Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Magiczne kości

Redakcja
Spróbujmy prześledzić dzieje naszych kości. Po pierwsze, należy przypomnieć, że już w roku 1937 znakomity uczony, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, Henryk Hoyer na łamach pisma "Kosmos" (z. 3) uznał katedralne kości za zwierzęce, pochodzące z epoki dyluwialnej. Stwierdził też, że są to szczątki czaszki nosorożca, połowa dolnej szczęki walenia i mamuta. Tyle dokładna ekspertyza uczonego. Przed wiekami owe kości, wiszące co najmniej od wczesnego średniowiecza, zostały najpewniej wymyte z wiślanego piachu i jako osobliwość najwyższej klasy powieszone u wrót prowadzących do katedry w charakterze magicznego przedmiotu. Prawdziwa curiositas. Zresztą o pierwotnym znaczeniu kości nieco dalej. Obecnie trudno określić precyzyjnie datę ich zawieszenia, brak bowiem odnośnych materiałów źródłowych, a starannie prowadzone od XV wieku akta kapitulne milczą na ich temat.

Michał Rożek

Szczególną uwagą darzą odwiedzający królewską katedrę na Wawelu ogromne kości, zawieszone tuż obok gotyckich drzwi, przy zachodnim wejściu do świątyni. Wiszą obok barokowego portalu, ufundowanego w 1 połowie XVII wieku przez kanonika Wojciecha Serebryskiego. Wsłuchawszy się w barwne opowieści przewodników, można dowiedzieć się o najrozmaitszych formach interpretacyjnych tego wyjątkowego zabytku przyrodniczego. Wielu nie wątpi, że są to szczątki ze szkieletu gada, znanego od średniowiecza jako smok wawelski, który przed tysiącem z górą lat zamieszkiwał w grocie nad Wisłą, łapczywie pożerając barany i miejscowe dziewice, bo i nimi się żywił, jak głoszą podania. O ile te drugie mu nawet dobrze służyły, to te pierwsze najpewniej mu zaszkodziły, o czym uczą nawet przedszkolaków. To Krak - legendarny założyciel miasta Krakowa - poskromił wreszcie smoka, a kości gada z czasem zawieszono przy wejściu do katedry. Inni natomiast twierdzą, że istnieje jakaś pradawna legenda, która powiada: gdy kości urwą się z łańcucha - nastąpi koniec świata. Stąd łańcuchy są dobrze konserwowane, bowiem żaden z wielebnych gospodarzy katedry nie zechce wziąć przed Bogiem odpowiedzialności za upadek tych kuriozalnych kości. Zresztą opowiadania na temat tych arcydziwnych gnatów można mnożyć. A jaka jest prawda?
Dopiero w roku 1583 r. nasze kości weszły na karty historii. Otóż w tymże roku profesor Akademii Krakowskiej, Marcin Fox, lekarz i przyrodnik w jednej osobie, w korespondencji ze znanym uczonym włoskim Ulissesem Aldrovandim informował swojego kolegę o prehistorycznych kościach, wiszących na łańcuchach przed katedrą krakowską. Zresztą oddajmy głos Foxowi, który chcąc sprawić przyjemność włoskiemu uczonemu, śle mu prehistoryczny ząb, opatrując przesyłkę następującej treści komentarzem: Ząb, o który nie wątpię, że został ci oddany przez Pipana, jakiego jest stworzenia, już od wielu lat znajduję się w rozterce. Są w Polsce i na Rusi po wielu miejscach nie tylko tego rodzaju zęby, lecz i kości monstrualnej wielkości. Widzimy i inne o wiele większe, wśród nich te, które wiszą w świątyniach zamku krakowskiego na łańcuchach. Jest to żebro prawie trzy czwarte szerokości, zaś długości na ośm stóp rzymskich, grube w środku na trzy i więcej palce. Druga kość, także jakby goleń; lecz gdy jej długość jest prawie trzech stóp rzymskich, grubość jednak o wiele większa niż proporcja kości ludzkiej wymaga tego. Co to zaś są za kości, skąd lub w jakim czasie do Krakowa przyniesione, nie ma o tem dotąd żadnej wzmianki.
     Nieco później Fox doszedł do przekonania, że są to relikty dawno wymarłych zwierząt. Pisał o tym do Aldrovandiego - sądzę, że kości owe (...) są monstrualnych potworów, których gatunek, jak przypuszczam, wymarł.
     Jak widać z korespondencji z Aldrovandim, Fox w niczym nie wiąże wawelskich kości ze smokiem, którego legendę znał nader dokładnie, choćby od współczesnych mu historyków. Natomiast wiedział o micie wawelskiego smoka Aldrovandi, który z niezwykłą powagą uczonego domagał się w roku 1581 od nuncjusza papieskiego Alberta Bolognettiego, aby ten przysłał mu z Polski cenniejsze przykłady prehistorycznej fauny, ponadto, a tego domagał się najbardziej, podobiznę słynnego wawelskiego smoka. Czy i w tej tak ważnej mierze nuncjusz zadośćuczynił prośbie sławnego przyrodnika, trudno z braku odnośnych źródeł cokolwiek powiedzieć. Jednak Aldrovandi mógł o smoku wawelskim wyczytać jeszcze u Macieja Miechowity, a przede wszystkim w słynnej w Europie "Kosmografii" Sebastiana Münstera, wydanej w Bazylei w roku 1550. To przecież w dziele Münstera opublikowano rzekomo wiarygodny wizerunek naszego smoka na tle fantazyjnego widoku Wawelu.
     Podziwiano z niekłamaną ciekawością i lękiem katedralne kości, lecz przedmiotem studiów stały się dopiero w XVIII stuleciu, zawsze bowiem frapowały przyrodników. Jezuita ksiądz Gabriel Rzączyński w dziele zatytułowanym "Actuarium Historiae naturalis Regni Poloniae" (Gdańsk 1742), a w ślad po nim Stanisław Duńczewski w "Kalendarzu Polskim i Ruskim na rok 1767" pisał, że są to - kości olbrzymów, wykopane przed wiekami, które na pamiątkę zawieszono przed katedrą na Wawelu.
Zupełnie odmienną, aczkolwiek zbliżoną do współczesnej, interpretację przyjęto - dla naszych kości - w XIX stuleciu. Oto znany historyk i miłośnik Krakowa Ambroży Grabowski w pracy "Kraków i jego okolice" (Kraków 1866) odnotował, co następuje: Opuszczając świątynię katedralną zwrócić należy uwagę na ważną osobliwość naturalną, przy wielkich drzwiach na zewnątrz kościoła na łańcuchach zawieszoną. Są to kopalne reszty potwornych zwierząt dawnego świata, które w czasie powszechnego zalewu kuli ziemskiej, potopem zwanego, zniszczone zostały, i które jeszcze niedawno za kości olbrzymów poczytane były, mianowicie: szczęka potworu morskiego, przeszło 13 stóp długa; piszczel udowy mamuta, czyli wielko-słonia, przeszło 4 stopy długości zająca, jakiegoś zagubionego gatunku nosorożców, zupełnie od teraz żyjącego różnego, które wszystkie w okolicach Krakowa znalezione zostały.
     Zatem zaczął je badać Fox, znany ówcześnie lekarz, nadworny medyk króla Stefana Batorego, korespondujący z Aldrovandim, którego współcześni przyrównywali do Arystotelesa, ze względu na jego olbrzymią wiedzę przyrodniczą. Na koniec, już przed drugą wojną światową przyszły badania Henryka Hoyera, który ostatecznie wyjaśnił zagadkę wawelskich kości. Do rozstrzygnięcia pozostała jeszcze ich specyficzna funkcja. Czy tylko uważano je za curiosa, czy miały też inne znaczenie?
     Trzeba w tym miejscu przypomnieć, iż podobne - aczkolwiek mniejsze - gnaty zwierzęce wiszą w kościele parafialnym w Raciborowicach koło Krakowa oraz - jeszcze nie tak dawno - wisiały przy kościele oo. Bernardynów w Kalwarii Zebrzydowskiej. O tych ostatnich już w XVIII stuleciu wspomina Duńczewski. Dodajmy, że w dawnych czasach istniało autentyczne zapotrzebowanie na tego typu kurioza, posiadające w odczuciu ówczesnych charakter magiczny. Miały one charakter apotropaiczny i zgodnie ze średniowiecznymi wyobrażeniami odstraszały od złego. Chroniły sacrum od profanum, gdzie wszystkim bez wyjątku zagrażał szatan. Takie było magiczne znaczenie kości zawieszanych przy wejściach do kościołów. Odpędzały złe duchy otaczające przestrzeń sakralną, którą stanowił kościół. Kości przydawały świątyniom splendoru, magicznie chroniąc przed nieszczęściem. Toż przecież sam imć pan Michał Wołodyjowski, by odwołać się do literatury pięknej, wspominał kościół w Łubniach, gdzie mają szczękę wieloryba albo wielkoluda. Istniało wśród ludu przekonanie, że starodawne graty zawieszone na ścianach kościelnych są zdolne asekurować świątynię przed złem, występującym pod różnorodną postacią. Szatan miał niejedno przecież imię...
Nie jest więc katedra wawelska pod tym względem odosobniona, stanowi jednak ciekawy przypadek, jak sacrum w sposób magiczny chroniono przed ewentualnością wszelakich kataklizmów. Stąd bierze się opowieść o łańcuchach, podtrzymujących starożytne kości, i troskliwość, z jaką są konserwowane. Bo - jak powiadają wszechwiedzący przewodnicy i chce tradycja, której źródła nie sposób dociec - gdy te kości spadną... nastąpi kres katedry wawelskiej i całego świata. Motyw znany kulturze europejskiej. Uczony pisarz chrześcijański Beda Venerabilis przekazał w VIII wieku tę legendę, że jak długo postoi Koloseum, tak długo będzie istniał Rzym. Kiedy upadnie Koloseum, wówczas i Rzym upadnie. A kiedy upadnie Rzym, to i świat upadnie. Podobne przepowiednie dotyczą wielu miejsc na świecie. Kraków nie jest przeto w tej mierze wyjątkiem. Motyw znany w kulturze europejskiej. A katedralne kości nadal wiszą na Wawelu, chroniąc sacrum przed kataklizmami.
     Są też i tacy, którzy z uporem twierdzą, że są to gnaty samego wawelskiego smoka. Być może w swoich opowieściach nawiązują, chyba bezwiednie, do powieściopisarza Artura Gruszeckiego, który w roku 1878 na łamach "Biblioteki Warszawskiej" (t. IV) opublikował artykuł pt. "O jaskiniach na przestrzeni od Karpat po Bałtyk", gdzie powiada, że te olbrzymie kości, wedle krążących wśród ludu podań, wydobyto ze Smoczej Jamy. Do kwestii rzekomego pochodzenia katedralnych kości świetnie nawiązał - już w naszych czasach - nieżyjący satyryk Jan Izydor Sztaudynger:

Na kości smoka przed katedrą

     Naiwny lud mówi:
      To są kości smoka
     I trochę myli się chyba,
     Bo to są kości
     Nosorożca, wieloryba,
     Słowem bliższa i dalsza
      rodzina
     Naszego krakowianina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski