Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mam dużo pokory i dystans do siebie

Rozmawiała Iwona Rojek
Krzysztof Krawczyk z żoną Ewą
Krzysztof Krawczyk z żoną Ewą fot. archiwum
Znani seniorzy. Krzysztof Krawczyk - legenda polskiej sceny muzycznej - który ostatnio wydał płytę ,,Tańcz po miłości kres” z piosenkami Leonarda Cohena, mówi o życiu, popełnionych w przeszłości błędach, miłości do lud zi i Boga

- Zbliża się Święto Zakochanych, Pan miał to szczęście, że odnalazł miłość życia?

- Tak i jestem z tego powodu niezmiernie szczęśliwy. Moja i Ewy wielka love story trwa prawie 27 lat, jesteśmy nierozłączni. Wspieramy się, pomagamy sobie we wszystkich problemach, motywujemy do życia i pracy. Myślę, że jestem już niezłym ekspertem w sprawach miłości. Miłość to nie tylko sielanka, ale wspólne przezwyciężanie trudności i cieszenie się sukcesami.

- Takim ostatnim sukcesem jest niewątpliwie wydanie płyty z piosenkami Leonarda Coehna „Tańcz mnie po miłości kres”?

- Nieprzypadkowo wybrałem te utwory. Są one głównie o miłości, a uważam, że miłość potrafi zdziałać cuda. Mnie postawa i uczucie mojej żony uchroniło od lekomanii - kiedyś brałem mnóstwo tabletek na różne dolegliwości - i sprawiło, że wróciłem do Boga. Te piosenki z mojej płyty w tłumaczeniu Macieja Zembatego zachwyciły mnie, bo zawierają bardzo duży ładunek uczuciowy. Poza tym dostrzegłem, że mamy z kanadyjskim twórcą dużo wspólnego. Obaj straciliśmy bliską osobę, otarliśmy się o śmierć, jesteśmy wędrowcami i mamy wielki dystans do siebie, dużo pokory.

- I to na pewno pomaga Panu cieszyć się popularnością, bo ludzie nie przepadają za pysznymi osobami. Chociaż na wiele lat zniknął Pan z Polski, mieszkał w Ameryce, nadal jest w naszym kraju na szczycie?

- Cieszę się z tego, że ciągle mam wiernych słuchaczy i to w każdym pokoleniu. Jestem zapraszany na koncerty i nie mam czasu odpocząć, bo telefon z różnymi propozycjami dzwoni bez przerwy. Na pewno powodem do dumy może być to, że pomimo różnych tragicznych sytuacji, jakie były moim udziałem, nadal cieszy mnie śpiewanie, nagrywam, koncertuję. Właśnie pokora pozwoliła mi odnaleźć drogę do Boga i nie ukrywam tego, że wiara obecnie bardzo wpływa na to, co robię i co myślę.

- Jest Pan jedną z nielicznych osób, które mówią otwarcie o błędach z przeszłości . To rzadkość u znanych ludzi.

- A dlaczego miałbym to ukrywać? Człowiek całe życie się potyka, ważne jest to, żeby umieć się podnieść i przeprosić. Mówiłem o tym, że przywiązywałem zbyt dużą wagę do kariery, zdarzyło mi się skrzywdzić parę osób. Może też dlatego, że nie zdawałem sobie w ogóle sprawy z tego, że istnieją siły nadprzyrodzone, siły duchowe, które wyznaczają nam pewien kierunek w życiu. To wszystko uświadomiła mi dopiero moja kochana żona Ewa, którą poznałem w Chicago i razem wróciliśmy do Polski. Teraz już wiem, że prawda, którą zgłębili nasi ojcowie, że „bez Boga ni do proga”, jest jak najbardziej aktualna, a człowiek musi dowieść swoim życiem, czy nadaje się „tam dalej”.

- Ale do tej religijności wiodła Pana długa droga?

- Mój ojciec zmarł w roku 1964, gdy miałem zaledwie 16 lat. To był dla mnie bardzo duży cios. Od tego momentu stałem się ateistą. Myślałem sobie, skoro Bóg zabrał mi ojca, to niemożliwe żeby był miłością. Ale to było takie myślenie nastolatka. Nie wiedziałem, że Bóg ma wobec człowieka jakiś plan i w nim istnieje czasowo śmierć. Przez następnych 20 i kilka lat żyłem sobie wesoło: wino, kobiety i śpiew. Miałem koło siebie „ muszkieterów”, Trubadurów, którzy też lubili wesoło spędzać czas. Tak sobie żyliśmy na luzie. Dziś żałuję, że tak pochopnie wyrzekłem się tych wartości chrześcijańskich, bo moje życie z pewnością ułożyłoby się inaczej. Nie padłyby ofiary w postaci dwóch żon, które miałem. Gdybym przestrzegał moralności, którą wskazuje dekalog, a Chrystus rozwija, uniknąłbym wielu tragedii, bólu i rozczarowań. Nie cierpieliby przeze mnie ludzie.

- Myśli Pan, że zdrada emocjonalna, fizyczna zawsze niszczy miłość, związek?

- Oczywiście, wierność to podstawowa zasada, która pozwala utrzymać w jak najlepszym stanie małżeństwo. Teraz do głowy by mi nie przyszło, żeby myśleć o jakichś przygodach. Nie odczuwam najmniejszej potrzeby, aby w taki sposób urozmaicać sobie życie. Ewa, z którą razem pracujemy, odpoczywamy, wyjeżdżamy, jest wspaniałą kobietą, moją drugą połówką. Odpowiada mi pod każdym względem, dlaczego więc miałbym ją ranić?

- Myśli Pan, że na rozbitej rodzinie zawsze ciąży jakiś ciężar?

- Jestem o tym przekonany. To odbija się na dzieciach i na nas samych. Złe słowo, zły czyn wirują gdzieś w przestrzeni i uderzają w nas ze zdwojoną siłą. Jest w nas żal, wyrzuty sumienia. Dlatego cierpimy, bo źle postępujemy, bo nie trzymamy się odpowiednich mierników. Jeśli małżonkowie się kochają i nagle dochodzą do wniosku, że nie zgadzają się charakterami, nie pasują do siebie, to musi być jakaś tego przyczyna. Najczęściej jest to inna partnerka, partner, albo lenistwo, brak pracy nad sobą. Gdy coś się wali, to trzeba nad tym pracować, trzeba chcieć i umieć to naprawić.

- Jak Pan ocenia lata spędzone w Ameryce?

- Podsumuję to tak, że cieszę się z tego, że mój jedyny syn woli mieszkać w Polsce. Ameryka jest pięknym krajem, o wielu możliwościach, ale jest też szalenie niebezpieczna. Ciężko zdobywa się tam chleb, jest ogromna konkurencja, nieustająca walka o pracę. Jedno z większych świąt w rodzinie jest wtedy, gdy ktoś zdobywa pracę, jedna z większych tragedii, gdy ktoś pracę traci. U nas zresztą zrobiło się podobnie. W Ameryce spotkało mnie wiele złego i dobrego. Nagrałem płytę, występowałem w Las Vegas, przejechałem z koncertami całe Stany, poznałem wspaniałych ludzi. Ale to był tylko pewien etap życia.

- W Polsce czuje się Pan lepiej?

- Mam dom wśród brzóz. Jestem szczęśliwy w małżeństwie, dogadałem się z synem. Czego więcej można chcieć od życia? Publiczność przychodzi na koncerty, otrzymuję nowe propozycje. Jestem zdania, że trzeba śpiewać, dopóki ludzie chcą słuchać. Czuję, że moje życie ma sens.

- Pojechał Pan do Ameryki głównie po to, aby nagrać płytę?

- Tak i udało mi się to zrobić dzięki pomocy wielu ludzi. Z perspektywy czasu oceniam, że ci, którzy zostawiają w Polsce żony, mężów czy dzieci i wyjeżdżają tam zarobić pieniądze, nie postępują rozsądnie. Cena, jaką się za to płaci, jest niewspółmierna do zysków. Można żyć szczęśliwie, choć ubogo, gdy się ma przy sobie kochającą osobę - to jest ważniejsze niż pieniądze.

- Przeżył Pan tam wiele nieszczęść, spalił się pana dobytek, cudem uniknął Pan śmierci. Czego Pana te tragedie nauczyły?

- Człowiek zauważa cierpienie drugiego dopiero wtedy, gdy sam je przeżywa. Gdy nie cierpimy, nie chcemy nawet wiedzieć, że cierpienie istnieje. Przez to, co mnie dotknęło, potrafię wczuć się w przeżycia drugich. Staram się nie być obojętnym na ich nieszczęście. Jeśli możemy, pomagamy z żoną wielu ludziom.

- Jak wygląda Pana codzienność?

- Moje życie składa się z pracy i wypoczynku. Bardziej z pracy, bo ta daje mi dużo satysfakcji. Nagrywam, koncertuję. Przyglądam się, co dzieje się w Polsce, na świecie. Chciałbym doczekać czasów, kiedy biznes będzie robiony uczciwie, poprawi się sytuacja rolników, nie będzie samobójstw z powodu braku pracy. Może moja ostatnia płyta uświadomi ludziom jak ważna jest miłość. Ona pomaga przetrwać trudne chwile i wzbogaca nasze życie. Ja bez mojej Ewy nie byłbym tym samym człowiekiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski