Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małe jest piękne - i do tego waleczne

Paweł Gzyl
Muzyka. Konflikt między serwisem YouTube a niezależnymi wytwórniami płytowymi może sprawić, że z internetu znikną klipy wielu gwiazd

Brytyjski dziennik "Financial Times" poinformował, że portal YouTube postanowił w drugiej połowie tego roku uruchomić własny serwis streamingowy, w którym można będzie słuchać muzyki po opłaceniu miesięcznego abonamentu.

W związku z tym firma przygotowała nowe umowy dla wszystkich dostawców treści zamieszczanych w portalu - obejmujące zarówno kwestię obecności ich artystów w przyszłym streamingu, jak i w obecnym serwisie teledysków. Wszystkie największe koncerny fonograficzne świata (Warner, Universal i Sony) podpisały umowy zaproponowane przez YouTube bez mrugnięcia okiem, otrzymując, według nieoficjalnych informacji, miliard dolarów zaliczki do podziału.

Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie niezależne wytwórnie płytowe, które w dzisiejszych czasach kontrolują całkiem spory segment rynku muzycznego. Przykładem mogą być brytyjskie firmy XL Recordings czy Domino, dla których nagrywają takie gwiazdy, jak Adele, Radiohead, Jack White, The Arctic Monkeys i Franz Ferdinand. Reprezentujące je organizacje po analizie przedstawionej im umowy przygotowanej przez YouTube stwierdziły, że jest ona nie do przyjęcia.

Według nieoficjalnych informacji niezależni nie dostali żadnej zaliczki za obecność w przygotowanym przez serwis streamingu, a do tego planowane dla nich tantiemy miałyby być niższe niż tantiemy, jakie mają otrzymać wielkie koncerny i ich gwiazdy.

Problemów wynikających z tego konfliktu doświadczyły już polskie wytwórnie niezależne, których oficjalne kanały w YouTube należą do znacznie popularniejszych niż kanały wielkich koncernów.

- Kiedy wrzucamy do YouTube swój teledysk, po chwili nie wiadomo, dlaczego pojawia się komunikat, że prawa autorskie ma do niego jakiś koncern - Warner czy Sony. Dlatego musimy się kontaktować z serwisem i próbować odkręcać sytuację. Udaje się to - ale jest czasochłonne i wymaga sporo zachodu. Obawiam się, że jeśli niezależni z Zachodu nie podpiszą tej umowy z YouTube, problemy jeszcze bardziej się nasilą. A polscy niezależni nie są zrzeszeni w żadnej organizacji - martwi się Arek Marczyński, szef wytwórni Rockers Publishing, mającej w katalogu płyty Bednarka czy Lao Che.

Tak naprawdę konflikt trwa już od pół roku, jednak dopiero teraz informacje o nim przeciekły do mediów, ponieważ przedstawiciele niezależnego rynku fonograficznego z Anglii i USA poskarżyli się rządom swoich krajów. To spotkało się natychmiast z ostrą reakcją YouTube - serwis zagroził, że wideoklipy artystów nagrywających dla niezależnych wytwórni, z którymi nie zostaną podpisane odpowiednie umowy, będą blokowane.

To poważne zagrożenie dla promocji - wszak serwis YouTube odwiedza miesięcznie ponad miliard użytkowników, którzy każdego miesiąca spędzają ponad sześć miliardów godzin na oglądaniu w nim filmów.

- To jedynie pozorne zagrożenie. Podam przykład z naszego podwórka. Kiedyś EMPiK zaczął robić problemy z dystrybucją płyt. Wszyscy myśleli wtedy, że nikt sobie bez niego nie poradzi. Tymczasem hip-hopowcy zaczęli sprzedawać płyty i gadżety w swoich skate-shopach oraz przez internet, dzięki czemu dziś funkcjonują bez zarzutu.

To samo może być z YouTube. Teraz wydaje się, że serwis ma monopol na promocję wideoklipów w internecie. Jeśli jednak niezależni się z nim nie dogadają, pójdą w inne miejsce i zbudują swoją platformę, która pozwoli im dotrzeć do fanów na ich własnych zasadach - wyjaśnia Hirek Wrona, dziennikarz muzyczny.

Ponieważ niezależne wytwórnie płytowe stanowią obecnie duży segment rynku fonograficznego, serwisowi YouTube zależy na podpisaniu z nimi kontraktu.

- Naszym celem jest, by serwis YouTube był, jak dotychczas, niepowtarzalnym miejscem odbioru muzyki - zarówno jako globalna platforma dla fanów i artystów, jak też źródło przychodów dla branży muzycznej. Cieszymy się, że setki dużych oraz małych, niezależnych wytwórni już teraz stały się naszymi partnerami - tak prezentuje oficjalne stanowisko Piotr Zalewski z firmy Google Polska, w skład której wchodzi serwis YouTube.

Przedostanie się do mediów informacji o konflikcie wywołało ogromną irytację w firmie Google. Dzięki temu rozmowy z niezależnymi wytwórniami nabrały jednak w ostatnich dniach nowego wymiaru. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że ponoć już 95 proc. wytwórni skonfliktowanych z YouTube podpisało umowy z serwisem.

Pozostaje jednak 5 procent - a tworzy je kilka ważnych firm z tego segmentu rynku fonograficznego. Mimo gróźb rzucanych przez YouTube nie odnotowano na razie żadnych przypadków blokowania ich teledysków w serwisie. To dobrze wróży polubownemu zakończeniu konfliktu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski