Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małopolskie nadzieje na wielki olimpijski sukces

PRZEMYSŁAW FRANCZAK
Przez najbliższe dwa tygodnie cały świat będzie patrzył w stronę Soczi. Wczoraj zapłonął olimpijski znicz. Już dziś o medal powalczy Justyna Kowalczyk, a jutro swoją pierwszą szansę będzie miał Kamil Stoch.

Spektakl to wizytówka Rosji, podróż w głąb jej historii - powiedział producent ceremonii w Soczi Konstantin Ernst FOT. AP PHOTO/MARK HUMPHREY

XXII ZIMOWE IGRZYSKA OLIMPIJSKIE. Podczas ceremonii w hali "Fiszt" tradycyjną formułę "Igrzyska uważam za otwarte" wygłosił prezydent Rosji Władimir Putin. Olimpijski znicz zapalili Irina Rodnina i Władisław Trietjak.

Podczas ceremonii otwarcia Polacy weszli do hali "Fiszt" z przytupem. Spontaniczni, roześmiani, na luzie. Do Soczi wysłaliśmy najliczniejszą reprezentację w historii zimowych igrzysk. Prawie połowa sportowców z 60-osobowej kadry to ludzie związani z Małopolską. Wśród nich niemal wszyscy nasi kandydaci do medali. Justyna Kowalczyk, Kamil Stoch, Krystyna Pałka, Karolina Riemen-Żerebecka, łyżwiarki i łyżwiarze szybcy.

- Nic dziwnego, że Małopolska to wiodący region w sportach zimowych. Ma dobre warunki, dobrych ludzi - przyznaje szef polskiej misji olimpijskiej Apoloniusz Tajner. - Na przykład w kadrze skoczków jest tylko jeden zawodnik spoza województwa, czyli Piotrek Żyła.

I nie jest powiedziane, że również typowana do medalu w konkursie drużynowym grupa skoczków nie będzie składała się z zakopiańczyków, czyli Stocha i Macieja Kota, nowotarżanina Dawida Kubackiego oraz Jana Ziobry ze Spytkowic. Trener Łukasz Kruczek zadecydował, że w pierwszym konkursie - jutro na mniejszej skoczni - nie wystąpi Piotr Żyła. Wielkim faworytem tego konkursu będzie Kamil Stoch.

Walkę o olimpijskie podium rozpocznie jako pierwsza Justyna Kowalczyk. Biegaczka z Kasiny Wielkiej wystartuje dzisiaj w biegu łączonym (początek o godz. 11 polskiego czasu). Pewniaczka do medalu? Nie tym razem. Raczej wielka niewiadoma. Jej kontuzja stopy to olimpijska zagadka, równie wielka jak cyrylica dla chińskich reporterów. Kowalczyk unika tematu jak ognia, podobnie ludzie z jej ekipy. Trener Aleksander Wierietielny, krążący jak chmura gradowa po bajkowym ośrodku biegów narciarskich "Laura", w ogóle nie chce rozmawiać z dziennikarzami. Nadal więc nie wiemy, co się stało ponad dwa tygodnie temu, ani jaki to może mieć wpływ na dyspozycję Justyny.

- W czasie takich maksymalnych wysiłków, w olimpijskiej otoczce, naturalnej adrenaliny i wszystkich innych hormonów, które uśmierzają ból, jest tak dużo, że nic nie będę czuła - powiedziała wczoraj Kowalczyk. - Poza tym sportowiec to nie tylko maszynka do robienia medali. Czasem chodzi o to, żeby dobrze wykonać swoją robotę, być z siebie zadowolonym.

Ostatnie zdanie może być mottem dla wszystkich olimpijczyków. Nie tylko z Małopolski.

Nas nie dogoniat - oto nowy olimpijski slogan

Trzy godziny spektaklu za 54 miliony dolarów. I cztery olimpijskie koła. Piąte się zepsuło i nie wyjechało razem z innymi już na samym początku ceremonii.

Otwarcie najdroższych igrzysk olimpijskich w dziejach skromne być nie mogło. Czy było najwspanialsze w historii, jak reklamowali je Rosjanie? Cóż, rzecz gustu. Jedni powiedzą: śmiertelnie nudne jak pozostałe, inni zachwycą się choćby imponującym rozmachem występem baletu. Był to w każdym razie mocny głos w licytacji na scenograficzny i inscenizacyjny przepych. Wpadka z początku też nie stawia ich na straconej pozycji: w końcu cztery lata temu Kanadyjczycy w Vancouver przetrwali jeszcze gorszą rzecz, gdy zepsuł im się olimpijski znicz.
W powietrzu latał olbrzymi posąg Piotra Wielkiego oraz inne inspirowane historią i sztuką Rosji gadżety w rozmiarze XXL, a także mała dziewczynka - o imieniu Ljubow, to jej śniły się tytułowe "Sny o Rosji" - którą reżyser wysłał na linie niemal pod samą kopułę hali "Fiszt".

Na ostatniej prostej pochodnię z olimpijskim ogniem niosły rosyjskie gwiazdy: tenisistka Maria Szarapowa, tyczkarka Jelena Isinbajewa, zapaśnik Aleksander Karelin i gimnastyczka Alina Kabajewa, ponoć nowa narzeczona prezydenta Rosji Władimira Putina. Wcześniej spekulowano, że to ona - ma się rozumieć, że po znajomości - zapali znajdujący się w centralnym punkcie parku olimpijskiego znicz, ale zaszczyt przypadł dawnym sławom: łyżwiarce figurowej Irinie Rodninie, trzykrotnej złotej medalistce olimpijskiej i hokejowej legendzie Władysławowi Trietjakowi.

W końcu ożyje więc martwy do tej park olimpijski z przyległościami, w którym wczoraj... sadzono drzewa (no, sadzono to za dużo powiedziane, wkładano do ziemi i przywiązywano sznurkami). Organizatorzy zapowiadają, że teraz dziennie będzie się tu przewijać 120 tysięcy ludzi. Po igrzyskach w tym miejscu ma powstać tor Formuły 1.

W kontekście więc poniesionych i planowanych wydatków, najbardziej symbolicznie zabrzmiał podczas ceremonii stary hit zespołu Tatu "Nas nie dogoniat", odegrany najpierw przed oficjalnym rozpoczęciem ceremonii, a potem kiedy pojawiła się reprezentacja Rosji (wszyscy w kożuchach). Rzeczywiście, pewnie nikt ich nie dogoni - chętni do wydania ponad 50 miliardów dolarów na sportową imprezę prędko się nie znajdą

Polska ekipa weszła do hali na luzie. Roześmiana i spontaniczna. Na trybunach poszło w górę parę biało-czerwonych flag. Sporo sportowców jednak zabrakło, głównie tych mieszkających w wioskach olimpijskich w Krasnej Polanie.

- Na ceremonii otwarcia nie byłem jeszcze ani razu - wyznał Kamil Stoch, który na igrzyskach jest po raz trzeci. - Czy żałuję? Hm, to na pewno podniosła chwila, ale mam wrażenie, że to jest atrakcyjne bardziej dla widzów niż dla zawodników. To trwa kilka godzin, a pójść, żeby pomachać widzom? To marnowanie energii, tym bardziej że w sobotę mamy kwalifikacje - wyjaśniał.

Kto wie, może wybierze się na zamknięcie. Z medalami na szyi.

Polacy na lodzie

* Sebastian Druszkiewicz pobiegnie w pierwszej parze z Amerykaninem Patrickiem Meekiem, a Jan Szymański w drugiej z Kanadyjczykiem Mathieu Giroux w dzisiejszym wyścigu na 5000 m, który zainauguruje zmagania łyżwiarzy szybkich na igrzyskach.

* W Soczi nie będzie polskich łyżwiarzy figurowych, ale nie zabraknie przedstawicieli sędziów znad Wisły. Dla Anny Sierockiej będą to piąte igrzyska w karierze. - Kiedy rozpoczyna się rywalizacja, mam "mrówki" na plecach - stwierdziła. Na dotychczasowych olimpiadach sędziowała rywalizację par sportowych. Tak będzie również tym razem. W Soczi jest również Halina Gordon-Półtorak jako techniczny kontroler w tańcach.

PRZEMYSŁAW FRANCZAK, **Soczi**

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski