Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mądrość radcy Mazanowskiego

Leszek Mazan, dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog
Ćwierkają wróbelki od samego rana, że oto trzeba będzie znowu maszerować do szkoły. Mnie to niby nie dotyczy, ale wspomnienia są natrętne i nie zawsze należą do tych, o których można opowiadać nieletnim wnukom.

W czwartej klasie Szkoły Podstawowej im. Stanisława Konarskiego w Nowym Sączu nie znałem jeszcze złotej czeskiej zasady: „Nie wiesz – to się nie pytaj, wiesz – to się zapytaj”, więc na lekcji religii podniosłem palce i spytałem księdza, czy w Niebie są klozety. Ksiądz widać opacznie zrozumiał moje wątpliwości, bo powiedział, że takich jak ja powinny wyłącznie interesować wychodki w Piekle, a jeszcze potem wyraził nieprzepartą chęć spotkania z moimi rodzicami.

Przez następne lata żarły mnie wyrzuty sumienia, aż do chwili gdy dowiedziałem się, że inni bywali jeszcze gorsi. Chodzący podobnie jak ja (tyle że we Lwowie) do Gimnazjum im. Jana Długosza Kornel Makuszyński namawiał nawet wierszem do buntu przeciw katechecie: „Napróżno jędza/W ubraniu księdza/Z lodu nas spędza/U nas w b klasie/W zimowym czasie/Nikt mu nie da się”. Dalsze zwrotki ksiądz wypisał buntownikowi trzcinką „w miejscu, gdzie nikt nie zagląda, by pisać wiersze”. Jeszcze bardziej przerażającą historię opowiadał sam Sławomir Mrożek.

W Sukiennicach wisiał od dawien dawna obraz warszawskiego (oczywiście...) malarza Władysława Podkowińskiego „Szał uniesień”, przedstawiający nagą niewiastę na koniu; obraz dosłownie i w przenośni wyuzdany: siedząca na smolistym jak piekło rumaku ruda niewiasta nie używa uzdy! Znana tolerancyjność Krakowa pozwoliła, by po mieście krążyły reprodukcje tej ohydy. Na jedną z nich natrafił (był to rok 1951) pana Mrożkowy katecheta.

– Wchodzę z wiatykiem do mieszkania – opowiadał wzburzony uczniom „Nowodworka” – a tu nad łóżkiem umierającego wisi goła baba na koniu! Na jakie pokusy narażony był ów szykujący się na spotkanie z Panem nieszczęśnik!... No, co chcesz, ty w trzeciej ławce? – Myślę, proszę księdza – podniósł się z ławki Mrożek – że jeśli ta baba zdołała go podniecić, to jeszcze nie było z nim tak źle...

Spór o siłę oddziaływania ohydnego malowidła rozstrzygnęła podobno sama Opatrzność, pozwalając zgorszonemu choremu żyć długo i szczęśliwie. Najbardziej jednak znaną historią nauczycielskich niedoli była niewątpliwie sprawa braci Mazanowskich, która wydarzyła się w „krakowskim Eton” jak – z uwagi na obfitość sławnych absolwentów nazywano Gimnazjum Jana Sobieskiego.

Profesor owego zakładu, radca szkolny Antoni Mazanowski wraz z bratem Mikołajem napisał podręcznik literatury polskiej. Pewnego dnia uczeń, zbesztany za – zdaniem pana profesora – idiotyczne wypracowanie przyznał się, że przepisał je in extenso z książki pana radcy. Mazanowski podniósł okulary na czoło i zaczął uważnie porównywać zadanie z tekstem książki. – No tak – sapnął – ale to nie ja pisałem, to Mikołaj. Powiedzenie stało się sławne i używały go kolejne pokolenia uczniów „Sobka”. Idę o zakład, że z mądrości radcy Mazanowskiego będzie wcześniej czy później (raczej wcześniej) korzystał jeden z nich – obecny prezydent RP Andrzej Duda.

Mały Jojne z opowieści Wańkowicza gnębiony w chederze natrętnymi pytaniami o liczbę nóg chrabąszcza wystękał wreszcie: – Czy pan profesor nie ma większe zmartwienie? My nie zadawajmy takich pytań: jak sądzę, psują one nauczycielom niewątpliwą radość z powrotu do szkoły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski