Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Malowidła na bliznach. Eksperyment, który ma pokazać, że kobiety po mastektomii są piękne

Majka Lisińska-Kozioł
Reportaż. - Na malowanie ciała zgodziłam się natychmiast. Prosiłam malarkę, żeby pod farbą nie ukryła moich blizn. Ani tych po rekonstrukcji piersi, ani tych powstałych na skutek poparzeń w czasie radioterapii. Chciałam, żeby je było widać, bo ja proszę pani taka jestem. Niedoskonała - mówi Grażyna Piotrowska, przewodnicząca „Amazonek” z Krzeszowic

Gdy przed mikrofonem w Auli Akademii Wychowania Fizycznego stanął profesor Leszek Kołodziejski i mówił o tym, jak ważne jest samobadanie piersi, USG i mammografia, a potem, że wcześnie wykryty rak to nie wyrok, kilka siedzących na widowni pań kiwnęło potakująco głowami. One już się przekonały, że profesor ma rację.

Maria, z zawodu krawcowa, o tym, że ma raka, dowiedziała się 15 lat temu. Dziś jest zdrowa, ale nadal przychodzi na spotkania krzeszowickich „Amazonek”, bo wspólne przebywanie z koleżankami, z którymi rozumie się bez słów, kiedyś pomogło jej na nowo oswoić siebie i świat. Ale wtedy, przed laty, diagnoza, że wykryty przypadkiem guz jest złośliwy, zwaliła ją z nóg. Musiała zmienić plany i na nowo ustawić priorytety. - Gdy po mastektomii spojrzałam w lustro i zobaczyłam jedną, zamiast dwóch piersi poczułam, że jakaś część mnie zniknęła. Coś za coś - powiedziałam sobie. Straciłam pierś, ale zyskałam szansę na życie - mówi Maria.

Malowanie ciała kobiet po mastektomii zorganizowała w Krakowie Agnieszka Badura, fizjoterapeutka. - Żeby sprowokować ludzi do myślenia, trzeba ich zaskoczyć. Postanowiłam zatem połączyć body painting z problemami kobiet po mastektomii. Nawiązałam kontakt z Krzeszowickim Stowarzyszeniem Kobiet z Problemami Onkologicznymi „Amazonka”. Dziesięć pań zdecydowało się wziąć udział w projekcie. Jego efektem jest wystawa fotograficzna „Po obu stronach zwierciadła. Oblicza Amazonek”.

Fizjoterapeutka słuchała podczas spotkań ze znajomymi opinii mężczyzn na temat atrybutów kobiecości; przede wszystkim ładnych piersi. Kiedyś zeszło na kobiety po mastektomii. To dało Agnieszce asumpt do badań. Okazało się, że tak naprawdę męskie spojrzenie na kobiety po usunięciu piersi jest pełne sprzeczności. Ankietowani - z jednej strony nie widzą problemu, bo kobieta nawet bez piersi może być atrakcyjna, ale z drugiej - istnieje wśród nich przekonanie, że panie są przede wszystkim do oglądania. Utrata piersi zmniejsza tę atrakcyjność. Jedni deklarowali, że byliby wsparciem dla chorej na raka żony, córki czy matki. Drudzy, że nie wyobrażają sobie życia z partnerką po amputacji piersi.

***
Dzisiaj Maria przygląda się swojemu pomalowanemu ciału na wielkim zdjęciu i jest zadowolona, że się odważyła. Ale przyznaje, że o udziale w evencie, który ma przełamać stereotypowe pojmowanie kobiecego piękna, nie powiedziała rodzinie.

- Nikt nigdy w ten sposób mnie nie malował. Trzeba było pokazać bliznę i rozebrać się przed obcymi ludźmi. Malunek mi się spodobał. A zdjęcie jeszcze bardziej. Po fakcie pokazałam je córce. Była zaskoczona moją odwagą. I tym, że się zdecydowałam na taką zabawę, będąc na emeryturze. Maria nie żałuje. Liczy, że takie inicjatywy przełamią tabu o kobietach fizycznie okaleczonych.

- Mówi się na ogół, że jesteśmy biedne, bo tracimy piękne ciało. Okazuje się jednak, że prawdziwe piękno nosimy w sobie. Wydobyte na światło dzienne - zachwyca. Blizny nie mają tu nic do rzeczy.

***
Energiczna brunetka w modnych okularach to Grażyna Piotrowska, przewodnicząca „Amazonek” z Krzeszowic.

- Na malowanie ciała zgodziłam się natychmiast. Prosiłam malarkę, żeby pod farbą nie ukryła moich blizn. Ani tych po rekonstrukcji piersi, ani tych powstałych na skutek poparzeń w czasie radioterapii. Chciałam, żeby je było widać, bo ja proszę pani taka jestem. Niedoskonała. A body painting to była dla mnie supersprawa. Lubię wyzwania i zabawę, a życie jest dla mnie piękną przygodą.

Czasami jednak los płata nam niemiłe figle. - To było 26 kwietnia 2004 roku. Miałam wtedy 46 lat. Jestem z rodziny, w której występują nowotwory, byłam na badaniach kontrolnych i lekarka wspomniała, że coś jest nie w porządku. Jednak, gdy postawiono ostateczną diagnozę, byłam spokojna jak nigdy. Uznałam, że na to, co się stało, nie mam wpływu, ale na to co będzie - owszem. Nie płakałam. Profesor Andrzej Stelmach perfekcyjnie wykonał zabieg, blizna była do przyjęcia. Nie przerażała mnie.

Liczyło się to, że może chodzić, że ma zdrowe ręce. Od razu po zabiegu rozpoczęła rehabilitację; miała problemy, na przykład z kręgosłupem. Ale najgorsze były zastrzyki pobudzające szpik, który słabo działał po chemio- i radioterapii. - Syn powiedział mi wtedy, że jeśli będę w połowie taką optymistką jak zawsze, to żaden rak nie ma szans. Miał rację.

W Stowarzyszeniu „Amazonki” o przebytej chorobie nie można zapomnieć. - I dobrze. Nie chcę przestać o tym myśleć, bo nie zapominam o badaniach. Dostałam już jedenaście lat fajnego życia i nie zamierzam na własną prośbę tego zepsuć.

Grażyna pomaga, bo w małych miejscowościach kobiety po mastektomii tracą grunt pod stopami. Ludzie się tam znają, wiedzą, kto i na co choruje. O anonimowości nie ma mowy. A są panie, które nie chcą lub nie mogą mówić o swojej chorobie. I to trzeba uszanować. - Ja mogę o tym, co przeszłam, opowiadać. Od czasu mastektomii zaczęłam siebie lubić - mówi Grażyna.

- Myślę, że ta choroba musiała mnie dotknąć po to, żebym powtarzała innym: raka można wyleczyć. Malunek wykonany na jej ciele nie bardzo podobał się rodzinie. - Mówili, że wyglądam zbyt surowo, stanowczo. Ale nie o to chodzi. Chodzi o mnie i o inne kobiety, te mniej przebojowe; żeby dodać im odwagi.

Bliscy wspierali Grażynę w czasie choroby. Rodzina wiele rzeczy jej ułatwiła. - Ale siłę do walki z chorobą trzeba znaleźć w sobie. I ja ją znalazłam. Nie wstydziłam się swojego wyglądu. Akceptowałam go, a mój mężczyzna stał i stoi przy mnie. Oboje wiemy, co naprawdę znaczą słowa: na dobre i na złe.

***
Iza z Krakowa jest fajną, szczupłą blondynką po podwójnej mastektomii. - Miałam 27 lat i dwuletnie dziecko, gdy przypadkiem znalazłam guza w piersi. Diagnoza zwaliła mnie z nóg. Był 2005 rok. Zaordynowano mi operację oszczędzającą, chemio- i radioterapię.

Po ośmiu latach rak wrócił. - Trzeba było usunąć całą zajętą nowotworem pierś.

- Wtedy zdecydowałam się na mastektomię profilaktyczną. To była szybka decyzja. Mąż mnie nie zostawił, a ja się przyzwyczaiłam, że mam płaską klatkę piersiową.

Teraz Iza jest w trakcie rekonstrukcji piersi. - Robię to dla siebie, bo chcę przestać wzbudzać zainteresowanie, na przykład w pracy, gdy pod bluzką, w miejscu biustu jest puste miejsce. Jeśli rekonstrukcja się uda - super. Jeśli nie, też sobie poradzę. Dla Izy malowanie ciała okazało się miłym doświadczeniem, choć początek był nieco stresujący, bo malował ją młody mężczyzna. - Był chyba bardziej przejęty niż ja. Koniec końców potraktował mnie jak płótno, a projekt, który zrealizował podczas body paintingu, zdecydowanie odbiegał od tego, co zrobili inni malujący.

Mężowi Izy się podobało. Ale zaraz potem zawołał: Boże, a jak ty to z siebie zmyjesz? I rzeczywiście to był problem, bo farbę ciężko było usunąć.

Karol Babilas, grafik z Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, malując Izę, opierał się na symbolice afrykańskiej. - Najważniejsze było dla mnie to, żeby pokazać siłę wewnętrzną kobiety. Jej walkę z chorobą i jej zwycięstwo. Chodziło mi o to, żeby uzmysłowić widzowi, jak dużo kobieta może oddać, gdy chodzi o życie.

To było trudne, bo Karol jest młodym człowiekiem i o mastektomii dowiedział się przypadkiem, z ulotki. Podczas eventu stanął oko w oko z kobietą, która straciła obie piersi. Nie tylko jako artysta, ale też jako facet.

- Podczas naszej pracy każda ze stron musiała się wykazać taktem, gdyż przekraczaliśmy granicę intymności. Starałem się wczuć w historię Izy, potem tłumaczyłem jej, jaki mam plan. To było konieczne, żeby zrealizować projekt.

***
Magda z Gorlic zachorowała 7,5 roku temu. - Znalazłam guza w trakcie prywatki u przyjaciółki. Jestem geodetką i pracowałam wtedy w Warszawie. Ale operację, miesiąc po trzydziestych urodzinach, wykonano mi w Krakowie. Dwa lata później Magda zrobiła sobie rekonstrukcję piersi, bo chciała nosić dekolty. I nosi. Ale to nie znaczy, że o chorobie zapomniała. - Najgorsze było czekanie na operację. Miewałam wtedy chwile załamania. Jak każdy. Po mastektomii jest pod systematyczną kontrolą. Mówi, że częściej się uśmiecha.

Już brała udział w akcjach mających pomagać kobietom z chorobą nowotworową. - Gdy Magdalena Prokopowicz zakładała fundację „Rak and roll” najpierw wydała kalendarz z gwiazdami lat 60., 70. i 80. Wystąpiłam jako Kora Jackowska. A, że ja nie mam problemu z pokazaniem piersi, na body painting wymyślony przez Agnieszkę zgodziłam się od razu. Było fajnie, uśmiałam się i nagadałam za wszystkie czasy.

Magda jest optymistką. To lubią w niej znajomi. Na zdjęciu przedstawiono ją w zielonej tonacji. Wygląda dobrze. Emanuje z niej energia, siła i swoboda.

Agnieszka Ryk, plastyczka z body paintingiem miała już do czynienia, ale amazonek nie malowała nigdy. - Trudny dla mnie był kontekst. Kobieta bez piersi na ogół nie czuje się komfortowo, a osoba, która ma ją pomalować - jeszcze mniej. Jednak współpraca z panią Elżbietą ułożyła nam się doskonale. Malowałam całe jej ciało. Projekt ewoluował w trakcie pracy i to mi się spodobało. Oraz otwartość kobiet po mastektomii na nowe wyzwania. Panie uczą się walczyć o siebie.

- Tym, które mają wątpliwości, trzeba pomóc - mówi Karol. - Okaleczenie ciała nie musi szpecić. Poczucie się piękną to przede wszystkim stan ducha. Każda kobieta może zachwycać. Mastektomia nie ma tu nic do rzeczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski