaśniejsza. Bałkany, Kaukaz aż w końcu wyprawa do Tajlandii. Każdy z nich miał inne pomysły na tę najdłuższą wyprawę. Maciek wolał jechać przez Azję Środkową, a Damian w kierunku Bliskiego Wschodu. - W końcu stanęło na tym, że ja poleciałem do Gruzji, gdzie przez Armenię dostałem się do Iranu. W Teheranie czekałem na Maćka, który dotarł tam stopem z Polski - wyjaśnia Damian.

Żeby mieć pieniądze, Maciek sprzedał nawet ukochanego, wysłużonego jeepa. - Przyjechał nim na naszą pierwszą randkę. Zaiskrzyło między nami od razu - wspomina Maja Wójcik, dziewczyna podróżnika. Poznali się przez internet i byli parą przez półtora roku.

- Autostopem jeździliśmy głównie po Polsce. W dalekiej przyszłości planowaliśmy wspólną podróż do Ameryki Południowej - zdradza dziewczyna. Podobnie jak rodzina Maćka ostatni raz widziała ona swojego ukochanego 2 listopada zeszłego roku, gdy ruszał w swoją najdłuższą podróż. W pokoju Maćka cały czas wisi mapa, na której sznurówką zaznaczona jest trasa podróży - z Polski przez Bałkany, do Iranu, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Omanu, Indii, Nepalu, Tajlandii.

Tatuaże i mural ku pamięci podróżnika

Swoimi przygodami razem z Damianem na bieżąco dzielili się z setkami internautów z całego świata. Swoją stronę na facebooku nazwali „Jana on tour”. Obserwowały ją setki internatutów z całego świata. Problemy z dotarciem do Dubaju, gościnność mieszkańców Iranu czy zjazd na nartach z Himalajów - za każdym razem duet podróżników mógł liczyć na wsparcie swoich wiernych fanów.

Maciek z każdego miejsca, w którym był, wysyłał do rodziny i przyjaciół kartki. - Te z Tajlandii wszyscy dostaliśmy 24 maja, czyli w dniu planowanego przyjazdu Maćka do Polski. Mi napisał, że zbliża się do końca swojej podróży - opowiada Angelika.

Na listy od swojego ukochanego czekała szczególnie Maja. - Zwłaszcza ten ostatni był bardzo długi. Maciek pisał w nim, że teraz czeka nas długie i spokojne życie - wyznaje dziewczyna. Dopiero po jego śmierci dowiedziała się, że ukochany miał już nawet kupiony dla niej pierścionek zaręczynowy.

- Każdy z nas myślał, że jak Maciek przejechał tyle tysięcy kilometrów, to już w Bangkoku nic nie może mu się stać - przyznaje ojciec chłopaka.

Planowana książką to niejedyny sposób, w jaki bliscy studenta chcą go upamiętnić. Rodzina i przyjaciele tatuują sobie na ciele igłę kompasu, ponieważ Maciek nie zdążył sobie zrobić takiego tatuażu (a miał zamiar).

Zaś na jednym z murów przy ul. Kazimierza Wielkiego można podziwiać wielkie graffiti ku czci Maćka. Zmarły student został na nim uwieczniony, jak łapie stopa, trzymając w ręku tabliczkę z celem jego ostatniej podróży - niebem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski