ZAPISKI KINOMANA: Władysław Cybulski
Wstrząsem dla lokalnej opinii jest powrót do jednego z domów pedofila, który odbył karę więzienia za obnażanie się przed dziećmi. Jego obecność wywołuje oburzenie, lęk i ostracyzm. To "zło", które zanim wzbudzi naszą empatię w rozwoju akcji, będzie przedmiotem potępienia przez komitet specjalnie powołany do zwalczania go, i paniki w kapitalnej scenie exodusu obserwatorów, gdy ów człowiek wskoczy do basenu, gdzie baraszkują malcy. Dochodzi tu do głosu ironia występująca także w charakterystyce kobiet w ogródku jordanowskim i starych dam dyskutujących w klubie literackim.
Jesteśmy jako kinowi widzowie w sytuacji podglądaczy "po sąsiedzku", a jeśli sami nie umiemy zdobyć się na wnioski ze spostrzeżeń, to pomóc nam może chłodna ocena postępowania bohaterów wygłaszana spoza kadru przez narratora. Poza tym wszystko jest OK w kolorowych, jasnych, klarownych, słonecznych zdjęciach. Krzyżują się tu ze sobą cztery opowieści, niby zestawione przypadkowo, a przecież sprowadzające się do wspólnego mianownika, jakim jest emocjonalna frustracja osób dramatu, niezdolnych do porozumienia się, do pokierowania własnym losem. Jak to świetnie zostało opowiedziane!
Umiejętność fabularnej narracji nie jest, jak wiemy, zjawiskiem częstym. Nie dziwota więc, że scenariusz "Małych dzieci" nominowany został zarówno do Złotego Globu, jak i do Oscara. Napisał go - wespół z Tomem Perrottą, autorem zekranizowanej tu powieści - reżyser Todd Field. To jego drugi film po bardzo udanym debiucie "Za drzwiami sypialni". Dobrał sobie aktorów, jak się patrzy. Ale zacznijmy przekornie od końca, od dwóch panów, którzy nie znaleźli u mnie uznania. To mąż głównej bohaterki szukający podniet w porno Internecie i b. policjant usunięty ze służby za postrzelenie chłopca.
Ci mnie nie przekonali do swych ról, w pełni natomiast przekonała mnie para drugoplanowa: Jackie Earle Haley (nominacja do Oscara) jako nieszczęsny pedofil i Phyllis Somerville jako jego matka. Na planie pierwszym jest przystojny Patrick Wilson, niedojrzały amant biegający wciąż w krótkich spodenkach, zafascynowany deskorolkami, a przede wszystkim Kate Winslet, nominowana do Złotego Globu i do Oscara jako najlepsza aktorka. Pamiętamy ją z gigantycznego widowiskowo "Titanica", a także "W stronę Marrakeszu"; w najbliższych miesiącach zobaczymy cztery kolejne filmy 32-letniej Angielki.
W obecnym wcieleniu ekranowym nie radzi sobie ani z mężem, ani z córeczką. To szkopuł prywatny. Mówi: "Grałam już wcześniej role matek, ale nigdy nie były to osoby tak źle radzące sobie z obowiązkami rodzicielskimi. Osobiście uważam się za bardzo dobrą matkę, więc zagranie postaci totalnie olewającej własne dziecko przyszło mi z wielkim trudem. Niełatwo jest wcielić się w rolę osoby, której postępowania się nie rozumie ani nie szanuje. Musiałam jednak zaakceptować fakt, że taka mam być i już. To było naprawdę duże wyzwanie. Nigdy nie pomyślałam w ten sposób, aby macierzyństwo miało przeszkadzać w osobistym szczęściu".
Oboje kochankowie żyją w atmosferze prowincjonalnego osiedla jakby bezwolni, zagubieni, niezdecydowani, niezrealizowani, niespełnieni, "niedokończeni". On nie będzie kontynuować studiów prawniczych, ona porzuca myśl o karierze zawodowej. Nawet zakazana miłość pozamałżeńska nie przyniesie satysfakcji, nie stanie się "alternatywnym wyborem" na wzorach Mme Bovary. Pesymistyczna refleksja o utraconej szansie buntu rozrzewnia się melodramatycznie w moralizatorskim zakończeniu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?