Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maks miał nie chodzić, nie mówić. W grudniu Aneta usłyszała: mamo

Katarzyna Kachel
Maksiu bywa łobuzem. Potrafi dobrze manipulować. I to nie tylko mamą i tatą
Maksiu bywa łobuzem. Potrafi dobrze manipulować. I to nie tylko mamą i tatą Andrzej Banaś
Dwa i pół roku zwlekała z wystawieniem Maksowi orzeczenia o niepełnosprawności. Cały czas wierzyła, że któregoś dnia jej syn jakimś cudem obudzi się zdrowy

Miał być Blanką. Tak pokazywał aparat USG. Przez sześć miesięcy ciąży Aneta i Łukasz czekali na córkę. Zdrową córkę. Żaden rodzic nie dopuszcza do siebie myśli, że dziecko może urodzić się chore. Na świat przyszedł Maksymilian. Za wcześnie, bo w 34. tygodniu. Oddychał sam, choć był taki malutki. Waga zatrzymała się na strzałce 1500 gramów. Ale był zdrowy.

Jest 13 sierpnia, 2009 roku. Londyn. Tam Szenderowie pracują, tam zamierzają spędzić kolejne lata. Kiedy maluch pojawia się na świecie, ich życie zmienia się jak w każdej innej powiększającej się rodzinie. Jeszcze wtedy nie wiedzą, że za kilka tygodni wywróci się do góry nogami.

Ten dzień pamiętają bardzo dobrze. Szczepionka i 24 godziny snu Maksa. Bez żadnego przebudzenia. –Na początku pomyślałem nawet z zadowoleniem, że to będzie nasza pierwsza przespana noc – przyznaje Łukasz.

Kolejne godziny śpiączki i droga do szpitala. Natychmiastowa kroplówka, długi czas oczekiwania. –Wszyscy uspokajali, mówili: będzie dobrze – wspomina Aneta.

Nie było. Po pięciu dniach Maksiu zaczął tak dziwnie drgać. Jednolite skurcze podrywały jego ciało. – Wymyśla pani. Jak każda przewrażliwiona młoda matka – słyszałam za każdym razem – opowiada Aneta.

Może nią była. Widziała jednak doskonale, że syn nie rozwija się prawidłowo. Nie siada, choć powinien. Nie gaworzy, jak inne maluchy. – Ma czas, nie wszystkie dzieci od razu są genialne – mówili.

Kiedy przestał jeść, też znalazła się odpowiedź: – Niegłodny, to nie je. Nie trzeba przekarmiać. Tej samej nocy kupiła bilet na samolot do Krakowa: – Maksiu był nieprzytomny, kiedy wnosiłam go na pokład. Powiedziała stewardesom, że śpi. Był grudzień.

***

Z lotniska pojechała do szpitala. Krakowscy lekarze potwierdzili obawy: dziecko było opóźnione w rozwoju.

***

– Świat nam się podzielił – tak określa to Łukasz. – Na dwa lata. Bo do Polski wracać nie chcieli. Jeszcze nie wtedy. W Londynie żyło im się dobrze, nie widzieli dla siebie miejsca w Krakowie. Tak zaczęli dzielić swoje życie. Na Polskę i Londyn. Na lekarzy tutaj i tam. Na kolejne badania, szukanie diagnozy, zapalenia płuc, infekcje, brak oddechu. I noce, kiedy trzeba cały czas czuwać, podawać leki, kontrolować.

– Jak tak sobie myślę – mówi dziś Aneta – to nie przespałam ani jednej całej nocy. Tak od 4 i pół roku.

Cały czas szukali pomocy w Anglii. Momentem przełomowym było spotkanie z lekarzem polskiego pochodzenia. Jego adres znaleźli w internecie. – Napisaliśmy e-maila z prośbą o konsultacje i już w sumie sam nie wiem, czy wierzyliśmy w jakąkolwiek odpowiedź – przyznaje Łukasz.
Przeczytała go sekretarka i powiedziała do doktora: – Twoi rodacy potrzebują pomocy... Przyjechał, dokładnie zbadał dziecko. Po tamtym spotkaniu postanowili wracać.

***

Rokowania były beznadziejne. Nie będzie się poruszał, mówił, kontaktował. Słyszała to dokładnie, słowo po słowie, wiele razy. Nie wierzyła. Regularna rehabilitacja, pomoc dyrekcji Kolorowego Przedszkola, do którego zapisała syna, desperacja jej i męża działały cuda. – Nie było łatwo, Maksiu dostał padaczkę, miał depresję szpiku kostnego, ale cały czas pokazywał, że walczy. Że jest gościem, który chce żyć.

Gościem ciekawym wszystkiego, co się dookoła niego dzieje. I wścibskim. Potrafi dokładnie przeszukać damską torebkę, pożyczyć sobie ołówek, a nawet wodę, którą ktoś trzyma w ręce. No i świetnie manipuluje. W sklepie potrafi naciągnąć panie na cukierki i lizaki. Choć wcale nie lubi słodyczy. –Uśmiechnięty, z wielkimi oczami, udaje niewiniątko, bidulę, słabego faceta. Nic z tego, staramy się go traktować jak normalne dziecko – podkreśla Aneta. –Musi dobrze wiedzieć, gdzie są granice.

Maksiu czasami ma z tym problem. Nie ma za to problemu, by każdą godzinę walczyć, ćwiczyć, powtarzać, wykonywać te same ćwiczenia. – Mieszkamy na czwartym piętrze. Nie byliśmy już w stanie wnosić na nie syna. Często z ciężkim wózkiem. Nauczyliśmy go, że musi przebierać nóżkami. Czasami, po całym dniu ćwiczeń, plączą mu się okrutnie, ale idzie twardo do góry – opowiada Aneta.

Zainteresowania też ma zresztą konkretne. Nie żadne zabawki, samochodziki. Najważniejsza w jego życiu jest... chemia gospodarcza. Proszki, kremy, szampony, potem garnki i sklepy. Potrafi też odróżnić logo każdego hipermarketu. Uwielbia jeść i czytać książeczki. – Prawdziwą jego miłością jest jednak NIVEA – podkreśla Łukasz. –Nie widziałem go bardziej szczęśliwego niż wtedy, gdy ogląda reklamy tej firmy.

Z bajkami jest gorzej. Czasami obejrzy Tomka (to o lokomotywie), ma swój jeden jedyny ulubiony odcinek Teletubisiów. I tyle.

***

Pamięta, raz śniło jej się, że Maksiu mówi. Chłopak, który cztery lata nie wypowiedział ani jednej głoski, zaczął mówić. I choć nie wierzy w sny, te prorocze sny, w grudniu ubiegłego roku po raz pierwszy usłyszała: mama. – Najpierw jednak powiedział: baba – uczciwie przyznaje.

Nie byłoby tego bez codziennych ćwiczeń fizycznych i logopedycznych. Nie byłoby tego bez pomocy obcych ludzi, którzy wpłacają pieniądze na konto. Turnus rehabilitacyjny, na którym Maksiu powinien być co trzy miesiące, kosztuje 5 tysięcy. Wiele razy było tak, że rodzicom nie udało się ich uzbierać.

Z praw do 1 procenta i pomocy fundacji Aneta zaczęła korzystać późno. Gdy Maksiu miał 2, 5 roku. Wtedy wystąpiła o orzeczenie o stopniu upośledzenia syna. Znalazło się na nim: małogłowie, padaczka, mózgowe porażenie dziecięce. – Nie chciałam tego dokumentu. Wierzyłam, że do momentu, gdy go nie dostanę, mój syn nie jest niepełnosprawny. Że pewnego dnia obudzi się zdrowy.

Tak się nie stało.

– Zamieniłaby Pani Maksa na inne dziecko, zdrowe?

– Na inne nie, na zdrowe tak. Przecież urodziłam zdrowego syna.

***

Mówi, że nie zapomniała. Że myśli o tym cały czas: Że przecież był za mały na szczepionkę, osłabiony, niedojrzały neurologicznie. – Nikt nie poinformował mnie, że to może wywołać powikłania. Nikt nie powiedział, że nie muszę się na to godzić. Nikt.

***

Maks choruje na małogłowie, padaczkę i mózgowe porażenie dziecięce. Nie chodzi samodzielnie, nie mówi. Możecie mu pomóc. Dzięki wam ma szansę na rehabilitację i zwyczajne życie.

Chłopczyk jest pod opieką Fundacji Dzieciom ,,Zdążyć z pomocą”.

Można wypełnić PIT i przekazać 1 proc. W polu KRS należy wpisać 0000037904, w polu cel szczegółowy: 15169 Szendera Maksymilian Sebastian

Można także przekazać darowiznę na subkonto Fundacja Dzieciom „Zdążyć z pomocą” ul. Łomiańska 5, 01-685 Warszawa
Bank BPH S.A Warszawa 15 1060 0076 0000 3310 0018 2615

W tytule wpłaty koniecznie napisać 15169 dla Szendera Maksymiliana Sebastiana

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski