Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Malikowie ze Zwierzyńca

PAULINA POLAK
Od lewej: Stanisław Malik, Maria Leśniak, Jan Malik, Teresa Malik, Bronisława Gumińska FOT. STANISŁAW MALIK
Od lewej: Stanisław Malik, Maria Leśniak, Jan Malik, Teresa Malik, Bronisława Gumińska FOT. STANISŁAW MALIK
W kolorowej rodzinie Malików wszystko kręci się wokół sztuki. Jest miejsce na dostojną tradycję i krakowskie szopki, a także na wesołe happeningi, o których robi się głośno w całym mieście. Tym, co łączy pięć pokoleń Malików, jest także Zwierzyniec.

Od lewej: Stanisław Malik, Maria Leśniak, Jan Malik, Teresa Malik, Bronisława Gumińska FOT. STANISŁAW MALIK

W tej rodzinie każdy obdarzony jest jakimś artystycznym talentem lub pracuje blisko artystów. Tym, co łączy pięć pokoleń Malików, jest także dzielnica Zwierzyniec.

Zielona dzielnica Krakowa, która jeszcze do 1910 r. była odrębną wsią, ale od tego czasu bardzo się zmieniła.

Pasja i tradycja

Dom Walentego Malika mieścił się przy ul. Kasztelańskiej 31. Urodził się w nim w 1888 r. Ukończył szkołę podstawową i do wybuchu I wojny światowej pracował jako majster murarski.

- Murarze cierpieli na brak pracy w zimie i dziadek szukał pomysłu, w jaki sposób dorobić na chleb. Zaczął więc robić szopki - mówi Stanisław Malik.

W czasie I wojny Walenty walczył na froncie. Po powrocie do Krakowa porzucił murarstwo, zatrudnił się jako motorniczy tramwaju. Przepracował w komunikacji miejskiej 30 lat, także jako konduktor, instruktor szkolenia, w końcu jako członek komisji technicznej ds. tramwajów.

Nadal jednak największą jego pasją były szopki - i dalej nie robił ich dla prestiżu, ale żeby poprawić skromny budżet domowy.

- Handlował nimi na krakowskim Rynku, zazwyczaj przed kościołem Mariackim. Założył też na Zwierzyńcu kapelę kolędniczą - opisuje Maciej Twaróg z Domu Zwierzynieckiego, oddziału Muzeum Historycznego Miasta Krakowa.

Walenty z żoną Teklą z Łęczyńskich doczekali się trojga dzieci: Włodzimierza, Ireny i Kazimiery.

Włodzimierz kontynuował hobby ojca. Również pracował w krakowskich tramwajach. Miał też ciekawe wyjaśnienie, dlaczego rodzice nadali mu takie imię. Otóż, jego zdaniem, na Zwierzyńcu był taki zwyczaj, że dzieci dostawały imię po przybyszu, który w danym rok odwiedził okolicę. W 1912 przy ul. Królowej Jadwigi 41 przez kilka miesięcy mieszkał Włodzimierz Lenin. Dziś dokładnie w tym budynku działa zwierzyniecki oddział Muzeum Historycznego Miasta Krakowa.

Kuchnia u Malików

Włodzimierz i jego żona Wiktoria mieli pięcioro dzieciu: Bronisławę, Teresę, Marię, Jana i Stanisława.

- Mimo że mieściliśmy się w dwóch pokojach, zawsze żyliśmy w ogromnej przyjaźni - mówi dziś Stanisław Malik.

Wszystkie obowiązki domowe spoczywały na pani domu. Walenty był tak zabiegany, że czasem nie potrafił powiedzieć, do której klasy przeszło jego dziecko. Oprócz tego, że pracował w krakowskich tramwajach, prowadził chóry, był też organistą. Można było posłuchać, jak gra w kościele ss. Norbertanek i w kościele na Woli Justowskiej przeniesionym z Komorowa.- Grał w piątek, świątek i niedziele. W Wigilię trzeba było wszystko zrobić szybciej, bo potem szedł 6 km na Wolę, na piechotę, na pasterkę. Wtedy już nie jeździły autobusy. Wracał do domu, gdy było już naprawdę późno. I wtedy też zaczynał grać. Mama miała do tego wszystkiego świętą cierpliwość - wspomina Stanisław Malik.

Pani Wiktoria, z zawodu nauczycielka, zrezygnowała z pracy zawodowej, żeby zajmować się domem i dziećmi. Wszyscy wspominają ją jako serdeczną gospodynię, u której każdy przybysz mógł liczyć na ciepłą herbatę z cytryną, a nawet domowy obiad. Tych gości było na co dzień całkiem sporo, bo do męża często zaglądali koledzy tramwajarze.
Najbardziej newralgicznym momentem w kuchni Malików był okres przed Bożym Narodzeniem, czyli czas na ostatnie szlify w szopce.

- Kilka dni przed konkursem szopek atmosfera w domu Malików robiła się trochę wybuchowa. Teść angażował do pomocy całą rodzinę. W kuchni pachniało klejem stolarskim, który trzeba było cały czas podgrzewać w garnuszku na gazie. Obok pani domu obierała ziemniaki i szykowała obiad - opisuje Anna Malik, żona Jana.

Pracy bez liku było też przy wielkiej szopce, przy której Włodzimierz wystawiał jasełka. On rzeźbił postaci w drewnie, żona szyła i haftowała dla nich stroje. Część materiałów pochodziła ze specjalnego źródła. Były tam na przykład ścinki z ornatów, które dla księży szyły norbertanki.

Postać z Salwatora

Jedną z kukiełek, która występowała w szopce, był zwierzyniecki Antek, postać kindra z dzielnicy - ubrany w marynarkę, kaszkiet i apaszkę. Tak jak dziś nosi się Makino - Aleksander Kobyliński, muzyk. Potem do postaci z dzielnicy dołączyli jeszcze Lajkonik i Flisacy.

Gdy Włodzimierz Malik pukał do drzwi domów na Zwierzyńcu, mieszkańcy czuli, że święta są tuż-tuż.

- Pamiętam, że przychodził do nas zawsze w długim tramwajarskim płaszczu i roznosił opłatki - wspomina Andrzej Kozioł, redaktor "Dziennika Polskiego".

Był rozpoznawalną postacią na Salwatorze. Gdy przechodził koło pętli tramwajowej, nie było motorniczego, który by go nie pozdrowił.

Budził pozytywne emocje, tym bardziej że słynął z tego, że jest koleżeński i wrażliwy na biedę. Porafił darować jazdę bez biletu, gdy było widać, że pasażera na opłatę nie stać.

Zwierzyniec go fascynował. Dlatego też przekazywał dzieciom nie tylko historyczne fakty, ale także ciekawostki o okolicy. Na przykład takie, że jak do dziewczyny na Zwierzyniec chodził chłopak z innej "dzielnicy", to musiał się szybko żenić. Inaczej mógł dostać manto.

Układał też zwierzynieckie kuplety, czyli wesołe wierszyki o wyższości przedmieścia nad resztą świata, np.

Zwierzynieckie zuchy

Mają po dwa brzuchy

Jeden na gorzałę

Drugi na prażuchy

albo:

Zwierzynieckie zuchy

Palą papiruchy

A te chłopy wsiowe

Palą z żoną trawę.

W domu rodzinnym wstawał wcześnie i przed wszystkim. Czyścił domownikom buty i płaszcze. Słuchł w radiu mszy świętej. Tak zaczynał każdy pracowity dzień.

Inny Zwierzyniec

- Pierwszy raz spotkałam mojego przyszłego męża w Muzeum Przemysłowym przy ul. Smoleńsk. Dziś mieści się tutaj Akademia Sztuk Pięknych. Byłam wtedy małą dziewczynką, a on grał na skrzypcach w szopce swojego taty. Zachwyciło mnie to przedstawienie - wspomina Anna Malik, żona Jana.

Oczywiście do decydującego spotkania między małżonkami doszło wiele lat później, ale już wtedy, na początku, Anna, malarkai rzeźbiarka, połknęła bakcyla szopki. Teraz ona przychodzi pod pomnik Adama Mickie- wicza ze swoimi pracami i zdobywa nagrody w konkursie.
- Im dalej od domu rodzinnego, tym więcej dostrzega się tam piękności. Nasz dom widzę jako fundament wszystkich wartości, które ojciec uczył nas wcielać w życie: godność, miłość do ojczyzny, religijność i umiłowanie tradycji - mówi Jan Malik.

Anna wspomina natomiast z nostalgią, jak kiedyś wyglądał Zwierzyniec:

- Na Królowej Jadwigi nie było asfaltu, działała fabryka musztardy, była niska, tradycyjna zabudowa. I ludzie też byli inni. Wszyscy się znali, pożyczali od siebie cukier w niedzielę. A teraz mamy sklepy czynne 7 dni w tygodniu. Rdzenni mieszkańcy wyprowadzili się do tańszych dzielnic miasta - mówi Anna Malik.

- Ten dawny Zwierzynic już zanika. Ojcu na pewno byłoby smutno, gdyby na to patrzył - dodaje mąż Jan.

Malikowie dziś

W tej rodzinie każdy obdarzony jest jakimś artystycznym talentem lub pracuje zawodowo blisko artystów.

Bronisława Gumińska jest historykiem sztuki i kustoszem Muzeum Narodowego w Krakowie. Teresa, z zawodu historyk, związana jest z Biblioteką Jagiellońską.

Jan Malik to skrzypek, który od 40 lat pracuje w Operze Krakowskiej. Jego żona Anna jest rzeźbiarką. Kolejna córka Włodzimierza Malika - Anna Leśniak - też jest malarką. Najmłodszy syn Stanisław pasjonuje się fotografią oraz kontynuuje rodzinną tradycję szopkarską. Jego prace niejednokrotnie wygrywały w konkursie szopek krakowskich.

Listę uzdolnionych Malików zamykają wnuki ze swoimi dziećmi. Na przykład Anna i Jan Malikowie mają pięć córek i każda z nich jest artystką.

Siostry trzymają się razem, ale najgłośniejsze wydarzenia w mieście zawdzięczamy Cecyli Malik, która zorganizowała np. happening przeciw zabudowie zielonego Zakrzówka. Wtedy w obronie przed zabudową terenu wystąpili krakowianie z błękitnymi skrzydełkami motyla modraszka.

Cecylia Malik zasłynęła także z akcji "365 drzew", gdy każdego dnia zdobywała jakieś drzewo, wspinając się na jego szczyt.

Wystawę o barwnej rodzinie Malików można obejrzeć do 10 marca w Domu Zwierzynieckim przy ul. Królowej Jadwigi 41. Można wybrać się na nią całą rodziną, bo muzeum ma kilka kącików dla dzieci.

- Ekspozycja narodziła się z myślą o pokazaniu oblicza rodziny Malików, jak również pędzącego czasu na Zwierzyńcu i zmian, jakie w nim następowały. Inny był Zwierzyniec Walentego Malika, inny jego wnuków i prawnuków. Inny jest teraz - mówi muzealnik Maciej Twaróg.

Na wystawie dominują oczywiście szopki, ale nie tylko. Oprócz interesujących zdjęć i ciekawych pamiątek można też obejrzeć dwa filmy dokumentalne. Pierwszy o szopce krakowskiej, drugi o rodzinie Malików. Jest też prezentacja prac artystycznych członków rodziny.

Jak zapewnia Maciej Twaróg, autor wystawy, podczas jej trwania odbędzie wiele wydarzeń z zakresu edukacji muzealnej. W planach jest na przykład warsztat zwierzynieckiego szopkarza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski