Mak rozsypał się w torebce, czyli jak się studiuje w Krakowie

Redakcja
Kwiaciarki, precle, pachnąca kawą Bracka i niekończące się rozmowy o Kancie i sensie życia – to właśnie stereotypowy wizerunek błogiego i intelektualnego studiowania w Krakowie. To, że miasto rzeczywiście jest miejscem studentów wydaje się oczywistością, chociażby ze względu na mnogość wyższych uczelni i ofert edukacyjnych. Ale jak się studiuje w Krakowie od środka, czego brakuje, a czym miasto może się chwalić?

Studia z preclem

Kilka lat powtarzano: „Od następnego semestru studiujemy na Ruczaju”. Wykładowcy mówili, studenci kiwali głowami, a wszyscy wiedzieli, że i tak przez najbliższe lata mają spokój. Już nie. Kampus na Ruczaju - działa. Dla ludzi, którzy wcześniejsze semestry spędzali w otoczeniu Plant, jest to doświadczenie trudne. Brak zaopatrzenia, ksero czy internetu już prawie odeszły w niepamięć, ale niekończącym się problemem pozostają czasochłonne dojazdy na zajęcia. Łączenie dwóch fakultetów jest już także właściwe niemożliwe. O ile przebiegnięcie między Grodzką a Gołębią czy Piłsudskiego można było wykonać, o tyle dotarcie do zupełnie innej części miasta możliwe już nie jest. Niedogodnością jest także fakt, że w najbliższym rejonie ulicy Łojasiewicza znaleźć można jedynie supermarket, oldschoolowy bar i stację benzynową.

Można się śmiać z warszawskich sieciowych kawiarni czy odpicowanej Starówki, ale jeżeli czegoś tutaj, w Krakowie, brakuje, to poczucia bycia w centrum wydarzeń. Mimo powszechnej komputeryzacji, ciągle wiele instytucji ogólnopolskich żąda od petenta osobistego zjawienia się przy biurku urzędnika. Karolina Kończyńska, stażystka w jednej z krakowskich firm zajmujących się produkcją filmową –„Wszystko” jest w stolicy, a niestety niewiele spraw, np. z Filmoteką Narodową, można załatwić przez internet. Niestety (lub stety), to w stolicy mieszczą się „centra dowodzenia”, mediów, ministerstw, ale i rozlicznych firm, wydawnictw czy stowarzyszeń. O pracę też łatwiej w Warszawie, bo, choć nieprzyjazna, coraz więcej firm i korporacji właśnie tam lokuje swoje siedziby.

Nie chodzi też o to, aby mówić o Krakowie tylko w opozycji do Warszawy i uznać go za miejsce poetów, zakurzonych intelektualistów czy aniołów latających nad Rynkiem. Studenci cieszą się więc tu rozsądnymi cenami komunikacji miejskiej, niższymi (niż w stolicy) czynszami, cenami piwa i innych artykułów pierwszej potrzeby, dostępnością kin, teatrów i możliwością spędzania wolnego czasu na licznych festiwalach, koncertach czy imprezach. Ważna jest dla nich także dość klarowna organizacja miasta. Dla osób przyjeżdżających z innych miejscowości, przejrzysty i klasyczny układ komunikacyjny daje poczucie bezpieczeństwa i możliwość szybkiej orientacji w terenie.

Dla części studiujących, Kraków nie odznacza się jednak niczym szczególnym. Nie wszyscy wtapiają się w klimat miasta lub kulturę studencką przejawiającą się nie tylko grillami na miasteczku AGH. Tak jak do Krakowa, składali papiery do Wrocławia, Warszawy czy Poznania, więc Małopolska jest niejednokrotnie efektem przypadku, a zatem i tylko czasowym przystankiem. Czas tzw. „opuszczania gniazda” niejednokrotnie obniżył się już do liceum, a kolejne etapy edukacji przestają determinować miejsce dalszej przyszłości. „Bieguni” pisała Olga Tokarczuk o ludziach przemieszczających się, nomadach, gotowych do zmian i podróży, bez trwałego zakotwiczenia. Podobnie, dla części krakowskich studentów problem pracy po obronie magisterki wydaje się odległy, chociażby ze względu na szerokie możliwości szukania jej w całej Polsce albo i dalej. Część z nich planuje powrót do rodzinnych miast, a część i tak napala się na stolicę.

To, co przewija się stale w relacjach krakowskich studentów opisujących miasto to  określenia: „przyjazne”, „fajnie się tu mieszka”, „miasto zasysa”. Na pewno. Mnogość ofert towarzysko-kulturalnych, niezbyt wielkie ciśnienie na lans, czy autoafirmujące „Kraków to miasto studentów”, sprawiają, że trudno nie chcieć tu mieszkać i studiować. Z całym bagażem obwarzankowo-turnauowo-wawelskim. Miłe jest też to, że akcja najnowszej produkcji TVN „Po prostu Majka” ma toczyć się w Krakowie. Ciekawe tylko, czy zobaczymy tam cokolwiek innego poza glamourowo wystylizowaną tradycją Galicji sprowadzającą się do tego, że bohaterowie będą chodzić „na pole” zamiast „na dwór”. Zobaczymy. A studenci? Radzą sobie. A jak wydorośleją, to kto ich tam wie…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski
Dodaj ogłoszenie