- Pojawiła się Pani w Krakowie na planie międzynarodowej produkcji „Music, War And Love”. Jak trafiła Pani do tego filmu?
- Z castingu.
- Takie gwiazdy jak Pani też biorą udział w castingach?
- Film obsadzali Amerykanie. Dla nich jestem anonimową aktorką.
- Myślę, że Amerykanie zbadali polski rynek i doskonale wiedzą, kim Pani jest.
- Po prostu przyszłam na spotkanie z reżyserką, Marthą Coolidge, i producentem, Fredem Roosem. Najpierw była rozmowa, a potem drugi etap: odegranie kilku scen ze scenariusza. Bardzo się ucieszyłam, że dostałam tę rolę, bo rzadko mam okazję grać w obcym języku. Co więcej: czasem w pracy przeszkadza mi popularność, bo niektórzy reżyserzy oceniają mnie przez pryzmat granych przeze mnie postaci. Tutaj miałam wrażenie, że przychodzę jako jedna z wielu i zadziała to, jaka jestem naprawdę. Albo się spodobam albo nie. To było ciekawe doświadczenie - a ponieważ się udało, dało mi też dużą satysfakcję.
- Co Panią zainteresowało w tej roli?
- Gram mamę głównego bohatera - Joannę Pułaski - która jest malarką. Ma swój świat, duże poczucie wolności i niezależności. Wszystko zaczyna się w 1936 roku w Łodzi, która jest pokazana jako miasto kosmopolityczne, gdzie żyją razem i przyjaźnią się Polacy, Żydzi i Niemcy.
- Hollywood lubi pokazywać Polaków w niekorzystnym świetle, jeśli chodzi o nasze relacje z Żydami. Tym razem jest szansa, że w tym filmie tak nie będzie?
- Film opowiada, jak w 1939 roku te relacje się komplikują. Ale oczywiście najprawdziwsze przyjaźnie przetrwają. I to mnie ujęło - przedstawienie Polski jako kraju pozbawionego uprzedzeń. Oczywiście nie widziałam jeszcze efektu końcowego, ale w scenariuszu te relacje rzeczywiście pokazane są z perspektywy rzadko prezentowanej w światowym kinie. Cieszę się, że ten film pokazuje Polaków w dobrym świetle.
- Czym się różni amerykańska produkcja od polskiej?
- Rozmachem - w sensie budżetu i ilości dni zdjęciowych poświęcanych na poszczególne sceny. Mój filmowy syn jest śpiewakiem operowym, a jego ukochana świetnie gra na wiolonczeli. W czasie wojny Rachel trafia do obozu koncentracyjnego i działającej tam orkiestry. On z kolei stara się poruszyć niebo i ziemię, aby ją stamtąd wyciągnąć. Dwie sceny zbiorowe mające miejsce w szkole muzycznej kręciliśmy aż pięć dni. W przypadku polskich filmów to byłoby niemożliwe.
- Najczęściej grywa Pani ostatnio współczesne postacie. Tym razem jest inaczej. Czym różni się Polka sprzed wojny od współczesnej?
- Większa swoboda obyczajowa przyszła do Polski dopiero w latach 60. Dlatego wcześniej kobiety zachowywały się czy nosiły bardziej powściągliwie. To mężczyźni byli odpowiedzialni za utrzymanie domu i rodziny. Miały jednak swoje pasje. Niedawno czytałam książkę biograficzną o Zofii Stryjeńskiej. Ta malarka właściwie całe życie walczyła o realizację swojej pasji - i zapłaciła za to wysoką cenę. Aby móc pójść do szkoły plastycznej udawała mężczyznę. Kiedy założyła rodzinę i pojawiły się dzieci, nie zrezygnowała z malowania, więc mąż podstępem umieścił ją w zakładzie dla obłąkanych...
- Bliższe są Pani postawy i wartości Polek przedwojennych niż tych współczesnych?
- Jestem aktorką - i wszystkie ciekawe wyzwania są dla mnie pociągające. Jeśli jakaś postać jest mięsista i prawdziwa, to czy jest umieszczona we współczesnym, czy historycznym kontekście, nie ma dla mnie większego znaczenia. Choć oczywiście wycieczka w przeszłość zawsze jest mile widziana.
- Może Pani w Krakowie spokojnie wyjść z hotelu na miasto?
- Oczywiście. Zdarza się, że ktoś podchodzi, zagaduje, najczęściej jest to jednak bardzo miłe.
Rozmawiał Paweł Gzyl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?