Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Magda - MasterChef przyprawia potrawy pasją, sercem i uśmiechem

Barbara Ciryt
Barbara Ciryt
Magdalena Nowaczewska podczas zmagań w programie MasterChef
Magdalena Nowaczewska podczas zmagań w programie MasterChef Fot. Michał Stawowiak/TVN
Wola Filipowska. Zwyciężczyni telewizyjnego show Magdalena Nowaczewska jest mistrzynią w kuchni. Pokazała swój talent do gotowania. Zachwyca ją smak bratków, które porównuje do lodów waniliowych. Uwielbia zioła, lubi łączyć słodkie ze słonym, kwaśnym lub gorzkim

Jeśli zabiera się za gotowanie, to pierwszym, co bierze, jest pasja. To chyba cała tajemnica smaku bezkonkurencyjnych dań Magdaleny Nowaczewskiej, zwyciężczyni 5. edycji MasterChefa, kulinarnego show TVN-u.

- Nie startowałam, żeby wygrać, ale uwierzyć w swoje zdolności. To cenię najbardziej. Gdy w programie dostałam fartuch i zaczęłam gotować, byłam trochę przerażona, niepewna. Wtedy podszedł do mnie Michel Moran i powiedział: „Masz talent, uwierz w siebie”. Nie zapomnę tego. I nie zapomnę jeszcze jednego: że zważyłam sos na antenie - uśmiecha się Magda Nowaczewska, 29-latka z Woli Filipowskiej w gminie Krzeszowice. - Program traktuję jako pełną emocji przygodę i szansę na kulinarny start w życiu. Kocham gotowanie i wiem, że jest to miłość z __wzajemnością.

Niespełna tydzień temu widzowie poznali nową mistrzynię kuchni. Sama pani Magda do tytułu MastrerChefa przyzwyczaja się od dwóch miesięcy, bo wówczas skończyły się nagrania. Ona od tamtej pory oddawała się pisaniu książki kulinarnej „Z miłości do gotowania”, wydanej przez TVN. Nie tylko pisała, ale każdy z około 100 przepisów wykonała, by potwierdzić prawidłowość wyboru. - Bywało, że stałam przy kuchni po 12 godzin.

Dziś jest rozpoznawana wszędzie. W sklepie i na ulicy ludzie podchodzą, gratulują, proszą o wspólne zdjęcie. Pani Magda pozuje do tych zdjęć i uśmiecha się jeszcze piękniej niż w programie. Popularność jej nie zmienia.

- Chcę się uczyć, rozwijać, poznawać różne kuchnie i smaki. Mam oferty pracy na szefa kuchni, ale ja chcę popracować przy jakimś dobrym szefie, który poprowadzi mnie, zdradzi swoje tajniki, a ja do jego kuchni wniosę swój talent i pasję. Nieważne, gdzie to będzie. Spakuję się i pojadę na drugi koniec Polski albo do __innej części świata - mówi mistrzyni.

Może zostać celebrytką, być na fali, jednak to jej nie interesuje. - Ja tak nie potrafię, to nie moja droga - zastrzega. Nagrodę 100 tys. zł, zdobytą w programie, chce wydać na kształcenie.

Niełatwo zaciągnąć Magdalenę Nowaczewską do restauracji. - Jestem fanką gotowania w __domu - podkreśla. Jeśli w grę wchodzi romantyczna kolacja, to oczywiście do restauracji idzie. Jeśli ma ochotę na dobry stek, też wie, dokąd się udać. Jednak najbardziej lubi sama eksperymentować w kuchni, bo jest ryzykantką. Bywało, że jakąś potrawę musiała wyrzucić, ale nigdy jej to nie zniechęciło. Najbardziej lubi smaki swojej kuchni. Lubią je też rodzice, cztery siostry i brat. Na nich testuje dania, do nich ma zaufanie, bo szczerze oceniają jej poczynania.

Z zawodu jest inżynierem biomedycznym po AGH. Na uczelni zajmowała się biomateriałami. - To badanie materiałów do regeneracji kości lubiłam, ale nie kochałam. Kiedyś marzyłam o medycynie, jednak nie dostałam się. Zaczęłam studiować inżynierie biomedyczną i skończyłam to, bo już taka jestem: jeśli coś zaczynam, to robię do końca - zaznacza. Po studniach była m.in. przedstawicielem farmaceutycznym. W tym czasie rosła w niej miłość do gotowania.

Pani Magda w kuchni jest amatorką. W rodzinie nikt nie gotował zawodowo. Mama Agnieszka jest stomatologiem, tata Cezary to wiertnik. Gdy mama po pracy stawała przy garnkach, jej najstarsza córka Magda była pierwsza do pomocy.

W rodzinie Nowaczewskich zawsze ważne było to, by potrawy zrobić domowym sposobem. Na świąteczny, wigilijny stół nie honor podać coś kupionego. Jeśli brakowało czasu, to do lepienia wigilijnych uszek mama z córką zabierały się o godz. 23. Pani Magda pasję do gotowania pielęgnowała wśród prostych, polskich potraw. Teraz je trochę modyfikuje, urozmaica smakami nawet z dalekich, egzotycznych krajów.

Przygoda z programem MasterChef zaczęła się przypadkiem. Magdalena Nowaczewska snuje teorię, że wszystko przez mamę, która kupiła telewizor do salonu. Siedziała przy nim i pisała CV, by je wysłać do jakiejś restauracji. Chciała ubiegać się o pracę jako pomoc kuchenna. - Tak, tak, planowałam zacząć od mycia garów i obierania ziemniaków - nie ukrywa. Uważa, że każdy szef kuchni powinien przez to przejść.

Gdy usłyszała w telewizji informację o poszukiwanych kandydatach do programu MasterChef, wypełniła ankietę. Nie zdradzała tego do czasu, gdy zadzwonili z TVN, zapraszając na casting. Zaczęło się gotowanie. Potrawa miała powstać w godzinę. Kolejne też były robione pod presją czasu.

- Często podczas programów bałam się, że nie zdążę dopiec mięsa albo wyłożyć dania na talerz i nie będzie oceniane - dzieli się obawami.

Po castingu do programu przyszło 28 osób, do ścisłej obsady dostało się 14 uczestników. Każdy był utalentowany, każdy stanowił konkurencję.

Pani Magda wie, że do dobrej potrawy nie potrzeba tak wielu składników, bo bardziej liczy się kreatywność kucharza. - Czasem z __resztek warzyw lub pozostałości kaszy udaje się zrobić coś niezwykłego - mówi.

Telewizyjne show to ogromne emocje dla uczestników i wielkie możliwości, czas na tworzenie autorskich potraw. Uczestnicy 5. edycji MasterChefa wyjechali do Kolumbii i gotowali w restauracjach tamtejszych mistrzów. Pani Magda zachwyciła się kuchnią kolumbijską.

Tam kilka razy znalazła się w zadziwiającej sytuacji. Jedna z niezapomnianych chwil była w bistro, do którego trafiła. Szef kuchni poczęstował ją rybą. - Była surowa. Szef wyfiletował ją, wykroił kawałek i dał mi do zjedzenia. Byłam zdziwiona, ale jeśli szef daje, to trzeba próbować. Ryba była smaczna. Prawdziwa surowa, bo ryby np. marynowane w __cytrusach już nie są surowe - zaznacza mistrzyni kuchni.

W Kolumbii poznała nowe smaki kwiatów. - Wiele kwiatów jest jadalnych, ale w Kolumbii są wyjątkowe. Mój kolumbijski szef ma ogród, w którym są m.in. bratki, takie jak u nas. Ale tam smakują inaczej. Każdy kolor kwiatu ma inny smak, w niektórych czułam lody waniliowe. Jadłam też kwiaty elektryczne. Gdy weźmie się je do ust, sprawiają wrażenie, jakby wzniecały tysiące maleńkich piorunów. Wzmacniają smak. Potem, próbując jakieś potrawy, intensywniej czuje się ich smak. Po spróbowaniu tych elektrycznych kwiatów miałam wrażenie, że czuję smak cukru w __cukrze - opowiada.

Zachwyciła się też kolumbijskimi plackami kukurydzianymi z kozim serem, wypiekanymi w piecach opalanych węglem. Jadła je z bardzo słodką herbatą. - Herbata była z karmelem. Dodawano do niej słony, twardy kozi ser. Gdy trochę się roztapiał w gorącej herbacie, to z plackami kukurydzianymi tworzył przedziwny smak - mówi zwyciężczyni telewizyjnego programu.

Magdalena Nowaczewska pamięta też wiele nieprzyjemnych, przykrych chwil. Gdy zdarzały się słabe oceny podczas programu, to jeszcze jej nie zniechęcało. - Raczej dawało mi to kopa - przyznaje. Nie zniechęciło jej również to, że przed połową show odpadła z programu.

Trochę z poczuciem ulgi wróciła do domu. Postanowiła odpocząć ze dwa dni i z większą pewnością siebie szukać pracy w kuchni. Uznała, że sam udział w programie jest rodzajem sprawdzenia się, a w CV nie musiała mieć informacji, że wygrała MasterChefa.

- Nie minęły te dni, gdy dostałam z TVN telefon, że muszę przyjechać dokręcić lokowanie produktu. Stojąc przy drzwiach, przed wejściem na antenę, usłyszałam płacz koleżanki, która odpadła z programu, i zaraz potem słowa szefa Michela, że nic straconego, bo jest szansa powrotu. Wtedy zrozumiałam, że ja właśnie stoję przed tą szansą, że wejdę i znów będę gotowała - mówi o wielkim zaskoczeniu.

Nim wygrała program, miała momenty załamania. - W Kolumbii, którą pokochałam, były też najtrudniejsze chwile. Gotowaliśmy w upale. Czas naglił. Z piekarnika rozgrzanego do 220 stopni wyjęłam patelnię. Złapałam ją gołą ręką. Poparzyłam całą dłoń. Rosły mi pęcherze, a ja gotowałam. Babel pękł podczas półfinału. Medycy opatrywali mi ranę, bolała mnie cała ręka. Byłam przekonana, że blizna zostanie na zawsze. Usiadłam na kamieniu i pomyślałam, że zdrowie jest ważniejsze, że dalej nie dam rady. Chciałam wracać - opowiada pani Magda.

Ostatecznie dotrwała do finału. Medykamenty kolumbijskie sprawiły, że po poparzeniu prawie nie ma śladu. Do finału wszystko się zagoiło.

Nim okrzyknięto ją mistrzynią kuchni, zaserwowała w finale trzy potrawy. Najpierw zachwyciła jurorów - Magdę Gessler, Annę Starmach i Michela Morana - przystawką, na którą podała filet z pstrąga oraz foie gras ze śliwkami, marmoladą i czosnkiem. Z daniem głównym było nieco gorzej. Potrawa konkurującego z nią Michała Fabiszewskiego zdobyła wyższe noty. Comber jagnięcy z pieczonymi warzywami byłby doskonały, gdyby nie brak sosu. Tę część konkursu wygrał zdobywca II miejsca. Los znów jednak uśmiechnął się do 29-letniej wolanki, gdy podała deser. Oczarowała jurorów kruchym ciastkiem z marmoladowym musem i makaronikiem z migdałami.

Dziś niczego w kuchni się nie obawia. Nawet jeśli jakiegoś dania nigdy nie przyrządzała, to tak wiele czyta o gotowaniu, że poradzi sobie na pewno.

Marzy o własnym bistro, ale to w nieco dalszej przyszłości. Teraz przygotowuje się do promocji swojej kucharskiej książki „Z miłości do gotowania”. Będzie ją podpisywała 17 grudnia w Empiku, w krakowskim centrum handlowym Bonarka. Ma też plany na przyszły rok. Wyjeżdża do ukochanej Kolumbii, żeby tam praktykować u mistrzów kuchni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski