Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małysz i Ammann podzielą się "złotem"

Redakcja
Wojciech Fortuna podczas PŚ w Zakopanem w 2008 r. Fot. Michał Klag
Wojciech Fortuna podczas PŚ w Zakopanem w 2008 r. Fot. Michał Klag
Ile medali przywiezie polska ekipa z Vancouver? - zapytaliśmy jedynego do tej pory złotego medalistę zimowych igrzysk olimpijskich (Sapporo, 1972) skoczka narciarskiego Wojciecha Fortunę.

Wojciech Fortuna podczas PŚ w Zakopanem w 2008 r. Fot. Michał Klag

ROZMOWA. Wojciech Fortuna spodziewa się w Vancouver nawet 5 medali Polaków

- Jestem optymistą, liczę na 4-5 medali.

Nie przesadza Pan?

- Liczmy: Justyna Kowalczyk sama może wywalczyć nawet trzy złote krążki. Do tego dorzucam jeden medal Adama Małysza i jeden Tomasza Sikory. To powinny być najlepsze zimowe igrzyska w historii polskiego sportu.

Kto zdobędzie "złoto" w Pana dyscyplinie?

- Mam swoją teorię: złotymi medalami podzielą się Simon Ammann i Adam Małysz. Choć może też być tak, że Szwajcar, podobnie jak w Salt Lake City, zgranie oba złote krążki, albo Adam zrewanżuje mu się za amerykańskie igrzyska. W każdym razie Adam bez medalu z Vancouver nie wyjedzie.

A Gregor Schlierenzauer, zapomniał Pan o nim?

- Austriak jest świetnym skoczkiem, może w przyszłości zostać zawodnikiem numer jeden w naszym sporcie. Ale myślę, że nie jest już tak pewny, jak przed paroma tygodniami. Trochę "wyskakał się", jakby nieco spuścił z tonu.

Na jakiej podstawie buduje Pan tak optymistyczne prognozy dla Małysza?

- Widać, że obaj z trenerem Hannu Lepistoe świetnie ułożyli program przygotowań do zimowych igrzysk. Adam powolutku pnie się w górę. Jest już bardzo blisko uzyskania takiej formy, jak w Predazzo, gdzie zdobył dwa złote krążki w mistrzostwach świata. Całe szczęście, że nasz skoczek wrócił pod skrzydła Hannu Lepistoe. On jest dla mnie niczym profesor wśród trenerów. Ogromne doświadczenie, spokój. Brałem udział przed rokiem w rozmowach w PZN, kiedy decydowała się sprawa, czy Lepistoe znowu będzie prowadził Adama. Nasz skoczek był zdeterminowany, żeby tak się stało. Mówił wtedy, że jeśli będzie taka potrzeba, to opłaci pensję Lepistoe z własnej kieszeni. Dobrze, że PZN wykazał się wtedy mądrością i przystał na tę propozycję.

To dobrze, że konkursy skoków rozgrywane będą na igrzyskach w Vancouver według starych zasad punktowania?

- Bardzo dobrze. Nowe regulaminy są bzdurą, jakby były wzięte z księżyca! Zawsze wiatr towarzyszył skokom i nigdy tego nie da się wyeliminować. A już kompletnie gubią się w tym kibice. Jak im wytłumaczyć, że zawodnik skacze o 10-15 metrów krócej, a jest wyżej w klasyfikacji? Myślę, że coś tam kombinowali Austriacy. Zwłaszcza z ustawianiem belki. Liczyli na to, że decyzję o ustawianiu rozbiegu będzie mógł podejmować trener, a więc wybierać najbardziej korzystny wariant dla swoich skoczków, zwłaszcza dla Schlierenzauera.

Trzeba pozostawić stare przepisy?

- Były kiedyś poszukiwania we właściwym kierunku. Rozgrywano trzy serie, odpadał najsłabszy wynik. To byłoby już bardziej sprawiedliwe. Tak skakano podczas mistrzostw świata w Zakopanem w 1962 roku. Pamiętam to, miałem wtedy 10 lat. Potem z tego zrezygnowano, bo FIS twierdził, że zawody wydłużają się. Dzisiaj to będzie chyba trudne do przeforsowania, bo wymogi stawia telewizja.

Może, jak sugerują niektórzy, zrezygnować z ocen za styl, niech liczy się tylko długość?
- W skokach zawsze liczyła się odległość. Kto skoczył daleko, ten wygrywał. Ale osobiście jestem za pozostawieniem arbitrów oceniających styl.

Pan jeszcze skakał w sweterku?

- O nie, na igrzyskach w Sapporo miałem kombinezon japońskiej firmy Mizuno. Ale gdzie mu tam było do dzisiejszych kombinezonów, dzięki którym skoczkowie stają się lotniami. Dzisiaj to jest zupełnie odmienne skakanie, inny styl, inne narty, nowy sprzęt. Za moich czasów z progu wylatywało się bardzo wysoko, teraz skoczkowie lecą tuż nas zeskokiem.

Jedzie Pan na igrzyska do Vancouver?

- Nie. Ale nie mam o to do nikogo pretensji. PKOl. zachowuje się wobec mnie bardzo fair. Byłem w Salt Lake City, gdzie jak myślę przyniosłem Adamowi szczęście. W Turynie był brązowy medalista w 1956 roku Franciszek Groń-Gąsienica, teraz do Kanady leci Helena Pilejczykowa, brązowa medalistka w łyżwiarstwie szybkim z 1960 roku.

Pędzi Pan teraz spokojnie życie na Suwalszczyźnie, nie tęskni Pan za Zakopanem?

- Zakopane nie tęskni za mną, to ja za nim też nie. Mam dom w Gorczycy. Niedaleko obok jest ośrodek sportów zimowych w Szelmencie. Są tam wzniesienia, na Jasionowej Górze jest sześć wyciągów, najdłuższy ma 700 metrów. W ośrodku założyłem izbę pamiątek sportowych. Są odlewy wszystkich polskich medali zdobytych na zimowych igrzyskach, ponad 300 fotografii. Cieszy mnie, że ludzie tam zaglądają.

Igrzyska spędzi Pan zapewne przed telewizorem?

- Oczywiście! Niech Pan napisze - Fortuna będzie sprzyjać naszym zawodnikom.

Rozmawiał ANDRZEJ STANOWSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski